29 grudnia 2012

| 16 | - Ponieważ JA CIĘ potrzebuję My Lady.

<Evil>
Spojrzałam na budzik i wściekłam się niesamowicie.Za 10 minut miałam spotkanie ze wspaniałym pożal się boże wice Ministrem Magii. Westchnęłam głośno i zwlekłam swoje ciało z łóżka. W łazience spędziłam 5 minut, a więc zostało mi kolejne pięć na dodarcie do pracy. Jęknęłam w duchu ubierając się za pomocą magii. Zostały mi 2 minuty. Zamknęłam mieszkanie na jeden zamek, aby nie obudzić przyjaciół, akurat dzisiaj wszyscy – prócz mnie i Blaisa - mieli na później więc mogli śmiało spać. W ostatniej chwili przecisnęłam się przez tłum w toalecie-transporcie i wcisnęłam spłuczkę. Nie minęła sekunda a byłam w budynku, kiedy tylko postawiłam krok moim oczom pojawił się nikt kto inny jak Harry Potter, Chłopiec-który-przeżył oraz mój ciekawski i nudny szef – tak jakby bo dopiero wczoraj trafił na to stanowisko.
- Spóźniłaś się Malfoy! – warknął poprawiając marynarkę. Nazywał mnie tak od pewnego incydentu ze szkoły. Stare dzieje a on ciągle pamięta.
- Nie waż się do mnie tak mówić POTTER ! –wysyczałam mu prosto w twarz. Tego było już za wiele.  – Jeśli nie umiesz zrozumieć że pracuję już dla ciebie za 3 osoby i zawsze jestem pod telefonem to znaczy że nie jesteś takim dobrym ministrem. – Zasada numer jeden kodeksu czarownic i czarodziei : Nie zadzieraj z Evelin Malfoy! Zwłaszcza jak Za szybko wstała, albo zaspała.
- Tego już za wiele Panno Malfoy! Masz natychmiast ….
- Co tutaj się dzieje?! – Usłyszałam głos anioła, który przyszedł mnie uratować. Szkoda że nie obudził mnie, kiedy sam wstał, ale no cóż na Merlina, czemu on mnie tak dręczy?  Westchnęłam zerkając na Zabiniego. Matko jak ja go kocham.
- Nic Panie Zabini, udzielam sobie miłą pogawędkę z Panną Malfoy. – Wymamrotał speszony Harry.
- A więc ją skończyłeś, chodź Evil potrzebuję Cię w departamencie tajemnic. – Przerwał mu Diabeł a ja grzecznie poszłam za nim wystawiając brunetowi język. Chwilę później byliśmy już tylko we dwoje, ku mojej uciesze. Zjeżdżaliśmy windą do departamentu, byłam bardzo ciekawa do czego mnie potrzebuje mój anioł stróż.
- Dziękuje, że mnie od niego odciągnąłeś.
- Nie ma za co Eve, tak naprawdę to wcale nie potrzebuję Cię do pracy. – Wcisnął guzik stopu a winda zatrzymała się na-20 piętrze. To i tak był poziom jego biura więc nie zdziwiłam się widząc ten magiczny numerek. Blaise pociągnął mnie za rękę i weszliśmy w pierwsze lepsze drzwi – no może nie lepsze, był to jego gabinet.
- Zabini, możesz mi wytłumaczyć co się tutaj dzieje? Najpierw sprawiasz że mój budzik nie dzwoni, coś czuję że to twoja sprawka, a później zjawiasz się nagle, gdy akurat dostaję ochrzan od bliznowatego – Westchnęłam cicho zamykając drzwi. Domyśliłam się że mam to zrobić.
- Ponieważ JA CIĘ potrzebuję My Lady. –Usłyszałam cichy szelest, jakby syknięcie. Zimne, stanowcze i ostre. Dobrze znałam ten głos, to był ktoś przez którego każdy na tym świecie mógł mieć kłopoty. Pożałowałam swoich słów czując przechodzący przez całe moje ciało ból. Upadłam na podłogę trzęsąc się z cierpienia. Mój oprawca śmiał się, nigdy mnie to nie przestanie zadziwiać.
– Stęskniłem się za tobą Evelin. – Zwolnił zaklęcie a ja opadłam bez silna, po chwili jednak  uklękłam i spojrzałam mu w twarz. Przede mną stał nikt kto inny jak sam Tom Marvolo Riddle, w całkiem ludzkiej i żywej postaci. Nie wyglądał jak sprzed tych kilku miesięcy, gdyby nie znajome spojrzenie, byłabym przekonana że jest to kompletnie ktoś inny. Mimo że to tylko mój horkruks go uratował, ten co znajdował się we mnie, nic nie przypominało jego wyglądu. Hebanowe włosy opadały mu na twarz jako krótka grzywka, wyglądał na maksymalnie 25 lat, tylko jakim sposobem?
- Panie, minęło dopiero lato… jakim sposobem tak szybko się zregenerowałeś? W jaki sposób tak się zmieniłeś – wiedziałam że to tylko te powitanie było tak zimne. Blaise jednak szybciej doszedł do mnie i pomógł mi wstać, podtrzymując.
- Ni Ci nie jest? – szepnął mi do ucha z troską, jęknęłam jednak pokręciłam głową.
- Oh Evelin…. moja droga, nie tylko dla twojej mocy wybrałem Cię na swój ostatni horkruks, jesteś metamorfomagiem, a dzięki temu, że cząstka mnie pozostała w tobie, ty masz tę brakującą cześć u mnie… dzięki temu i ja jestem metamorfomagiem, a ty nie straciłaś daru wężoustwa. Czuję też że jesteś jeszcze silniejsza, to dobrze…. – szeptał Voldemort, spoglądając na mnie spokojnym wzrokiem, nie widziałam śladu po czerwonych, wężowych tęczówkach.
- Panie, czy to oznacza że wracasz? Znów będziemy zabijać mugoli i szlamy? – zapytał Blaise, nie przestając mnie podtrzymywać, nadal było mi słabo. Cruciatus działał na mnie dwa razy mocniej niż na innych, nigdy jednak nie wiedziałam dlaczego tak się działo.
- Nie Zabini… tępienie szlam i mugoli przestało mnie interesować, zmieniłem zdanie gdy dzięki pomocy jednej z takich rodzin.. odzyskałem i będę nadal odzyskiwał siły. Zrozumiałem, że nie w tym jest największy problem świata czarodziejów… Oczywiście, szlamy które zasługiwały na śmierć, nadal będą zagrożone… jednak nigdy nie ruszę tych niewinnych, nie dopuszczę też abyście wy to zrobili… Panno Malfoy, Panie Zabini… przytoczę wam moje plany gdy dotrzemy do domu, jak tylko oczywiście skończycie swoje obowiązki, musicie zachowywać się jak zwykle…. – Przyjrzał nam się i uśmiechnął, tak rzeczywiście się uśmiechnął.
- Jednak,  wiesz Panie przecież… że dopiero co zaczęliśmy pracę,  nie możemy teraz wyjść, tak łatwo jednak nie wyjdziesz…
- Przyjaciele, znajdę sobie tutaj zajęcie… nikt mnie nie rozpozna, prócz was oczywiście, będę też musiał unikać Pottera, blizna może zapiec – mimo że nie jest już częścią mnie. Blaise, mogę zostać w twoim biurze? Musisz mi opowiedzieć o wszystkim, co robiliście przez ten czas… gdy skończycie, przeniesiemy się do domu Johnsonów, rodziny u której przebywam. Jednak wybadałem z twojego umysłu, że mieszkacie z kimś jeszcze. Czy był lub jest po naszej stronie?
- Niestety, nigdy nie było po żadnej stronie.. krytykował i nas, i Zakon.. więc jest neutralny. Mimo wszystko Panie, jest on w związku z Hermioną, mimo że on nie jest dość silny, w pewnym sensie jej na nim zależy. – Powiedziałam szybko, wiedziałam że zrozumie, o to się nie martwiłam. Spojrzał na mnie dość dziwnie, jednak pokiwał głową.
- No dobrze, wracajcie do pracy… Jak najszybciej musicie zrobić wszystko... Jestem nadal bardzo słaby, nie jestem w stanie zrobić czegoś, co wymaga siły. – Usiadł bezwładnie na fotelu dla gości. Od razu było widać że ledwo co się trzyma na nogach, Cruciatus nie tylko mnie wykończył. Skłoniłam się nisko i wyszłam jak gdyby nigdy nic. – Na razie mówcie mi po imieniu, moim prawdziwym.. mogę udawać któregoś z was kuzyna… nie będę musiał się martwić.
- Do zobaczenia Blaise… i Tom – uśmiechnęłam się i wyszłam. Niechętnie wróciłam do pracy i czekającej na mnie sterty papierów, jęknęłam widząc że Bliznowaty w zemście dał ich jeszcze więcej. Sporo czasu zajęło mi uporządkowanie ich, zerknęłam na zegarek – 16. Upragnione wskazówki : Duża na 12, natomiast mała na 4. Wzięłam torebkę z potrzebnymi rzeczami i wyszłam, Przy fontannie spotkałam Diabła i … Czarnego Pana, nadal był słaby jednak z pewnym uśmiechem na ustach spojrzał na mnie, a potem znów na Blaisa. Pewnie on jest kolejną osobą która wie co się wydarzyło „WTEDY”. Westchnęłam, po chwili ruszyliśmy do jego mieszkania, podał nam adres abyśmy mogli użyć teleportacji łącznej.
Rzeczywiście, w tym domu mieszkały szlamy, widać było że zachowują się jak normalni ludzie. Podziękował im na chwilę a Ci z takim samym uśmiechem wyszli, nie byli pod Imperiusem, a w ich umyśle czułam tylko pozytywne i dobre intencje. Cieszyłam się że trafił na takich ludzi.
- Czy któreś z was sprowadzi mi Draco i moją ukochaną Hermionę? – spojrzał na nas niecierpliwym wzrokiem, kiwnęłam głową i teleportowałam się do domu. Obiad był jeszcze w drodze, odnalazłam całą szczęśliwą trójkę na kanapie. Roześmiałam się, bo wyglądało to całkiem komicznie.
- Hermiona, Draco… jesteście mi na chwilę potrzebni… w Departamencie,  potrzebna dwójka czarodziei.. padło na was, no chodźcie! – Umiałam kłamać, ale przyjaciele zawsze widzieli kiedy to robie, od razu przeczuli że to coś jeszcze ważniejszego i pożegnali się z Mattem. Lady nie omieszkała delikatnie go pocałować. Złapałam ich za ręce i od razu wróciliśmy do Johnsonów. Draco nadal pozostawał nieogarnięty, jednak Hermiona spoglądała na Czarnego Pana ciekawym wzrokiem.
- Witaj kochanie, jestem jednak zbyt zmęczony aby się przywitać… później porozmawiamy, obiecuję Ci słonko. Teraz proszę Was, siadajcie. – wskazał nam pokaźną sofę na której z resztą usiedliśmy. Hermiona milczała, była w niezłym szoku, obie spodziewałyśmy się roku, maksymalnie 4 lat, ale nie niecałych 3 miesięcy.
- Moi drodzy, Eveline i Blaise już wiedzą… nie chcę kolejny raz podbijać świata czarodziejów w ten sposób, przekonałem się że mugole i szlamy nie są aż tak złe jak się wcześniej wydawało. Pogodziłem się z faktem że sam jestem pół-krwi. Jednakże, nie chcę i nie zamierzam wybaczać Zakonowi za to co zrobili, nie tylko zniszczyli Śmierciożerców, zabili wielu z nas… zniszczyli nasz dom, Dark Castle jest ruiną. Ustanowili Pottera jako pana i władcę, choć jego zwycięstwo było przez nas zaplanowane… Dumbledore od dawna wcale nie zamierzał ratować mugoli, on chciał jedynie łatwego dojścia do władzy, Potter był jego pionkiem – w końcu sam odmawiał wielokrotnie, a nim łatwo było sterować. Mój drogi Albus jednocześnie chciał nas powstrzymać, zniszczyć nas – aby wyjść na dobrego.. Powołał nawet swój zakon Feniksa, aby umocnić swoje fałszywe nadzieje i cele. Był żałosny a ja głupi, bo dałem się wtopić w jego grę… - zrobił tutaj chwilę przerwy na łyk wody, spojrzał po kolei na każdego z nas i wrócił do opowieści. – Przez niego,  zacząłem wierzyć że szlamy są złe, ponieważ on nigdy mnie nie lubił, buntowałem się.. co on kochał, ja nienawidziłem…. naprawdę teraz żałuje co zrobiłem, w wielu przypadkach, w wielu nadal nie…  jednak nie o to chodzi, potrzebuję zemsty… Zemsty na zakonie, pragnę go zniszczyć, wraz z Potterem aby któreś z was dzieci, mogły oczyścić Ministerstwo od kłamców. Wiem jednak… dzięki Blaisowi, że wielu z członków naszego przeciwnika, nigdy  nie było po stronie Dumbledora, są nimi : Longbottomowie, Kingsley, Padmore i  Hestia Jones. Z tego co wiem, to Alicja i Frank wrócili do zdrowia, ich tortury były częścią planu, które poszły za daleko… nie wracajmy do tego. Dalsze działania podam wam, kiedy będę mieć choć zarys, na razie potrzebuję długiego odpoczynku na regenerację.. mieszkam tutaj, w każdej chwili możecie mnie odwiedzić…. nie chcę być aż taki surowy, tym bardziej że tylko wy mi zostaliście. – westchnął, widziałam że  się zmienił, tym bardziej że wiekiem cofnął się o prawie 50 lat.
- Dobrze… Panie. – Kiwnął głową Blaise, zrobiliśmy to całą trójką. Tylko Hermiona nadal patrzyła się na niego, jakby zobaczyła ducha. Nie mrugała, jednak jej oczy mówiły że wszystko, całe jego zwierzenia słyszała i rozumiała.
- Tom, znaczy się.. dziadku… mogę zostać? – Wyszeptała gdy razem z chłopakami wstałam z miejsc.
- Oczywiście, siadaj bliżej.. musimy porozmawiać, o wielu rzeczach. – spojrzał po kolei na mnie, Draco i Blaisa. Wyszliśmy i orbitowaliśmy do domu, od razu zabrałam się z braciszkiem za obiad.
- I jak poszło? CO z Hermioną? – podenerwowany Matt jęczał nam nad uchem.
- Nic, po prostu poszła na pokątną… chciała zrobić zakupy, niedługo wróci.

<Hermiona>
Nie mogłam uwierzyć, ze juz wrócił!! Bardzo mi go brakowało, w końcu to moja jedyna rodzina. Usiadłam bliżej, tak jak polecił.
- świetnie wyglądasz dziadku! - powiedziałam z wielkim uśmiechem.
- jak zwykle urocza. Chodź do mnie maluchu. - podeszłam i przytuliłam go delikatnie, by nie sprawić mu bólu.
- napijasz sie czegoś?? - zagadnął.
- dziękuje, jestem po śniadaniu. Ostatnio mam wilczy apetyt. - oboje zaczęliśmy sie śmiać.
- no to opowiadaj. Na pewno wiele sie działo podczas mojej nieobecności. Doszły mnie słuchy, ze masz chłopaka.
- uch... - sapnęłam. - myślałam, ze tego tematu uda mi sie uniknąć. No ale cóż skoro i tak wiesz to powiem o wszystkim.
- zamieniam sie w słuch kochanie. - Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
- zaczęło sie od wyjazdu na wakacje. Byliśmy w Chorwacji. Blaise znalazł świetny domek z tarasem na płazy. Podczas tego wyjazdu uświadomiłam sobie,  ze jestem zakochana w Draco.
- w Draco?? Bardzo dobrze, poparłbym ten związek. - powiedział z uśmiechem za co zmierzyłam go wzrokiem. - przepraszam, kontynuuj.
- również w tym czasie zostaliśmy parą, to był najcudowniejszy okres mojego życia. Naprawdę dziadku, nie wyobrażasz sobie nawet jaka byłam szczęśliwa. Później zamieszkaliśmy wszyscy razem.
- czekaj, bo teraz juz nie rozumiem, co z tym Mattem??
- zawsze musisz być taki niecierpliwy?? Właśnie do tego dochodzę. - udzieliłam mu reprymendy. Zawsze bawiła mnie zmiana jaka zachodzi w dziadku. Przy obcych bym zimnym i przerażającym morderca. Dla mnie natomiast kochającym Dziadkiem, takim jak wszyscy. - kupiliśmy dom z 4 sypialniami i jedna była wolna. Wiec znaleźliśmy lokatora. To właśnie Matt. Wszystko było w porządku. Imprezowaliśmy i żyliśmy tak jak zawsze. Jednak pewnego dnia strasznie pokłóciłam sie z Draco i sie rozstaliśmy. Okropnie to przeżyłam i na złość Malfoyowi zaczęłam chodzić z Mattem. I to mniej więcej tyle. - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Hermiono, wiesz ze nie wolno bawić sie ludzkimi uczuciami? - no właśnie o tym mówiłam... Życiowe porady najstraszniejszego człowieka na ziemi.
- wiem, wiem... Po prostu musiałam pokazać draco, ze nie jest jedynym facetem na ziemi.
- rozumiem kochanie. A co z Evil i Blaisem? - zrobiłam wielkie oczy.
- a ty skąd o tym wiesz?? - skwitował moje pytanie tajemniczym uśmiechem. Postanowiłam nie wnikać w szczegóły. - oboje sie kochają, ale żadne sie nie przyzna. Są strasznie uparci. Dziadku, przepraszam, musze lecieć na trening. O właśnie nie wiem czy wiesz, ale od początku sezonu gram dla kelpie.
- naprawdę?? Gratulacje!! A teraz lec, nie chce żebyś przez starego dziadka miała problemy. - ucałowałam go w czoło i teleportowałam sie na stadion.

Draco.
Hermiona nie wracała, nie dziwiłem się, rozmowa z Riddlem była dla niej ważna. Cieszyłem się też z powodu tego, że w końcu może coś zacznie się dziać w naszym życiu, te wieczne imprezy zaczęły mnie nudzić. Jednak mimo wszystko miałem ochotę na jedno piwo, w domu już nic nie było więc z radosnym i pełnym nadziei uśmieszkiem podszedłem do Blaisa.
- Diabeeeł, chodź na piwko! – pociągnąłem go za rękaw jak dziecko. Musiałem też z nim szczerze pogadać,  - chodź na piwko,  na piwko, chodź na piwko, na piwko, chodź na piwko, na piwko, chodź na piwko, choooodź na piwko, na piwko, chodź na piwko, chodź na piwkooooo ...
- Draco, pójdę jeśli ty przestaniesz jęczeć! - roześmiał się mój przyjaciel. Dobrze że nie jesteśmy dziewczynami, wystarczy że założymy buty i wyjdziemy.  Uśmiechnąłem sie zaciągając diabla do najbliższego baru, usiedliśmy niedaleko barmana, zamawiając po piwie. Szybko upiłem łyk upragnionego napoju.  Blaise spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem, śmiejąc dość głośno. Kiedy atmosfera nieco spoważniała, westchnąłem.
- Blaise,  z nikim o tym nie gadałem... a komuś muszę sie wygadać, Evil sie boje, ha to ty jesteś moim najlepszym kumplem. - zacząłem powoli.
 - Ale o co chodzi?  Bo teraz już to kompletnie nie wiem o co chodzi.
- No, dobra...  Ja nadal kocham Hermionę, - spuściłem wzrok.
- To świetnie!  Draco!  Ona... - ugryzł sie w język jednak po chwili  - ona nie jest szczęśliwa z  Mattem.
- Skąd to wiesz?
- Rozmawiałem z nią... jak była po pijaku, więc nie jest tego świadoma że ja wiem.
- Naprawdę? No wiesz, mi się wydawało że w miarę jest szczęśliwa ... a skoro ona to i ja.  . Choć wiem, że na ostatniej imprezie coś się wydarzyło,  nie pamiętam co, ale to było coś świetnego tylko to czuje .. boje sie pytać Evil, bo raczej mi nie powie, eh, nie mogę patrzeć na to że jest z tym idiotą, tym bardziej ze wiem ze jest z nim nieszczęśliwa.
- Musisz jej wyznać prawdę, ale we właściwym momencie, teraz jest w szok, ponieważ Tom wrócił, za kilka dni jej urodziny. Teraz to ty musisz sie wykazać, nie możesz się wygłupić.
- wiem o tym, ale co ja miałbym jej kupić? Jesteśmy przyjaciółmi ...
- to nie znaczy ze masz sie wygłupić i kupić cos beznadziejnego ... poproś Evil aby Ci pomogła
- Masz racje, może wtedy jej to powiem? - spojrzałem na niego, upijając łyk. - A ciebie co gryzie?
- Draco,  pamiętasz, jak ostatnio wmówiłem Evil że byliśmy z Tobą w barze?
- Tak,  do tej pory zastanawia się co wydarzyło sie na prawdę.
- Chodzi o to, ze jak byliśmy w parku,  chciałem jej cos powiedzieć,  ale pojawił sie ten Mike  , wróciłem do domu, a kiedy i ona wróciła, przyszła do mnie aby sie zapytać, co chciałem powiedzieć.... Draco, Kocham ją. Bardzo, i to jej powiedziałem, zanim cokolwiek odpowiedziała, rzuciłem Obliviate ... chciałem jej powiedzieć, nie żeby wiedziała , albo pamiętała.
- Blaise, popełniasz blond. Kochasz moja siostrę stary, a nie jesteś w stanie jej tego powiedzieć A pouczasz mnie! - roześmiałem sie, wiedziałem ze cos jest miedzy ta dwójka,  tylko nie wiedziałem ze zaszło to aż tak daleko, często widziałem jak Evil patrzy na diabla, jednak nie wiedziałem że to miłość. No cóż, na mnie też zawsze patrzy, jednak z małą nutką ironii. Moja mała siostrzyczka, kocham ją i nienawidzę każdego dnia. Uśmiechnąłem się do przyjaciela.
- Nie wiem jak ona, ale na pewno ucieszyłaby się na te słowa, ja nic nie wiem. Ale musisz z nią porozmawiać, inaczej ją stracisz. Nie będzie czekać wiecznie, znasz ją, jest niecierpliwa pod względem innych. Stary, coś czuję że będziecie idealną parą.
- Dzięki, wiesz już się bałem wywodu typu : Jak tylko się do niej zbliżysz to nieżyjesz! „
- Daj spokój! Jesteś moim najlepszym przyjacielem. I być może przyszłym szwagrem. – Kiedy tylko skończyliśmy te piwa, wróciliśmy do domu. Hermiona zdążyła wrócić, nastaliśmy wesołą gromadkę przy telewizorze grającą w Dance party, gra polegała na wciśnięciu odpowiedniej szczałki na iteraktywnej macie, w rytm muzyki. Mistrzynią jak narzie zawsze była Evil, jednak nie wiadomo kto tym razem wygrywał.
- O cześć ! Gracie z nami? – zawołała Evil. Blaise od razu się uśmiechnął i podszedł do nich.
- Pewnie! Rozgromię Cię Blondie! – zawołałem łapiąc ją w ramiona i delikatnie okręcając w okół.
- Draco! Zabije Cię Malfoy! Jeśli mnie nie puścisz! – śmiała się wesoło, waląc mnei w barki. Opuściłem ją na kanapę. Rywalizacja się rozpoczęła, Matt był też niezły, jednak nikt nie mógł pobić Evil, którą mieliśmy w swojej drużynie. Ja i Evil, kontra Hermiona i Matt. Ja byłem kiepski, moja ukochana nieco lepsza, ale nie bardzo. Szanse były wyrównane. Ostatecznie nikt nie wygrał, za każdym razem jak Mutt i Eveline kłócili się o rewanż, i tak nim się kończył. W końcu zmęczeni padliśmy spać. Ja musiałem się zacząc zastanawiać, co kupić Hermionie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz