7 sierpnia 2012

| 5 | Bitwa o Hogwart i o własne życie


<Hermiona>
Do wielkiej chwili zostały tylko dwie godziny!! Już nie mogłam się doczekać!! Byłam strasznie nabuzowana. Właśnie szłam wraz z moimi przyjaciółmi do Pokoju Wspólnego, by poczynić ostatnie przygotowania. Kiedy doszliśmy do pokoju Ślizgonów napotkałam znaczący wzrok Evil.
- Porozmawiaj z nim – wyszeptała mi do ucha. – Musisz to zrobić. – Dobra, Raz się żyje. Przeproszę go i tyle. Dam radę!!
- Draco… - gdy do niego podeszłam popatrzył na mnie jak na ducha. – Możemy porozmawiać?
- Przecież rozmawiamy – Powiedziała szczerząc zęby w uśmiechu.
- No tak, wolałabym jednak na osobności. – mówiąc to pociągnęłam go za rękę w stronę mojego dormitorium. Idąc napotkałam dwa spojrzenia: pełne aprobaty Evil, oraz wściekłe Mopsa. Zaśmiałam się w duchu widząc jej wkurzoną minę. Kiedy doszliśmy do pokoju Draco usiadł na moim łóżku, a ja nerwowo przycupnęłam obok.
- Hermiona, powiedz mi proszę, co zrobiłam nie tak?? Dlaczego mnie unikasz?? Czemu nie może być jak dawniej?? – zapytał. W jego głosie można było wyczuć ból. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak on cierpiał.
- Ja przepraszam!! To nie twoja wina, wręcz przeciwnie. To ja miałam jakieś głupie fochy. Nie chciałam tego. Musiałam po prostu czegoś spróbować. Ja również chcę by było jak dawniej. – wyrzuciłam na jednym oddechu, uśmiechając się nieśmiało. Twarz mego rozmówcy rozjaśniła się. Przytulił mnie mocno do siebie i szepnął:
- Nie ma sprawy. Cieszę się, ze to wyjaśniliśmy. – Teraz zaczął mnie łaskotać. Bezczelny!! Wie, że tego nienawidzę!!     
- Chociaż tyle mi się należy za ten ciężki tydzień. – Spadliśmy na ziemię, raz jedno górowało, raz drugie. Po kilku minutach zgłosiłam kapitulacje. Nie miałam już siły. – Zabiję Cię Malfoy!! – skwitował moją groźbę jedynie uśmiechem.
- Chyba musimy iść po Evil i Blaisa… zbliża się wielka chwila!! – rzekł z chytrym uśmieszkiem.
 - Popieram Cię przyjacielu – wciąż się uśmiechałam.
- Chodźmy więc, przyjaciółko. – wziął mnie pod rękę i razem zeszliśmy na dół. Od razu rzucił mi się w oczy uśmiech Evil. Jej twarz starała się mówić: Brawo, jestem z was dumna!! Podobnie wyglądał Blaise.
- Dobra, musimy już iść do Pokoju Życzeń – trafnie spostrzegła Blondi. Ze szczęścia, że pogodziłam się z Draco nawet zapomniałam o zadaniu!! Otóż Czarny Pan rozkazał nam na czas bitwy siedzieć w Pokoju Życzeń i pilnować diademu. Tego diademu, w którym ukryta była cząstka jego duszy. Był święcie przekonany, że Wybraniec będzie chciał go wykraść. My, jako oddział specjalny, mieliśmy udaremnić najmniejsza choćby próbę zniszczenia go. Szliśmy więc w stronę owego pokoju. wszyscy uśmiechnięci i radośni. Żartowaliśmy i śmialiśmy się do rozpuku. Korzystaliśmy z każdej wspólnej chwili, bowiem zdawaliśmy sobie sprawę, że może być ostatnia w takim gronie…
<Evil>
Pilnowanie diademu nie jest wcale takie łatwe, przecież nikt z nas nie wie w którym miejscu tak naprawdę się ono znajduje. Za nim udało nam się nakreślić  choćby zarys prawdopodobnego miejsca występowania, bitwa zdążyła się rozpocząć. Nic nie było jednak widać, same huki i krzyki, domyśliliśmy się że w końcu Potter i jego banda zdążą nas odnaleźć. Rzuciliśmy na siebie zaklęcie kameleona aby jakoś wtopić się w tło choć na minutę. Nie myliłam się, już po godzinie ktoś wszedł do pokoju. Spojrzałam znacząco na Draco i wyjęliśmy różdżki, po chwili zauważyłam obok siebie zarys postaci Hermiony, zaklęcie powoli przestawało działać więc widziałam jej radosny uśmiech. Taka mała akcja, jednak nawet jeśli przegramy bitwę, wygramy wojnę.  Kiedy tylko się zbliżyli wyczułam z nią krew bazyliszka – byli przygotowani na nasze nieszczęście. Wystarczyło tylko znaleźć horkruks. Niestety gdy byli już blisko niego – czułam w sobie drżenie i wycie ze strachu,  Draco wyszedł zza rogu.
- Masz coś co należy do mnie Potter. -  No tak, całkowicie zapomniałam że przy pobycie w Malfoy Manor Potter zabrał mojemu bratu różdżkę. Używał teraz swojej nowiutkiej, 11 calowej z orzecha i włosa wili. 
- Daj spokój Malfoy, oboje wiemy że ty też chciałbyś zniszczyć go. – Powiedział, patrząc wprost na mnie.
- Nie Harry, obiecałeś mi coś…. przysiągłeś na Weasleyównę że żadnego z nich nie skrzywdzisz. – Zaklęcie przestało działać więc i tak mogłam stanąć pomiędzy wrogami.
- Harry ! Coś ty zrobił!? Zaufałeś… tej…. – Szlama wyjęczała a ja rzuciłam zaklęcie milczenia, całkiem sprytne bo niewerbalne.
- Co chciałaś powiedzieć SZLAMO? – Hermiona wydarła się na nią, no tak… mimo że miały tak samo na imię nigdy nie można byłoby posądzić o podobne zachowanie czy cechy charakteru.
- Diadem, wiecie gdzie on jest? – Spoglądał na nas bliznowaty, zanim którekolwiek zareagowało wparował nikt kto inny jak Ronald. Widząc Hermionę szybko rzucił Drętwotę i zaczęła się walka. Hermiona oczywiście uniknęła tego, jednak za wszelką cenę próbowała się odegrać na rudzielcu. Ja i Draco próbowaliśmy trafić Harryego a Diabeł który wyrósł niczym z ziemi walczył z Granger. Rudzielec wkurzony atakami Zabiniego rzucił coś w stylu. „ To moja dziewczyna!”   Na nasze nieszczęście strąciliśmy szkatułkę z której wypadł diadem, który potoczył się pod stopy Pottera. Blaise widząc to spróbował rzucać czymkolwiek by zagrodzić im drogę oraz aby nie mogli zniszczyć cząstki duszy. Nasza walka trwała chodź wyglądała dość niefortunnie, wszystko zwalaliśmy z półek i ścian. Biegaliśmy w kółko jakby na maratonie gdy Blaise rzucił Szatańską Pożogę, zapomniał o jednej sprawie… ten ogień Ciężko jest kontrolować!
- Blaise Zwariował! Wszystko pali! – Wybiegł drąc się Weasley, było to żałosne jednak po chwili i my musieliśmy uciekać. Nie było niestety dokąd, nasze poprzednie działania zagrodziły połowę ścieżek i byliśmy teraz w jednym wielkim labiryncie z mnóstwem ścieżek bez dalszej drogi. Draco wpadł na pomysł aby wspiąć się w górę na jakąś  półkę, szafę czy cokolwiek i tak być może znajdziemy wyjście. Był to kiepski plan ale innego nie mieliśmy, całą czwórką wspinaliśmy się na półkę. Najpierw Hermiona, Draco, Blaise a na koniec ja… Potter i jego banda znaleźli miotły i na nich uciekali, to była prawie ostatnia rzecz jaką widziałam. Zamiast złapać za drewno złapałam książkę i runęłam w stronę narastającego ognia. Był taki hałas że nie zauważyli tego, na pewno nie w tej chwili. Czułam jak ogień mnie obejmuje rżąc moje ciało, moje myśli skupiały się na wyjściu – w końcu był to pokój życzeń. „Wyjście! Wyjście” darłam się w myślach, jednocześnie krzycząc z bólu który czułam. Nigdy nie czułam czegoś takiego, nawet gdy stałam się horkruksem. Upadłam na coś, jednak nie mogłam się ruszyć, ogień palił mnie a ja krzyczałam. Przez ułamek sekundy widziałam jak Hermiona wsiada na miotłę Rona, Harry złapał Draco a Szlama Blaisa. Dopiero wtedy zauważyli mój brak, jednak było za późno. Wyobraziłam sobie moich przyjaciół, całą trójkę za którą właśnie umierałam. Tak bardzo chciałabym mieć ich przy sobie, jednak wiedziałam że żyją i to była moja ostatnia myśl. Później była tylko ciemność, a jednocześnie coś jasnego, jakbyś spał ale świecono Ci latarką. Czy tak wygląda śmierć? Nie umiałam odpowiedzieć, odpłynęłam.

<Hermiona>
 Wylecieliśmy z Pokoju Życzeń na miotłach świętej trójcy. Jednak nigdzie nie było Evil. Cholera jasna, dlaczego ona mnie ciągle tak straszy?! Spojrzałam na twarze moich przyjaciół. Oni również nie mogli zlokalizować Blondi.
- Gdzie ona jest do jasnej cholery?! – ryknęłam na całe gardło.
- Obawiam się, że ona… - wiedziałam co chciał powiedzieć Blondyn, jednak nie chciałam przyjąć jego słów do siebie.
- NIE!! – wrzasnęłam ze łzami w oczach – Nie mogła!! Dlaczego ona mi to zarobiła?! Dlaczego teraz?! Potrzebuje jej!! – wpadłam w szał. Chwyciłam za różdżkę i poczęłam rzucać zaklęciami na prawo i lewo. Trafiłam paru uczniów walczących ze Śmierciorzercami. Byłam w rozsypce ciskałam urokami słabymi, mocnymi i tymi niewybaczalnymi. Płakałam i zabijałam. Nagle poczułam, że ktoś bierze mnie w ramiona. Głaszcze po głowie i cicho szepcze:
- Spokojnie Hermiona… Uspokój się. – Draco dalej głaskał mnie po głowie. A ja płakałam, płakałam jak nigdy. W końcu jej już nie ma!!! Jak mam być spokojna??
- Draco, weź Hermionę, jest zbyt roztrzęsiona żeby tu zostać, a tym bardziej walczyć. Będę was osłaniał. Weź ją do zakazanego lasu.- zarządził Blaise. Nie opierałam się, gdy Smok wziął mnie na ręce i niósł w tylko sobie znanym kierunku. Nagle wszystko stało się dla mnie całkiem  obojętne. Nie czułam żalu, strachu czy nawet smutku. Byłam jak ciało bez ducha. Czułam się jakby opuściły mnie wszystkie siły. Jakbym umarła razem z Evil.
<Draco>
Evil? Gdzie jesteś siostrzyczko? Byłaś niczym upadły anioł – dobry po stronie lepszego zła. To było straszne, ciężko mi było w to uwierzyć, ktokolwiek byle nie Evil – a miała przeczucie o tym że odejdzie a myśmy ją wyśmiewali. Nie, ona musiała przeżyć… ona nie mogła odejść. Po co ja to sobie mówię? Przecież nikt nie uciekłby z tego ognia, my sami byśmy zginęli gdyby nie święta trójca. Potter jednak spełnił obietnicę, uratował nas i nie pozwolił umrzeć. Jak ja o tym powiem rodzicom? Matka od razu podejdzie dlaczego niosę zapłakaną Hermionę i sam mam łzy w oczach. Tak, Draco Malfoy płacze! To była moja siostra! Evil która wiecznie mnie irytowała, żartowała, uśmiechała się i krzyczała że mnie zabije.
Szliśmy właśnie do Zakazanego Lasu, może z jednej strony uciekamy jednak są tam nasi w tym czarny pan. Tylko on jest w stanie wpłynąć na nią oraz uspokoić. Była tam również reszta Malfoyów oraz prawdopodobnie Bella, nawet ona będzie załamana, Evil była od początku jej kruszynką a ja tylko kolejnym czystej krwi krewniakiem.
- Hermiona?! Draco, co jej się stało? Gdzie Zabini? Gdzie Evil? – Zapytał Voldemort, bałem się tego pytania, tak ciężko jest powiedzieć o śmierci.
      - Evil…. nie żyje. – Spuściłem wzrok patrząc prosto w ziemię, opuściłem Hermionę i ułożyłem wygodnie na trawie. Pierwszy głos jaki usłyszałem to krzyk żalu matki ale ja miałem dość. Moja przyjaciółka mnie potrzebowała, już słyszałem głos Ev „ Masz ją chronić i broń merlinie abyście się nie kłócili.”

< Evil >.
Białe światło mieszało się z czarnym, miałam wrażenie że to diabeł kłuci się z Bogiem do kogo mam trafić. W tej chwili było mi to obojętne, i tak nie zobaczę już Blaisa, Draco.. a co gorsza Hermiony. Oh Lady, proszę wytrzymaj, dasz radę.. jesteś silna a ja będę przy tobie duchem – zawsze. Czy ja naprawdę umarłam ? Jeśli tak wygląda śmierć to nie powiem ale jest bardzo dziwnie, niby powinno nic nie boleć jednak ciało nadal mnie piekło. Otworzyłam oczy, było ciemno lecz ciepło czyli jednak piekło, moja skóra była dość spalona, nie musiałam tego oglądać – czułam to. Skoro umarłam to dlaczego czuję ból i nie jestem uleczona?
- Eveline? Kochanie? – Czy to… Ciocia Bella? Czyżby ona również zginęła podczas bitwy, przynajmniej nie będę sama. Zawsze była moją ulubioną ciocią, na dodatek moją chrzestną. Tak miło było usłyszeć jej głos, tym bardziej tutaj. Na merlina, dlaczego ją słyszę jednak nie widzę! I gdzie ja do cholery jestem?!
- Bella ? Czy ty też umarłaś ? Płonęłam… spalałam się i umarłam…  pomóż mi uleczyć ciało.. nie chcę w piekle tak wyglądać.
- Jakie piekło skarbie? Jesteś we wrzeszczącej chacie! Za kilka minut zaczyna się kolejna część bitwy o Hogwart tyle wiem…. Czarny Pan kazał mi tutaj siedzieć i czekać na niego.. i na zwycięstwo. Nie widziałam i nie kontaktowałam się z nikim ze śmierciożerców. – Zaraz zaraz, II bitwa o szkołę? Czyli nikt nie wygrał? Hermiona żyje! Draco i Blaise też! Czuję to, Potter spełnił obietnicę.
- Bellatrix, ulecz mnie… muszę do nich dołączyć, muszę ich zobaczyć! – Próbowałam ruszyć którąkolwiek częścią ciała jednak był tylko koszmarny ból. Lastreange przez ten czas wyciągnęła różdżkę i uklęknęła obok mnie. Zaczęła szeptać zaklęcia a ja czułam przyjemne dreszcze , jakby delikatnie obmywało mnie wodą.  Mmmm…. po bitwie idę na pół godziny do wanny z solą pomarańczową i czekoladową, zabiorę Draconowi klucz do łazienki prefektów. Kiedy ciotka skończyła podniosła mnie do pozycji pół siedzącej, miałam podpalane ubranie jednak skóra znów była nieskazitelna.  Wyciągnęłam moją różdżkę i naprawiłam strój, po raz pierwszy spojrzałam na pokój w którym się znajdowałam. Kompletnie zniszczony pokój był brudny i nieco obskurny, udało mi się wstać za pomocą jednej z szafek która od razu się rozpadła. Roześmiałam się w duchu, jednak radość nie trwała długo – Draco, Hermiona , Blaise. Potrzebowałam ich bardziej niż czegokolwiek, chciałam ich przytulić i powiedzieć że nigdy bym ich nie zostawiła, nie było łatwo – najpierw muszę się tam dostać. Wstałam i ruszyłam biegiem, huki i świsty czarów wydobywały się z niewielkiej części dziedzińca głównego. Był w ruinie a po jednej stronie stali śmierciożercy  a po drugiej zakon. Byłam prawie nie widzialna, kątem oka zauważyłam Hermionę, chowała się za jakimś wielkim głazem z miną psychopaty, Draco stał przy rodzicach a matka płakała nigdzie nie było Blaisa. Jednak wiedziałam że jest gdzieś tutaj, musiał być. Walka znów się zaczęła  a ja przemykałam między czarodziejami niezauważalna, niczym duch. Był Zabini! Właśnie rzucał Drętwotę na kogoś z Weasleya, nie widział mnie – tak jak większość. Potrzebowałam Hermiony, musiała zobaczyć że ja żyję… że jak prawdziwa przyjaciółka nigdy jej nie opuszczę. Wiedziałam jednak że będzie i wściekła, jednak też szczęśliwa. Kiedy byłam już przy niej przeraziłam się, miała jakąś schizę. Patrzyła się jakby nigdy nic w chmury nie zwracając uwagi na walkę, na umierających czarodziei którzy ją otaczają.
- Hermiona? Hermiona! To ja do cholery! Żyje i mam się dobrze… jednak bywało lepiej.

 <Hermiona>
Nie wiedziałam co się dzieje, trwałam jakby w letargu. Nie obchodziło mnie to co się dzieje, nie widziałam ginących ludzi i nie słyszałam ich wrzasków bólu czy błagania o litość. Było mi wszystko jedno. Nagle ktoś do mnie podszedł i zaczął trząść. Mówił do mnie jakby znajomym głosem. Głosem Evil!!
- Nie Ty nie jesteś Evil, nie możesz być. Ona nie żyje!! Zostawiła mnie!! A obiecała, że tego nie zrobi!! – znów naniosłam się płaczem. – Ja Cię potrzebuję Evil… - wyjąkałam.
- Jestem tu Hermi. – słyszałam delikatny głos przyjaciółki. – Jestem tu i nigdy, powtarzam nigdy, Cię nie zostawię. – Przytuliła mnie mocno. Poczułam, że to ona. Po prostu wiedziałam, nie mogło być inaczej.
- Chodźmy więc skopać parę tyłków!! – powiedz łam, już bardzo w swoim stylu. Evil pomogła mi wstać i, jak zwykle ramię w ramię, wmieszałyśmy się w wir walki. Po chwili odnalazłyśmy Smoka i Diabła. Na widok Evil każdy z nich uśmiechną się i zaczął nacierać na wroga z jeszcze większą zaciekłością.  Znów byłam sobą, Hermioną Riddle, wnuczką najpotężniejszego czarodzieja jakiego świat widział. Z przyjaciółmi u boku czułam się jeszcze pewniej. Wiedziałam bowiem, że nikt nie zajdzie mnie od tyłu. Zajęliśmy miejsce idealnie w środku rozgorzałej walki, dlatego zabójczy cios mógł nadejść z każdej strony. Na szczęście i na to znaleźliśmy sposób. Stanęliśmy obok siebie, tak że nasze ciała tworzyły kwadrat. Dzięki takiemu ustawieniu minimalizowaliśmy szanse na atak z nieoczekiwanej strony. Ufaliśmy sobie bezgranicznie, więc każde zajęło się swoim kierunkiem. Ja aktualnie zmagałam się z Tonks. Na początku szanse były wyrównane. Ciskałyśmy w siebie przeróżnymi zaklęciami, jednak na moment moja przeciwniczka rozproszyła się, gdy usłyszała zduszony krzyk swego męża. Więcej mi nie było trzeba. Zebrałam się w sobie i z całą złością rzuciłam zaklęcie niewybaczalne, które ugodziło Metamorfomaga w samo serce. Patrzyłam z satysfakcją jak jej bezwładne ciało osuwa się na ziemię. Nie dane mi było jednak długo napawać się zwycięstwem.
- Hermiona!!! – wrzasnął Draco i rzucił Expeliarmus na któregoś ze starszych Wesley’ów… - Uważaj na siebie!! – dodał z uśmiechem.
- Dzięki Draco. – Odparła i znów zatraciłam się w walce. Czułam się jak w tańcu, bardzo temperamentnym tańcu. Raz jedno, raz drugie osiągało przewagę. Jednak ja mam coś czego Rudy nie miał- przyjaciół. Bowiem Evil odwróciła się w moja stronę i obie rzuciłyśmy zaklęcie, które trafiło z podwójną mocą powalając przeciwnika. Walka trwała jeszcze długi czas, jednak my wywalczyliśmy przewagę.  W pewnej chwili usłyszałam głos dziadka który karze się rozejść, czyżbyśmy mieli zakończyć działania wojenne? Akurat w tej chwili!? Gdy Evil i reszta byli przy mnie?! Musieliśmy go posłuchać, stanęliśmy pod ścianami dziedzińca obserwując jak wielki Czarny Pan przechodzi między martwymi ciałami.
- Potter! Chyba nie chcesz żeby wszyscy twoi przyjaciele… pozostali martwi. Jestem pewny że nie chcesz większego rozlewu krwi. Tylu niewinnych czarodziei musiało umrzeć, bo ty sam nie chcesz poświęcić się dla nich… Zakończmy to tak, jak zaczęliśmy w święto duchów 16 lat temu! – Czarny pan zatrzymał się stając po środku okręgu utworzonego przez ludzi. Zauważyłam że Evil i Blaise stoją po drugiej stronie, naprzeciw mnie i Draco. Uśmiechali się i po chwili przytulili, to przecież pewne że i Diabeł cieszy się że żyje, jednak nie pozwolę żeby tak się tulili. Evil to moja najlepsza przyjaciółka! Rzuciłam krótkie zaklęcie które odczepiło Zabiniego od Malfoyowej. Potter po chwili wyszedł z tłumu.
- Tak Tom, zakończmy to tak jak zaczęliśmy, razem! – Jak on śmie nazywać mojego dziadka po imieniu! Jednak Czarny Pan był szybszy, wyciągnął czarną różdżkę  i rzucił Avadę. Bliznowaty odpowiedział Experialmusem , co za głupek przecież nie ma szans! O dziwo ich badyle znów się połączyły, Priori Incancatem jednak nie tak samo jak wcześniej – tym razem jedynie zielone strumienie Avady biło się z czerwonym światłem Experialmusa. Wszyscy patrzyli na ten pojedynek, był wyrównany ponieważ przewaga kolorów zmieniała się jedynie o milimetr może dwa. Spojrzałam kątem oka na różdżkę Draco i dopiero teraz pojęłam czemu Czarna różdżka od razu go nie pokonała, przecież to Draco rozbroił Dropsa! Nie Snape! Przecież Voldemort rozbroił Severusa tylko po to aby insygnium słuchało go. Niestety było za późno by zareagować, wysłać mu myśl aby przeżył. Mimo ze Experiallmus przegrał, Avada odbiła się od prawowitego właściciela różdżki i trafiła w Riddla. Zamiast trupa, jego ciało po prostu się rozpadło. To tak wygląda „śmierć” gdy ma się horkrusy, musze sobie jeden sprawić bo ładnie to wygląda. Bywaj dziadku, zobaczymy się za jakiś czas gdy zregenerujesz siły. Potter widząc miny śmierciożerców po prostu uciekł, co skomentowali gromkim śmiechem.
- To że Czarny Pan nie żyje, nie znaczy że przegraliśmy… Hogwart zniszczony a my wrócimy z naszym mistrzem.  – Wysyczała Bellatrix i orbitowała ze Śmierciorzercami – prawdopodobnie do Dark Castle.  Ja natomiast nadal stałam z przyjaciółmi na dziedzińcu. Wszyscy byliśmy lekko zszokowani nikt z nas nie spodziewał się takiego zakończenia. Nagle kierowana dziwną siłą podbiegłam do nich. Przytuliłam się do Draco i o dziwo… pocałowałam go. Ten zaszokowany takim obrotem sprawy upadł a ja razem z nim. Dopiero gdy oderwaliśmy od siebie dotarło do mnie co właśnie zrobiłam. Kątem oka dostrzegłam uśmiech na jego twarzy i zdziwienie reszty przyjaciół. Z przerażenia chwyciłam kamień leżący najbliżej mnie i walnęłam Smoka po głowie. Chłopak stracił przytomność.
- Hermiona!!! – wrzasnęła Evil.
- No co?! Spanikowałam!! – zakrzyknęłam, odskakując od poszkodowanego.

| 4 | Tylko nie waż się nikomu powiedzieć


<Evil>
Następnego dnia z wielkim bólem głowy zeszłam na śniadanie, sytuacja jaką napotkałam była dość dziwna. Hermiona siedziała daleko od Draco jednak blisko Blaisa, Daphne która zwykle czepiała się Diabła niczym rzep siedziała na drugim końcu stołu i szeptała coś z Pensy. Pokręciłam głową nie wiedząc nawet co powiedzieć na  ten temat i usiadłam obok brata cicho jęcząc. Tym razem zabrakło eliksiru na kaca a Severus tak szybko nam kolejnego nie da, być może Amycus ma jeszcze odrobinę. Gdy dałam bratu prezent od Lady, był niby szczęśliwy niby smutny, w końcu ja dostałam album a on zestaw do pielęgnacji miotły i poradnik Quidditcha.  Wyciągałam właśnie rękę w stronę tostów gdy Hermiona spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, nie była to złość ani nawet szczęście czy irytacja. Po prostu się gapiła, muszę z nią później porozmawiać. 
Reszta weekendu i z resztą cały tydzień minął całkiem spokojnie, już pod koniec soboty dowiedziałam się że po akcji na urodzinach Blaise zerwał z Daphne, byłam szczęśliwa ponieważ ta dziewczyna już nie pojawi się u nas w dormitorium albo u chłopaków. Moja umowa z Lucasem jednak trwa jeszcze co najmniej do końca wakacji – chyba że któreś z nas zginie – ale nie chcę tego i nie przewiduję. Codziennie w Pokoju Życzeń staramy się przypominać wszelkie zaklęcia i uroki jednak nie zawsze nam się to udaje, wystarczy że przekręcimy literę albo źle zaakcentujemy i pół salonu wybucha w powietrze. Moje „ciche spotkania” z Potterem nie wychodziły, więc wymazałam mu całą pamięć – przed tym jednak wbiłam mu do głowy ostrzeżenie o bitwie ( nie podając jej daty ) oraz ostrzegłam że ja i przyjaciele nie weźmiemy w jej udział, nie chcemy narażać się na śmierć ze strony śmierciożerców i zakonu ponieważ „Nigdy nie chcieliśmy być po którejkolwiek ze stron”. Bujdy na resorach jednak tak mi kazał Czarny Pan, musimy się chronić – bo to od nas zależy przyszłość.   Byliśmy już idealnie przygotowani, chociaż co spotkanie ja darłam się na Draco ponieważ walczyliśmy w parach a Hermiona upierała się że chce z Blaisem albo ze mną, natomiast Smok powiedział że nie chce ryzykować i woli ze mną za co znów spojrzałam na niego spod buta.  Czy mogłoby być coś lepszego? No oczywiście że nie a dlaczego? Odpowiedź posiada jedno słowo, OWUTEMy. Cała nasza czwórka kompletnie o nich zapomniała, bo oczywiście co weekend wypad z rodzinką do jakiegoś miasta mugolskiego lub czarodziejskiego i atak, kiedy Astoria, Lucas i inni zakuwali. Byliśmy wściekli, ponieważ to wiele zależy od naszej dalszej przyszłości. Jak już przypomniałam o atakach muszę wam coś oznajmić, odszedł (Czyt. zginął) nasz „ukochany”, „najdroższy przyjaciel”` Vincent Crabbe! Wiem, wiem będziecie w tak wielkiej żałobie jak my, czyli nijakiej.  Wracając jednak do egzaminów, były dość trudne – zwłaszcza Historia Magii; OPCM i Eliksiry były dość łatwe, Snape i Amycus bardzo dobrze nas przygotowali – w dość prywatnych spotkaniach. Było świetnie ponieważ oni dobrze znali zakres możliwych pytań, niestety nie mogli powiedzieć wszystkiego, byłoby to też całkowicie nie far a nietoperz był honorowy mimo wszystko. Mugolarstwo i moje kochane ONMS również poszły całkiem dobrze, w końcu siostra Carrow nas uczyła,  gorzej nieco z Zielarstwem które również pisałam rozszerzone – na nieszczęście Longbottom’a, w końcu nieco zwaliłam ale Sprout nawet tego nie widziała. Weekend po egzaminach oczywiście wielkie… lody na pokątnej przynajmniej ja i Hermiona – to samo zrobiłyśmy po SUM’ach a wtedy było ciężej, ja w Eton ona w Durmstrangu – cienko ale nam się udało, nie ma to jak mieć w rodzinie śmierciożerców. Dzień przed bitwą nasz kochany dyrektorek zorganizował dzień wolny od zajęć dla uczniów i nauczycieli – aby mogli odpocząć  i zregenerować siły po wszelkich egzaminach. Był jednak w tym ukryty przekaz – zregenerować siły przed walką. Znów miałam sny o tym że umrę, jednak tym razem płonęłam niczym Feniks ,to było straszne ponieważ nikogo nie było przy mnie, byłam sama ,kompletnie sama.

< Draco>
Kac z jakim obudziłem się mnie przerażał, na szczęście udało mi się schować ostatnią kroplę eliksiru. Wiedziałem że byliby na mnie źli więc nic nie powiedziałem i tylko wywaliłem butelkę razem z resztą po ognistych whiskey. Evil, Hermiona i Blaise poprosili o niego Amycusa, na szczęście on zawsze miał coś w zapasie i im go użyczył. Nasz przybliżony Happy End nie trwał zbyt długo, okazało się że w tym tygodniu są OWUTEMy z czego ja zdawałem prócz obowiązkowej Historii Magii i Mugolarstwa piszę oczywiście OPCM, Eliksiry, Wróżbiarstwo i Numerologię, nie zapominając o Zielarstwie jednak na poziomie podstawowym.
Najbardziej martwię się o Hermionę, cały czas mnie unika, potrafi mruknąć jedynie „Cześć” a za chwilę i tak zagaduje pierwszą lepszą osobę.  To dziwne i nie w jej stylu, zazwyczaj była radosna gdy widziała naszą trójkę, tym razem jedynie do Eveline się uśmiechała. To mnie w jakiś sposób bolało, w końcu przyjaźnimy się tyle lat a ona nawet nie chcę ze mną rozmawiać. Nie mówiąc o tym że zestaw który dostałem od niej na urodziny był świetny i musiał być naprawdę drogi. OWUTEMy, Lady która mnie unika, zbliżająca się bitwa czy może jeszcze coś dołożyć złego? Nie, zostały same pozytywy : po bitwie wakacje, Blaise zerwał z Daphne z wielkim na całą szkołę hukiem i wszyscy dowiedzieli się o co poszło i że Hermiona była w SUKIENCE, a na koniec mogę jedynie oświadczyć że wyjeżdżamy na wakacje, gdzieś nad morze ale ciepłe ponieważ zimnego mamy już wystarczająco dużo w Wielkiej Brytanii. Mam cichą nadzieję że dziewczyny już coś zamówiły, jednak nic nie wiadomo na ten temat. Tym razem najważniejsze jest nasze przygotowanie na dzień starcia dobra ze złem, jak to czasem nazywa Toria.  Pokój życzeń dla naszej czwórki wyglądał jak małe pole bitwy, było wiele manekinów do ćwiczeń a nawet bardzo wygodne fotele do siedzenia – całkiem prawdopodobne że to Riddle o nie poprosiła jednak i tak mi tego nie powie – a bardzo bym chciał żeby tak się stało.
< Hermiona >
Jak najusilniej omijałam Draco. Całkiem nieźle mi szło, choć nie było to łatwe. Miałam straszną ochotę znów z nim porozmawiać, usłyszeć jego śmiech, zatopić się w tych nieziemskich oczach. No masz Ci los!!! Muszę przestać o nim myśleć. Koniec!! Hermiona, Koniec!! Ten tydzień był koszmarny!! Nie dość, że musiałam unikać przyjaciela to jeszcze te nieszczęsne OWUTEMy!! Byłam totalnie nieprzygotowana, bo gdy reszta uczniów zakuwała, my wraz z dziadkiem i resztą jego zwolenników, sialiśmy postrach i terror w jakiś mugolskich mieścinkach. Podsumowując, jestem wściekła jak osa i nie panuję nad emocjami. Wiem że zawaliłam. Zielarstwo poszło całkiem całkiem, eliksiry i OPCM też jakoś, ale Historia Magii oraz ONMS to był koszmar. Dziadek mnie zabije jak się o tym dowie. Jedynym co jeszcze utrzymywało mnie przy życiu była wizja zbliżającej się bitwy. Co prawda mieliśmy się trzymać z tylu i nie wychylać się, jednak myśl o tym że będę mogła skopać parę tyłków bardzo mnie cieszyła.
Szłam właśnie do Pokoju Życzeń na nasze kolejne spotkanie. Był to czas, kiedy powtarzaliśmy podstawowe zaklęcia, by móc przygotować się na nadchodzące starcie. Oczywiście byłam już spóźniona, więc biegłam jak najszybciej mogłam. Wszyscy wiemy, że jak ja biegam to nic dobrego nie może się wydarzyć. Oczywiście potknęłam się i z wielkim hukiem rypsnęłam na podłogę. Poczułam pulsujący ból w prawej stopie. No pięknie znowu coś złamałam. Nie mogłam wstać a różdżka wraz z torbą leżała w przeciwległym końcu korytarza.
- Nic Ci się nie stało? Może pomóc? – usłyszałam tuż przy uchu jakiś męski głos. Nie poznałam rozmówcy, jednak ewidentnie potrzebowałam pomocy.
- Tak, chętnie. Choć to strasznie żenująca sytuacja. – powiedziała i zaśmiałam się lekko. Nagle znalazłam się w czyś ramionach. Ten ktoś bardzo ładnie pachniał.
- Ech, chciałam tylko żebyś podał mi torbę, ale tak też może być. – powiedziałam ze szczerym uśmiechem. Ten ktoś wydawał się całkiem fajny. Przy nim zapomniałam o wszystkim innym.
- To gdzie Cię zanieść księżniczko? – zapytał nieznajomy. Na dźwięk jego słów zaczerwieniłam się. Ten ktoś nadal trzymając mnie na rękach i z niebywałą szybkością chwycił torbę, którą następnie mi podał.
- Dziękuję serdecznie. – zżerała mnie ciekawość, któż to był moim tajemniczym wybawcą, więc powoli odwróciłam głowę. To co zobaczyła nieźle mną wstrząsnęło. Tkwiłam właśnie w ramionach tego brudnego rudzielca - Ronalda Weasley’a!! Czym prędzej wyślizgnęłam się z mocnego uścisku. Za pomocą różdżki złożyłam pogruchotaną kostkę i zaczęłam szybko iść w stronę Pokoju Życzeń. Odwróciłam się jednak i podeszłam do rudego mierząc w niego różdżką.
- Jeśli komuś o tym powiesz… hehe, nie chcesz wiedzieć co się stanie. – syknęłam i poszłam do moich znajomych.
Kiedy doszłam na miejsce spotkania Evil wrzasnęła wściekła.
- Czyś Ty do reszty zdurniała?! Gdzie byłaś?! Godzina spóźnienia to nie jest mało!! – ze złością cisnęła we mnie lampką.
- Miałam mały wypadek. – kiedy opowiedziałam całą historię Evil zaczęła się śmiać. Na oparciu fotela, który zajmowałam, nagle zobaczyła Draco. Czym prędzej wstałam i podeszłam do Blondi starając się ją uspokoić.
- Dobra musimy zaczynać, mamy dwu godzinną obsuwę – uciął nasze śmiechy Diabeł. Jak na komendę ustawiliśmy się  w parach. Ja oczywiście z Blaisem. Już pierwszego dnia treningu głośno zakomunikowałam, ze chcę trenować z nim. Ustawiliśmy się naprzeciw mierząc wzrokiem, podnieśliśmy różdżki. Raz, dwa, trzy…
- Drętwota – wrzasnęłam. Blaise jednak uchylił się. Teraz to on przejął inicjatywę i rzucił we mnie jakimś zaklęciem, które łatwo odparowałam. Walczyliśmy przez jakieś piętnaście minut, do póki mój Expeliarmus nie dosięgną przeciwnika. Tym razem ja wygrałam!! Draco i Evil również skończyli. O dziwo Smok wygrał! Jego bliźniaczka była wyraźnie niepocieszona. On natomiast uśmiechał się tryumfalnie. Kiedy na niego spojrzałam znów ogarnęło mnie to błogie uczucie. Postanowiłam! Porozmawiam o tym z Evil.
            < Evil >
Po dwóch godzinach treningu wróciliśmy do dormitorium, byłam tak rozkojarzona dzisiaj że Draco mnie pokonał! Choć mimo wszystko byłam pokonana, ukazałam mu wtedy cwany uśmieszek jakby zrozumiał że jest dzisiaj dla niego dobry dzień jednak i tak wiedział że naprawdę mnie pokonał. Wchodząc do pokoju poczułam się dziwnie, Lady strasznie nalegała abyśmy porozmawiały w cztery oczy, dlatego nawet dobrze że Astoria wyprowadziła się do Mopsa i swojej siostruni, oczywiście jak zwykle to ona była pokrzywdzona przez los – po takim głośnym zerwaniu też bym była. Stop! Wracamy do Riddlowej.
- Muffliato! – rzuciłam na drzwi i odwróciłam się do przyjaciółki. -  Hermiona, co się dzieje ? O czym chciałaś ze mną porozmawiać? – Zagadnęłam gdy tylko położyłyśmy się w piżamach jak to miałyśmy w zwyczaju.
- Evil.. sama nawet nie wiem od czego zacząć! Może od urodzin? Gdy no poprosił mnie do tańca i w ogóle, zmiękłam, uginały się pode mną kolana i zaczęłam zauważać co te dziewczyny w nim widzą. 
- Zaraz, zaraz… o kim ty mówisz? – Nie byłam pewna chodź miałam jeden typ.
- Jak to o kim? O Draco! Dlatego byłam taka wściekła, dlatego go unikam… dlatego prawie się na tobie wyżyłam.. za to wcześniej wykorzystałam do tego Crabba…  Jak go widzę to nawet nie wiem co się ze mną dzieje, mam ochotę się przytulić do niego albo cokolwiek, byle tylko z nim. Czuję się jak wariatka!
- Draco? O rany, aż ciężko mi uwierzyć  nie że go kochasz albo coś w tym stylu.. po prostu, kiedyś wyobrażałam sobie Ciebie jako szwagierkę i w ogóle ale po tych waszych wszelkich kłótniach i droczeniach po prostu wykluczyłam to. Hermiona, nawet nie wiesz jak on się czuje gdy go tak unikasz… a jeśli coś jutro się stanie? Boję się że mimo moich działań z wybrańcem-od-siedmiu boleści , któreś z nas zginie… a nie przeżyję bez kogokolwiek z was, ale przede wszystkim bez Ciebie! – Przytuliłam ją przez kołdrę, naprawdę się bałam i to było straszne uczucie. Hermiona jednak pokręciła głową, „nic się nie stanie” mówiła mi jakby telepatycznie.
- Nie martw się o to Ev, będzie dobrze…. po bitwie wszystko będzie już dobrze. Tylko że to wszystko jest jutro… a co ja mam zrobić z „Sama-wiesz-kim” – aż dziwne że użyła określenia Czarnego Pana na mojego brata.
- Nie wiem, myślisz że wiem? Nic, kompletnie nic… ale jeśli go kochasz, nie możesz czekać w nieskończoność aż on znajdzie sobie inną a ty będziesz nieszczęśliwa… Tym bardziej że niech dotrze do Ciebie że on też cierpi, a może i on w głębi duszy Cię kocha? Lady, wiem że nie jesteś niczego pewna…. jednak jeśli tylko  się upewnisz nie zrób tak jak ja z Blaisem… za bardzo się boję mu powiedzieć bo jest już za późno, mimo że nie jest z zieloną małpą… Boję się po prostu, tym bardziej że jest Lucas.
- Dobrze, ale nie wiem czy jestem w stanie zrobić.. cokolwiek.  Tylko nie waż się nikomu powiedzieć albowiem wtedy … Zabiję Cię Malfoy! – I obie wybuchłyśmy śmiechem, choć i tak byłyśmy świadome powagi tych słów.

| 3 | Stajesz się prawie tak pokraczna jak ona.


Po tych wszystkich życzeniach miałem dość, nalałem sobie i Eve Ognistej, i odsunąłem się nieco od tego tłumu ludzi. Musiałem przyznać że pokój wspólny wyglądał świetnie, Hermiona i Blaise naprawdę się postarali. Właśnie, gdzie jest Lady? Diabeł się i tak wyróżniał z tłumu jednak nie było widać głównej organizatorki. Tak po prostu z braku zajęć zacząłem jej szukać. Przyznam się że było ciężko, wyglądało na to że się rozpłynęła – albo co gorsza leży gdzieś, albo nie może się dostać do pokoju bo kolejny raz zapomniała hasła. Przeraziłem się chodź z zewnątrz oczywiście pozostała kamienna twarz. Zerknąłem kątem oka w stronę Evil a po chwili na osobę z którą idzie pod rękę, wyglądała znajomo jednak nie wiedziałem skąd. Dopiero gdy podszedłem poznałem że to Hermiona. Chcielibyście zobaczyć moją minę, byłem w szoku – wyglądała pięknie aż trudno uwierzyć że to ta sama Hermiona która wiecznie nosi długie spodnie a na myśl o sukience rzuca Cruciatusy. Totalnie zdezorientowany wpadłem na Pensy która jak zwykle wyjęczała że mnie kocha a ja po prostu popchnąłem ją mocno na drugi koniec sali.
- Jak ja jej nie cierpię. – wyszeptałem cicho i w końcu dotarłem do dziewczyn. Hermiona wesoło się uśmiechnęła a mnie w duchu znowu zatkało. Przyjrzałem się jej dokładniej i z bliska wyglądała jeszcze ładniej.
- Wow Lady, wyglądasz … - pieknie, cudownie, ślicznie, - nie, nie tego nie mogę powiedzieć – świetnie!
- Tylko świetnie? Mógłbyś się bardziej postarać braciszku, zasób słów powoli ci się kończy. – Evil zaczęła się śmiać cicho, cmoknęła powietrze i gdzieś poszła, prawdopodobnie w stronę Luc’a, lubię kolesia ale nie widzę go na przyszłego szwagra – już wolałbym Blaisa i to bardziej.
- Hermiona, chodź zatańczyć! – Powiedziałem do dziewczyny a ta jak na rozkaz zaczęła kręcić głową.
- Nie, Nie , Nie! Nie umiem! Zabije Cię Malfoy! Wyjdę na idiotkę! Nie, nie zgadzam się!
- Idiotkę ? No weź! To przecież jesteś ty! Hermiona Riddle! Wnuczka Sami-Wiecie-Kogo! Ktoś by tylko spróbował zmierzyć Cię wzrokiem a nie żyje… Tym bardziej że ze mną będziesz bezpieczna. No chodź. Proszę! – Spojrzałem na nią z firmowym uśmiechem. Chyba jednak ją przekonałem bo niepewnie pokiwała głową, złapałem ją za rękę i ruszyliśmy na parkiet, zaczynając tańczyć w rytm muzyki.


Szłyśmy właśnie, między wirującymi w rytm muzyki parami, próbując dostać się do barku. Czułam się strasznie nieswojo idąc w tej nieszczęsnej sukience. Obok Evil kroczącej pewnie, z podniesioną głową, czułam się jak łamaga. Nagle zobaczyłam Draco, który jak zwykle użerał się z Pensy. Kiedy nas zobaczył zrobił bardzo zabawną minę i czym prędzej począł przeciskać się przez roztańczony tłum. Wyglądał naprawdę niesamowicie, co oczywiście nie znaczy, że mi się podobał!!! Kiedy już do nas podszedł i zaczął komplementować mój strój poczułam, że się czerwienię. Nie no wróć!! przecież nie mogłam pokazać, że speszyły mnie jego słowa!! jestem Hermiona Riddle, jedyny potomek Lorda Voldemorta!!! Wtedy właśnie Evil, moja rzekoma przyjaciółka, sprytnie się ulotniła! Kiedy zostałam sama poczułam się strasznie niepewnie. Wtedy to Draco zaproponował taniec. Przecież ja do jasnej cholery nie umiem tańczyć!! Mam dwie lewe nogi debilu, jeszcze nie zauważyłeś? Jednak po usilnych namowach zgodziłam się. Psia kostka, akurat gdy wyszliśmy na środek rozbrzmiała jakaś wolna piosenka. Mój partner objął mnie i zaczął powoli obracać. Był bardzo delikatny, aczkolwiek prowadził zdecydowanie. Nogi zaczęły się pode mną uginać. Już wiem co te wszystkie dziewczyny w nim widziały. Był czarujący i szarmancki. Usłyszałam ostatnie takty piosenki. Dopiero wtedy oprzytomniałam, zdałam sobie sprawę jakie wrażenie zrobił na mnie bliźniak Evil. Przerażona wyrwałam się z objęć chłopaka i czym prędzej uciekłam. To się nie może powtórzyć!! Nigdy więcej. Pokazałam słabość, cholera!! Muszę znaleźć Evil, ale co jej powiem?? Hej Evil, wiesz rozpłynęłam się jak zobaczyłam twojego brata. No przecież tak jej nie powiem. Dobra uznajmy, że nic się nie stało.
- Muszę się napić – szepnęłam i skierowałam się w stronę kominka.

.< Evil >.
Stałam przy oknie kończąc whiskey, potrzebowałam oddechu. Impreza była świetna jednak musiałam odetchnąć. Trochę tańczyłam z moim chłopakiem, czasami z innymi omijałam łukiem jednak wolne piosenki. Nawet z Nottem rzadko kiedy kołysaliśmy się przy takiej muzyce. Astoria znów zaczęła podrywać chłopaków a Lucas poszedł gdzieś z Todd’em więc zostałam sama. W końcu gdy nie było mi już tak duszno spojrzałam na parkiet. Uczniowie tańczyli jednak ja zauważyłam że Draco nieco zmieszany stoi sam i patrzy się w stronę kominka. Podążając jego wzrokiem zobaczyłam wściekłą Hermionę która darła się na Crabba, ciekawa była ta sytuacja ponieważ grubasek jadł po prostu kanapkę. Czyżby oni tańczyli razem? Spytałam sama siebie i postanowiłam że zapytam. Podbiegłam do dziewczyny, jednak dwa metry przed nią zwolniłam, nie chciałam ryzykować. Dziewczyna przez ten czas zdążyła wyrzucić Crabba z fotela i rozkładając się na nim – po swojemu.
- I co? Jak było? – Po chwili jednak pożałowałam swoich słów, Hermiona zmierzyła mnie wzrokiem i gdyby miała pod ręką różdżkę pewnie by mnie zaatakowała. Nie minęła sekunda jak znów była sobą, jednak mimo wszystko zachowała wściekły wyraz twarzy.
- Spadaj! – fuknęła nadal wkurzona.
- Co się stało ? Wszystko w porządku? – Zapytałam łagodnie jednak to nie pomogło.
- Nie twój interes! –Wstała z fotela i gdzieś poszła. No niestety, nie wyciągnę z niej nic. Szkoda, naprawdę nie chciałam żeby moja najlepsza przyjaciółka miała dzisiaj fochy. Westchnęłam smutno i postanowiłam podejść do Draco. Złapałam go za ramię i pociągnęłam w stronę kominka, tam było ciszej.
- Co się stało Hermionie? Coś ty znowu zrobił? – Zmierzyłam go wzrokiem jednak nie zrobiło to na nim wrażenia.
- Nie wiem, po prostu… tańczyliśmy i tak nagle uciekła zła jak osa. Przykro mi siostra ale nie wiem.- Było mu przykro że Hermiona tak uciekła i to przez niego. Znów westchnęłam cicho i pogłaskałam go po ramieniu.
- Okey, dobra. Idź napij się, pójdę z tobą bo sama też chcę i przeczekamy aż jej przejdzie. – Jednak to nie był tylko jeden drink Ognistej, w ciągu zaledwie dziesięciu minut skończyliśmy butelkę. Czując ostry smak whiskey na języku szybko uderza do głowy jednak oboje nadal byliśmy całkowicie trzeźwi. No z całkowicie to przesadzone, jednakże byliśmy świadomi każdej sekundy imprezy i wszystko pamiętaliśmy. Mój dobry humor jednak zniknął tak szybko jak się pojawił, na drugim końcu sali na parkiecie była Daphne. Ta zielona małpa śmiała pojawić się na imprezie! Na MOJEJ imprezie, no dobrze mojej i Draco ale wiem że za nią też nie przepada – toleruje ją ze względu na Diabła, jednak mnie nic nie usprawiedliwia – nienawidzę jej i tyle. Z wrednym uśmieszkiem na ustach podeszła do mnie. Kiedy zobaczyła Blaisa przyssała się do niego jak pijawka. Nie mogłam na to potrzeć, więc z niewzruszonym wyrazem twarzy postanowiłam się ulotnić. Przechodząc obok pary ta wredota podstawiła mi nogę! Niestety nie zdążyłam złapać równowagi i poleciałam jak długa na ziemie, wylewając przy tym zawartość szklanki na nową sukienkę!
- Nosz cholera – warknęłam wstając i dokonując oględzin uszkodzeń stroju.
- Ojj… Myślę, że za długo przebywasz w towarzystwie Hermiony. Stajesz się prawie tak pokraczna jak ona. – dodała z jadowitym uśmieszkiem.
- Nie waż się tak do niej mówić!! Jeśli chcesz możesz obrażać mnie, ale wara Ci od moich przyjaciół! – krzyknęłam oburzona. Kontem oka dostrzegłam, że obok mnie stanęła Hermi.
- Choć Evil, nie warto… - powiedziała ciągnąc mnie za ramię w stronę naszych ulubionych foteli.
- Ooooo… przyszedł i nasz kopciuszek. Czy naprawdę myślisz, że jeśli raz ładnie się ubierzesz to coś się zmieni?? Myślisz, że zobaczą w Tobie dziewczynę?? Że któryś zainteresuje się takim hmmmm… dziwadłem – mówiąc to podchodziła coraz bliżej. To co zobaczyłam walnęło mnie jak grom z jasnego nieba i dodatkowo spotęgowało moją złość. Mianowicie w oczach Lady zobaczyłam coś, czego jeszcze nigdy nie widziałam – łzy. Mnie często zdarzało się uronić parę kropli, jednak ona… ona nigdy nie płakała. Tym bardziej podziwiałam jej opanowanie w tej chwili. Stała spokojna, milcząca z podniesioną głową jakby wyrzeźbiona z kamienia. Jedyna co zdradzało, że żyje to płytki, szybki oddech, oraz lśniące od łez oczy. Tego było już za wiele!! Nie pozwolę Hermionie płakać przez nią!!
- Drętwota – Krzyknęłam, mierząc różdżką we wredną zieloną małpę. Nim się obejrzałam Daphne wpasowała się w przeciwległą ścianę. Obdarzając ją jedynie pełnym pogardy spojrzeniem, wzięłam Hermionę i razem, ramię w ramię, poszłyśmy do dormitorium.

< Blaise>
Ogólnie impreza była w porządku, wszyscy dobrze się bawili nie zabrakło jednak niestety kilku pijanych 5-klasistów, Snape nas za to chyba zabije – jednak dobrze że dzisiaj jest piątek. Tym uczniom raczej dwa dni na wytrzeźwienie wystarczy – mam taką cichą nadzieję. Bardzo się cieszę że Hermiona jednak ubrała tą sukienkę, wyglądała naprawdę ślicznie i nie dziwię się że nawet Draco zaszokowało – w pozytywnym sensie. Eveline oczywiście też wyglądała cudownie, jak przystało na gospodynię imprezy. W pewnym momencie przyszła Daphne – chodź oczywiście prosiłem ją aby nie próbowała nawet wejść – wiem że Ev jej nie znosi, nawet Draco coś do niej ma. Dziewczyna przyssała się do mnie z cwanym uśmieszkiem starając się wyprowadzić z równowagi Blondi. Jednak mnie nie było do śmiechu, Eve ruszyła w stronę dormitorium jednak musiała iść obok nas, Greengrasówna postawiła jej nogę i zaczęła ją porównywać do Hermiony, później natomiast to Lady stała się obiektem jej drwin. Przegięła, to JA pomogłem dziewczynie się tak .. przemienić – chociaż nie wiem czy to jest dobre słowo. Zachowała się jak typowa idiotka która chce za wszelką cenę rozwalić zabawę innych. Odepchnąłem ją lekko od siebie, w tej samej chwili panna Malfoy wyciągnęła sprytnie różdżkę i rzuciła Drętwotę. Daphne wleciała na ścianę a ja uśmiechnąłem się w duchu – Brawo Evil, w końcu złamała jej zasadę : Nie zadzierać z Panną Malfoy. Niestety zanim cokolwiek powiedziałam obie dziewczyny pobiegły do dormitorium. Zmierzyłem wzrokiem moją – dziewczynę, o nie, po tym co zrobiła nigdy w życiu. Jednak mimo wyrazu mojej twarzy gdy się ogarnęła znów uwiesiła mi się na szyi.
- Oh Blaisie, patrz jak ta twoja przyjaciółeczka mnie potraktowała! Mam całą zniszczoną sukienkę i tynk we włosach! Przecież ja tylko powiedziałam prawdę! – Jęczała próbując mnie pocałować. Ja złapałem ją za dłonie i odciągnąłem je od siebie .
- Daphne, to koniec. Nie pozwolę żebyś obrażała moich przyjaciół.
- Jak to koniec? Kotek, przecież.. to ona zaczęła! Gdyby nie ona to by się nic nie stało.
- ZAMKNIJ SIĘ I MNIE SŁUCHAJ DO CHOLERY! Mam Cię dość! Nigdy nie byłaś ze mną ze względu na mnie, tylko na Evil – nawet nie wiem dlaczego w końcu jest moją dobrą przyjaciółką. TO KONIEC Daphne, jesteś dla mnie nikim, śmieciem, dziewczyną która nie ma rozumu, serca. – Patrzyłem na nią z odrazą, ta zmierzyła mnie wzrokiem i porywając swoje przyjaciółeczki wyszła z salonu. Gdy wychodziła odwróciła się w moja stronę i rzuciła: To jeszcze nie koniec!


Czułam się jak idiotka. Naprawdę jeszcze nikt w życiu mnie tak nie upokorzył. Gdy weszłyśmy z Evil do pokoju od razu walnęłam się na łóżko. Dzisiejszy dzień niestety mnie przerastał. Najpierw zachwyt nową sukienką i duma z tego jak w niej wyglądam. Później ta sytuacja z Malfoy’em, nie wiem co się ze mną stało. No a na koniec ta głupia Daphne. Naprawdę, nie wiem co Blaise w niej widzi.
- Evil – zaczęłam nieśmiało.
- Hmmm??
- Ja naprawdę przepraszam, to nie miało tak wyglądać. – mówiłam nie patrząc jej w oczy.
- Przecież nie masz za co przepraszać, było świetnie!!!- odparła z uśmiechem – W końcu wredna małpa dostała za swoje.
- No przecież – walnęłam się ręką w czoło – nie dałam Ci jeszcze prezentu!!! – szybko zwlekłam zwłoki z wyrka i poczęłam wywalać z szafki wszystkie manele, aż wreszcie znalazłam mały pakunek, który podałam Evil. Ona natomiast gdy go odwinęła rzuciła mi się na szyję.
- Hermi, dzięki! To najpiękniejszy prezent jaki mogłaś mi dać! – mówiła szczerze wzruszona. Długo myślałam nad prezentem dla niej i w końcu wymyśliłam! Kupiłam piękny album i powkładałam do niego wszystkie nasze wspólne zdjęcia. Resztę wieczoru spędziłyśmy na oglądaniu owych fotografii i śmianiu się do rozpuku. Kiedy miałyśmy iść już spać przypomniał mi drugi prezent.
- Mam do Ciebie prośbę.
- Dla Ciebie wszystko Hermi!
- Czy mogłabyś przekazać to bratu?? – zapytałam starając się nie zważać na jej pytający wzrok.
- A nie możesz zrobić tego sama??
- Wolałabym na jakiś czas ograniczyć z nim kontakty. Nie pytaj proszę i tak nic nie powiem. Dobranoc Evil. – odwróciłam się na drugi bok i starałam się zasnąć. Co zwarzywszy na dzień pełen wrażeń, nie było łatwe.