28 czerwca 2012

| 0. | Prologue - Jakoś zacząć trzeba


Obudziłam się jak zwykle, całkowicie zlana potem. Jednakże dzisiaj byłam również przerażona, śnił mi się naprawdę realistyczny sen, dotyczący przeszłości, bardzo mrocznej przeszłości.
Spojrzałam na budzik i wściekłam się niesamowicie.Za 10 minut miałam spotkanie ze wspaniałym Ministrem od po żal się boże magii. Westchnęłam głośno i zwlekłam swoje ciało z łóżka. W łazience spędziłam 5 minut, a więc zostało mi kolejne pięć na dodarcie do pracy. Jęknęłam w duchu ubierając się za pomocą magii. Zostały mi 2 minuty. Zamknęłam dom i zabezpieczyłam. W ostatniej chwili przecisnęłam się przez tłum w toalecie-transporcie i wcisnęłam spłuczkę. Nie minęła sekunda a byłam w budynku, kiedy tylko postawiłam krok moim oczom pojawił się nikt kto inny jak Harry Potter, Chłopiec-który-przeżył oraz mój ciekawski i nudny szef.
- Spóźniłaś się Malfoy! – warknął poprawiając marynarkę. Nazywał mnie tak od pewnego incydentu ze szkoły. Stare dzieje a on ciągle pamięta.
- Nie waż się do mnie tak mówić POTTER ! –wysyczałam mu prosto w twarz. Tego było już za wiele.  – Jeśli nie umiesz zrozumieć że pracuję już dla ciebie za 3 osoby, nigdy nie biorę urlopu i zawsze jestem pod telefonem to znaczy że nie jesteś takim dobrym ministrem. – Zasada numer jeden kodeksu czarownic i czarodziei : Nie zadzieraj z Evelin Malfoy !
- Tego już za wiele Panno Malfoy! Masz natychmiast ….
- Co tutaj się dzieje?! – Usłyszałam głos anioła, który przyszedł mnie uratować. Na Merlina, czemu on mnie tak dręczy?  Westchnęłam zerkając na Zabiniego. Matko jak ja go kocham.
- Nic Panie Zabini, udzielam sobie miłą pogawędkę z Panną Malfoy. – Wymamrotał speszony Harry.
- A więc ją skończyłeś, chodź Evil potrzebuję Cię w departamencie tajemnic. – Przerwał mu Diabeł a ja grzecznie poszłam za nim wystawiając brunetowi język. Chwilę później byliśmy już tylko we dwoje, ku mojej uciesze. Zjeżdżaliśmy windą do departamentu, byłam bardzo ciekawa do czego mnie potrzebuje mój anioł stróż.
- Dziękuje, że mnie od niego odciągnąłeś.
- Nie ma za co Eve, tak naprawdę to wcale nie potrzebuję Cię do pracy. – Wcisnął guzik stopu a winda zatrzymała się na-20 piętrze. To i tak był poziom jego biura więc nie zdziwiłam się widząc ten magiczny numerek. Blaise pociągnął mnie za rękę i weszliśmy w pierwsze lepsze drzwi – no może nie lepsze, był to jego gabinet.
- Zabini, możesz mi wytłumaczyć co się tutaj dzieje? – Westchnęłam cicho zamykając drzwi. Domyśliłam się że mam to zrobić.
- Ponieważ JA CIĘ potrzebuję My Lady. –Usłyszałam cichy szelest, jakby syknięcie. Zimne, stanowcze i ostre. Dobrze znałam ten głos, to był ktoś przez którego każdy na tym świecie mógł mieć kłopoty. Pożałowałam swoich słów czując przechodzący przez całe moje ciało ból.Upadłam na podłogę trzęsąc się z cierpienia. Mój oprawca śmiał się, nigdy mnie to nie przestanie zadziwiać.
– Stęskniłem się za tobą Evelin. – Zwolnił zaklęcie a ja opadłam bez silna, po chwili jednak  uklękłam i spojrzałam mu w twarz. Przede mną stał nikt kto inny jak sam Tom Marvolo Riddle, w całkiem ludzkiej i żywej postaci.







Narazie musze opanować - stworzyć i ogarnąć bloga.. ale dodam resztę wkrótce;)