21 lutego 2013

| 20 | „Znicz do znicza, Hermiona wygra mecz Quiditcha”



<Hermiona>
Muszę dać z siebie wszystko! W końcu to ostatni mecz jaki zagram w tym sezonie. Brzuch niestety już mi odrobinę przeszkadza. Nie jestem już tak zwinna i przede wszystkim bardziej na siebie uważam. Mam wrażenie, że jakość mojej gry spadła przynajmniej o połowę. Oczywiście wszyscy dookoła zapewniają mnie, że tak nie jest, ale ja wiem swoje! Świadomość, że nie gram już tak jak dawniej jeszcze bardziej komplikowała mi perfekcyjne skupienie. Do tego dziwne zachowanie Draco. Wiem, że on nie chce tego dziecka, wiem że to skończony frajer. Ale jak zobaczyłam w jego kieszeni zdjęcie Fasolki zapaliła się we mnie iskierka nadziei, że może jednak coś się zmieni. Głupia jestem, obiecałam sobie przecież, że nigdy mu nie wybaczę! Ale niestety, za każdym razem jak na niego patrzę pojawia się znajomy uścisk w żołądku. Nadal czuję do niego to co czułam kiedyś. I im bardziej próbuję to z siebie wyrzucić, z tym większą siłą wraca.
-Hermiona!! Wchodzimy!! – zaczyna się. Wyszłam na oświetlone reflektorami boisko.  Ustawiłyśmy się na właściwych pozycjach, zagrzmiał gwizdek i… zaczęło się. Wzięłam w rękę miotłę, którą dostałam od Evil i ruszyłam. Powietrze zatkało mi uszy. Przez chwilę zakręciło mi się w głowie od tej prędkości. Zatrzymałam się więc na chwilę, i spojrzałam w dół. Zobaczyłam Ev i Blaisa z wielgachnym transparentem w dłoni. Było na nim wymalowane czerwoną farbą” Dawaj Hermiona!!”. Zaczęłam się śmiać i starałam się dostrzec znajomą blond czuprynę. Jednak nigdzie go nie było. Nie przyszedł, nie przyszedł na mój ostatni mecz!! Oczy zaszły mi łzami. Dostrzegłam jednak znicza i pomknęłam w jego kierunku.
<Draco.>
- Hermiona mnie zabije, nie gorzej! Evil mnie zabije! Przecież to w tajemnicy przed wszystkimi  szukałem pracy, a moja jedyna szansa na idealne stanowisko Aurora trafiła się akurat dzisiaj. Cieszyłem się niezmiernie, wymknąłem się z domu już z samego rana, oczywiście pamiętałem że dzisiaj jest najważniejszy mecz Hermiony, nie mógłbym tego przegapić… a jednak, mecz trwał już 10 minut kiedy wbiegłem na stadion,  wolałem nie pokazywać się już Evelin i Blaisowi. Widziałem z pierwszych schodów wielki transparent „Znicz do znicza, Hermiona wygra mecz Quiditcha” który zmieniał się w to kolejne hasła. Postanowiłem wykorzystać szansę, mogłem w końcu wślizgnąć się do namiotu należącego do Lady i przemyśleć to wszystko. Chciałem abyśmy się dzisiaj pogodzili, od tego felernego incydentu z dzieckiem i parkiem,… minęły 2-3 tygodnie… brzuch zaczynał być jeszcze bardziej widoczny. Nie mogłem uwierzyć w to co robię, nie mogłem nawet spojrzeć spokojnie na własne dziecko, dotknąć go przez brzuch jego matki.
- Jestem kretynem. – Ostatnio mówię to do siebie coraz częściej, mam nadzieję że się od tego nie uzależnię.
Wszedłem niepostrzeżenie do jej namiotu, jak się domyśliłem nie było możliwości aby ktoś tutaj się pojawił w ciągu najbliższych 30 minut… chociaż moja ukochana była świetnym szukającym, jeżeli już zobaczy znicz, dużo czasu nie potrzebuje aby go złapać. Tylko jak ją przeprosić?
- Przecież nie wyskoczę z : Cześć Hermiona! Zawsze Cię kochałem.. i nawet jak robiłem te wszystkie straszne rzeczy, to nadal Cię kochałem i jestem strasznym idiotą że Cię doprowadziłem do tego aby stracić nie tylko Ciebie ale i naszą miłość? Nie… to nie to… Przecież nie rzucę się na nią z pocałunkiem jak tylko tutaj wejdzie…. A może tak, Hermiona, zanim coś powiesz, chcę abyś wiedziała…
- Tak Draco? – zamurowało mnie, odwróciłem się w stronę wejścia, któraś z drużyn musiała zarządzić przerwę, to było niemożliwe aby z takim małym entuzjazmem wróciła, Lady NIGDY nie przegrała meczu. - .. Co chciałeś mi powiedzieć? Tylko streszczaj się bo muszę się śpieszyć…
- Hermiona , ja… wiem że jestem debilem, kretynem, idiotą, skurwysynem, możesz mnie wyzywać i nazywać jak chcesz do końca mojego życia, a nawet po śmierci… - Świetnie, muszę wymyślać na poczekaniu – no bo ja… Hermi.. ja… naprawdę nie mogę już patrzeć na to co wyprawiamy, nie rozmawiamy… nawet nie patrzmy, odkąd tylko dowiedziałaś się że jesteś w ciąży, ta sytuacja z Mattem i w ogóle… wiem że to niczego nie zmienia, ale ja się zmieniłem… naprawdę chcę abyś mnie nie odtrącała.. ee… aa…. Yy… nie wyznaję Ci miłości , wiem że nie zasługuję na odwzajemnienie , ale nie mogę żyć patrząc na to że udajemy obcych, a przecież od małego byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.. teraz będziemy mieć dziecko, nie chcę aby wychowało się bez ojca, nawet jeśli jego lub jej rodzice nie są razem… proszę, pogódźmy się… - Spojrzałem na nią pokornie, Hermiona nie odezwała się ani słowem. Zablokowała wszelką mimikę wiec nie umiałem rozczytać minęło może  kilkadziesiąt sekund zanim się odezwała.
- Draco…. – rozległ się gong ogłaszający koniec przerwy. – ja też tęsknię za tobą i twoją przyjaźnią, - podeszła do mnie i lekko przytuliła, tak jak powinno się tulić przyjaciela. Zrobiła to tak że fasolka była pomiędzy nami, udało mi się dotknąć go – bo akurat kopnął. – Tak fasolko, ta chłodna skóra to tatuś, trochę tchórzliwy, ale bardzo dobry przyjaciel. – uśmiechnęła się lekko i wesoło, rozległ się kolejny gong kończący przerwę. – Musimy iść… razem, bo zaraz złapię znicz, a ty musisz to zobaczyć.
Jak powiedziała tak zrobiłem, bardzo się cieszyłem że udało nam się pogodzić, małymi kroczkami zbliżaliśmy się do idealnej drogi. Byłem szczęśliwy. Rozstaliśmy się przy bramce na wylot, ja cofnąłem się na widownię, jednak nie podchodziłem do Ev i Blaisa, byłem pewien że siostra chce mnie zabić – wolałem przeżyć najpierw ten mecz.


Hermiona



Ev.
Na stadion dotarliśmy bardzo szybko, popchnęłam Hermi w stronę namiotu aby się przygotowała, to był najważniejszy mecz, ostatni przed zimową przerwą no i przed porodem. Termin miała na początek kwietnia, sezon wiosenny zaczynał się równo 21 Marca – czy to niedziela czy poniedziałek.  Mamy początek grudnia, więcej nie trzeba wiedzieć – no dobra, 30 listopad… ale to dla mnie już grudzień.
Fanów Kelpi było bardzo dużo i gdyby nie numerowane miejsca, pewnie nie udałoby się zająć miejsc. Od razu postawiłam swój transparent który co kilka sekund zmieniał swoją treść. Blaise spojrzał na mnie.
- Da sobie radę…. Tylko gdzie jest Draco? – Dopiero teraz do mnie to dotarło, nie było go! Obiecał! Obiecał mi że będzie! Wiedział że to ważne dla Hermiony, w końcu ostatnio wyznał mi że pragnie się z nią pogodzić. Transparent wyczuł moją zmianę emocji, gdyż napisy na nim nagle stały się krwistoczerwone.  Jak on śmiał?! Tym bardziej że wie, wie czym grozi złamanie danej mi obietnicy! Nie zawiodłam się nim tak od dawna, wiem że możecie uważać że to nic takiego… ale dzisiaj to ostatnia szansa aby pogodzić się z Lady, a jeżeli on nie przyszedł, to ona mu tego nigdy nie wybaczy.
- Zabiję Cię Malfoy – wyszeptałam cicho, jakby do siebie.
Sygnał rozpoczynający mecz był dla mnie końcem żmudnych nadziei na przybycie tej fretki. Zajęłam się kibicowaniem, znicz wypuszczono dopiero po kilku minutach, Hermiona od razu popędziła w jego strone, lecz nagle ktoś uderzył obrońcę tłuczkiem. Mecz przerwano na kilka minut, ja jednak nie ruszyłam się z miejsca, usiadłam na ławce. Większość odeszło chcąc kupić coś do picia czy pójść do toalety. Diabeł widząc moje mieszane uczucie usiadł obok i delikatnie objął.
- Ev.. nie martw się, na pewno tutaj jest.. może nie potrafi znaleźć naszych miejsc. Obiecał, nie ma szans aby złamał obietnicę. – Mówił takim ciepłym głosem, od razu zrobiło mi się lepiej, on był taki wspaniały. Odruchowo wtuliłam głowę w jego ramię.
- Blaise, to dzień Hermiony… i Fasolka,… Malfoy o tym wie, a mimo wszystko to chrzani.. tak bardzo chciałam aby byli szczęśliwi.. Herm jest dla mnie siostrą odkąd się urodziła, Draco też.. bo w końcu ja byłam pierwsza.. Teraz oni razem będą mieli dziecko… to nie może się tak skończyć… oni oboje się kochają.
- Wiem, dlatego jestem pewny że nie ma go tutaj, bo czeka na nią w szatni... od razu do siebie nie wrócą.. oboje siebie nakrzywdzili… ale wybaczą sobie, taka miłość trafia się raz na sto lat. – Spojrzałam na niego, on również wpatrywał się w moje oczy, uśmiechnęłam się lekko jednak zanim udało mi się coś powiedzieć, zatrąbił gong kończący przerwę. Od razu oderwaliśmy się od siebie, podchodząc do barierki i kibicując Kelpiom i oczywiście Lady – która kiedy tylko wyszła – oczywiście spóźniona wyglądała dużo lepiej. Draco jednak nadal nie pojawił się przy nas. Tym razem gra potoczyła się dynamiczniej, kilka bramek nawet przy udziale panny Riddle. Parę minut później przede mną przeleciał złoty znicz, moja przyjaciółka od razu to zauważyła i ruszyła w naszym kierunku, dzięki mojej miotle była w ułamku sekundy przy złotej kuleczce. Niestety ta miała dzisiaj humorki i uciekła jej z jeszcze większym świstem. Droczyli się kolejne minuty, darłam się z Blaisem w niebogłosy wskazując miejsca gdzie znajduje się znak końca gry. Potem sekundy, minuty.. i złapała! Nie wiem co mnie popchnęło do tego, ale z tej euforii zaczęłam skakać, wpadłam na Diabła, złapał mnie tym swoim delikatnym ale jednocześnie silnym ramieniem. Znów ten wzrok w moje oczy,  nie było tak jak w filmach – usta powoli się zbliżają do siebie, nieśmiało,. Nie to nie my, minął ułamek sekundy a w tym samym czasie zrobiło mi się gorąco. Czekałam na to tyle czasu, a gdy tylko to się stało, uważałam że to źle… jednak nie potrafiłam się powstrzymać.  Przeciągnęłam ten pocałunek, dając kolejny i kolejny. Oderwaliśmy się równie delikatnie jak zaczęliśmy. Znów patrzeliśmy sobie głęboko w oczy, uśmiechając się bananowo. Po chwili poczułam na czole coś zimnego, zaczynał padać śnieg! Delikatnie prószył dookoła nas, wszyscy zaczęli się cieszyć, próbując go złapać,   Blaise jednak odsunął mnie od siebie na tyle byśmy mogli zobaczyć swoje twarze.
-Because you know just what to say
And you know just what to do
And I want to tell you so much
I love you…
Mimo że mi to tylko wyszeptał, w mojej głowie brzmiała ta piękna melodia. Miałam ochotę się rozpłakać, jednak musiałam się opanować. Objęłam Blaisa w szyi i mocno się do niego przytuliłam.  Chłopak nie wiedząc co zrobić dotknął moich włosów i delikatnie przeczesał.
- Ja Ciebie też… - wyszeptałam do ucha, tylko tyle byłam w stanie zrobić. Tyle emocji we mnie targało,  jeżeli Draco i Hermiona przeprosili się i wybaczyli sobie… to jest to najpiękniejszy dzień tego roku.

<Hermi>
Tak jest!! I kto tu rządzi?! Nawet ciężarna potrafię złapać znicz!! Poleciałam na środek boiska i uniosłam rękę wysoko w górę. Tłum oszalał, z każdej strony otaczały mnie wiwaty, bądź buczenie niezadowolonych z wyniku.  Spojrzałam w dół i ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Dracona. Byłam szczęśliwa, że się pogodziliśmy. Nie jesteśmy już razem i wiele się przez niego wycierpiałam, ale nadal go kocham. Ciężko mi się przed samą sobą do tego przyznać, ale kocham tego skretyniałego tlenionego idiotę. Ponadto spodziewam się jego dziecka i nie mogę pozbawić Fasolka ojca, choćby był skończonym durniem. Czasem zastanawiam się dlaczego musiałam trafić akurat na niego. Jest na świecie tylu wspaniałych facetów. Jak chociażby Blaise. Gdyby to było jego dziecko zachowałby się zupełnie inaczej niż blondyn. Apropos, gdzie Diabeł i Ev?? Rozejrzałam się w poszukiwaniu wielkiego transparentu. Kiedy go zlokalizowałam zobaczyłam Blondi w ramionach bruneta. Zatkało mnie i przez chwilę nie mogłam dojść do tego co się tam dzieje. Dopiero po upływie paru sekund zreflektowałam się, że oni się CAŁUJĄ!!! Na brodę Merlina CAŁUJĄ!!! Z niepohamowanej radości wzbiłam się w powietrze i z wielką prędkością pomknęłam w dół. Na moje nieszczęście oczy zaszły mi łzami i na chwilkę straciłam panowanie nad miotłą, która jak na złość skierowała się wprost na trybuny kibiców przeciwników. Z łoskotem wpadłam w przerażony tłum. Chroń mnie panie!! To było ostatnie co zdążyłam pomyśleć przed iście epicką kolizją. 

| 19 | taki skarb pojawia się raz w życiu,

< Evil >
Hermiona wywaliła mnie ze swojego pokoju, wiedziałam że to zrobi, była zmęczona chciała pobyć sama. Jednak mimo wszystko ciekawiło mnie co mój brat jej kupił – albo zrobił. Miałam jedynie nadzieję że nic głupiego – to miały być jej wyjątkowe urodziny. Razem z Blaisem zastanawiamy się czy długo jeszcze będą ukrywać swoje uczucia, chcemy ich jakoś zbliżyć – tylko nie wiemy jak. Jedyne czego byłam pewna w tej chwili to tego, że jutro czeka mnie kolejna konfrontacja z Potterem. Merlinie, proszę… chroń mnie od tego popaprańca.
- Evi? Mogę Cię prosić na chwilę? – Odwróciłam się w stronę źródła tego głosu, zza drzwi wystawała głowa Draco, było widać że i on jest całkiem zmęczony. Pokiwałam głową i ruszyłam w stronę jego pokoju. Usiadłam wygodnie na łóżku.
- Ja też chciałam z tobą porozmawiać… - zaczęłam ale przerwał mi.
- Dlaczego mi nie powiedziała wcześniej? Wiem że ty też o tym wiedziałaś, tobie mówi wszystko…
- Draco, Hermiona się bała .
- Czego? Że zacznę się na nią drzeć? … w sumie faktycznie to zrobiłem.
- No właśnie… znam ją doskonale Draco, wiem że to ją skrzywdziło chociaż starała się to ukryć… potem jeszcze ta kłótnia z Mattem…
- Co się stało? – spojrzał na mnie smutnym i rozpaczliwym wzrokiem, nie chciałam mu o wszystkim mówić, miałam ochotę mu nieźle przywalić, ale był taki… inny.
- Pokłócili się.. o dziecko, o to że go zdradziła… o to że zrobiła to a on ją kochał… nazwał ją szmatą i się wyprowadził….
- To ostatnie to chyba najpozytywniejsza rzecz z wczorajszego dnia…. – westchnął głośno i schował na chwile twarz w dłoniach. – Evil… ja ją kocham, wiesz o tym prawda? – nie czekał na moją odpowiedź, udało mi się jedynie kiwnąć głową. – Zrobię dla niej wszystko, dla tego dziecka też… na początku byłem w zbyt wielkim szoku, może gdyby była ze mną.. inaczej bym to przełknął… gdy ochłonąłem, po prostu zdałem sobie sprawę że jestem największym frajerem na świecie…
- Draco, wcale tak..
- Nie pocieszaj mnie w tej sytuacji Evi, wiem że tak jest… skrzywdziłem ją jeszcze mocniej niż wcześniej…. pewnie teraz wyśmieje mój prezent, rzuci mi go w twarz, nie zdziwię się, ma do tego pełne prawo….  I wiesz co? Dzisiaj postanowiłem, że wezmę się za jakąś pracę, cokolwiek, mogę być nawet pogromcą gnomów i wścibskich sióstr.. ale nie chcę wiecznie żyć z krypty rodziców. – przytuliłam go, miałam ochotę wydrzeć się : „Brawo chłopie! Nareszcie coś mądrego!” ale nie była to odpowiednia chwila, przemilczałam ten fakt. Oparłam głowę o jego ramię po chwili chowając ją w zgłębieniu pomiędzy obojczykiem a ramieniem. Westchnęłam jednocześnie z nim, nikt z nas nie wiedział co powiedzieć – woleliśmy pomilczeć.  Z tej ciszy wyrwało nas wołanie Blaisa na śniadanie, skoro wszystko już się wydało o ciąży Herm, już oficjalnie mógł podawać jej nieco większą porcje. Hermiona jednak przyszła najpóźniej, była zaspana i od razu dorwała się do czegoś do picia – później do jedzenia.  O dziwo, mimo że razem z diabłem chcieliśmy zacząć jakąś rozmowę, nie wychodziło nam to, nasze toksyczne gołąbeczki milczały jak grób i dłubały widelcem po talerzu. Reszta dnia też z resztą tak wyglądała, każdy poszedł do siebie, tylko  czasem Draco albo Hermiona zaczęli coś do nas mówić, ale nigdy w swojej obecności. Za 3 dni miał być też mecz Hermiony, jutro miałyśmy też iść do lekarza czy w ogóle może grać… czy to bezpieczne i jak się miewa „fasolka”. Miałam nadzieję że następny dzień będzie spokojniejszy.
Tam tata dam, tam tata dam.. tu tu ty ty ta ta ta ta….  i plask. Nie cierpię wstawać o tak wczesnej porze, ale im szybciej ogarnę papierki dla bliznowatego, tym szybciej będę mogła go pożegnać. Szybkie śniadanie, szybka droga do paszczy lwa – i to dosłownie. Na początku nie było aż tak źle, bywało o wiele gorzej, na jakieś 7 godzin pracy – tylko 3 spędziłam na słuchaniu jego romantycznych rozmów z Ginny i obgadywanie po kolei każdego pracownika z Weasleyem. Kolejne 4 szanowny pan wice minister od siedmiu boleści spędził przy prawidłowej pracy, papierkach. Westchnęłam cicho gdy po raz kolejny wysłał mnie po coś do departamentu aurorów, w końcu pracował tam ten rudzielec. Nie omieszkał rzucić jakimś tekstem którego zignorowałam. Trochę tego pożałowałam.
- Malfoy! Dlaczego nie wysłałaś jeszcze do Wizygamotu tej listy czarodziejów o którą cię prosiłem ostatnio?
- Bo  nie miałam nic takiego wysłać Potter?
- Nie mów tak do mnie! Jestem twoim szefem! Musisz dzisiaj dłużej zostać, przychodzi Teddy, i masz się nim zająć. – Fuknął na mnie a ja już traciłam spokój.
- No nie wiem Potter, bo mam inne obowiązki… sam nie umiesz się zaopiekować chrześniakiem? Nie dość już wycierpiał?
- To TWOI przyjaciele go osierocili ! – przywalił mnie do ściany ze złości, jak zwykle nie panował nad emocjami.
- Sami doprowadzili do swojej śmierci! Nigdy nie chciałam aby to oni zginęli! O dziwo.. był w Zakonie ktoś, kto na to nie zasługiwał… Jak już mówiłam SZEFIE, wychodzę… muszę iść z Hermioną do lekarza na badania..
- A co… nasza panienka Riddle jest chora? A może zaszła w ciąże z tym swoim ciapowatym… - o nie, teraz to pprzegiąl, wyjęłam różdżkę i przystawiłam mu ją do gardła. Gdyby nie było tak przeciętnie 3 razy w tygodniu, większośc od razu by mnie zamknęła w Askabanie.
- NIE WAŻ SIĘ MÓWIĆ TAK O MOIM BRACIE! – warknęłam i odłożyłam różdżkę. Wyszłam z gabinetu bez pożegnania, nawet Harry nie zdążył czegoś odpowiedzieć. Miałam tylko nadzieję że widok Hermiony poprawi mi humor, i tak się stało. Gdy tylko ją zobaczyłam, wielki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.

<Hermiona>
- Wstawaj śpiochu!! Śniadanko przyszło. – usłyszałam tuż koło ucha. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam Blaisa z wielką tacą w dłoni. Owszem, miałam spory apetyt , ale to co było na tacy przechodziło wszelkie pojęcie! Znalazły się tam tosty, jajecznica, kawałki bekonu, do tego moja ulubiona gorąca czekolada.
- Czy ty czasem nie powinieneś być w pracy? – zagadnęłam siedzącego obok chłopaka pomiędzy kolejnymi kęsami tosta.
- owszem, powinienem. Wziąłem jednak wolne, by pomóc przygotować się najpiękniejszej mamie na świecie do badań. – powiedział z wielgachnym uśmiechem. Evil ma wielkie szczęście. Blais to facet idealny. Troskliwy, romantyczny, inteligentny, z poczuciem humoru i do tego cholernie przystojny. Dlaczego musiałam zakochać się akurat w takim padalcu jak Malfoy??
- Dziękuję, ale nie musiałeś. Przecież…
- Musiałem, czy nie, zrobiłem to, więc bez gadania proszę. – powiedział zdecydowanym tonem i po chwili zaczęliśmy się śmiać. Właśnie dzięki takim chwilą, dzięki tym chwilą spędzonym z przyjaciółmi, zapominałam na chwile o moich problemach.
- O matko… - szepnęłam nagle. Krew odpłynęła mi z twarzy i musiałam stać się bardzo blada, bo Diabeł zrobić przerażoną minę. – Fasolka kopnęła… - odparłam równie cicho co wcześniej.
- Naprawdę? To świetnie!! – krzyknął uradowany brunet. – czy, czy ja mógłbym? – zrobił dość niepewną minę, na co ja wybuchnę łam gromkim śmiechem.
- Pewnie. Fasolek, przywitaj się z wujaszkiem Blaisem. – mówiąc to odłożyłam tacę, z której niewiadomo jakim cudem zniknęło całe jedzenie. Ułożyłam się wygodniej i posłałam przyjacielowi zachęcający uśmiech. Chłopak ostrożnie i bardzo powoli położył rękę na moim dość mocno zaokrąglonym już brzuchu. Kiedy jego dłoń dotknęła tkaniny mojej piżamy fasolek kopnął.
- Łał!! On się naprawdę rusza!! To niesamowite!! Ciekawe co będzie miał po wujku. Na pewno będzie tak samo uroczy. Witaj Fasolku, to ja wujek Blaise. Nudzi Ci się już u mamy w brzuchy nie?? – jakby na potwierdzenie tych słów maleństwo znowu się poruszyło. – ojjj charakterek to ty masz po mamusi. – zaśmiał się Zabini. – nie denerwuj się tak malutki albo malutka hmmm… nie ważne. Obiecuję, że jak tylko wyskoczysz z mamusi nie będziesz się nudził. Pójdziemy do wesołego miasteczka, będziemy… - nie skończył, gdyż drzwi do pokoju się otworzyły i stanął w nich Draco. Kiedy zobaczył Blaisa z ręką na moim brzuchu, na twarzy pojawiła się ostatnio dobrze mi znana, maska chłodnej uprzejmości.
- Evil dzwoniła i pyta gdzie Hermiona. Za 30 min macie wizytę u lekarza.
- matko?? To która godziną? – zanim któryś zdążył odpowiedzieć spojrzałam na zegarek. Rzeczywiście za pół godziny mam badania!! Szybko poderwałam się z łóżka, używając czarów ubrałam się i uczesałam, wybiegłam z domu i teleportowałam się pod świętego Munga.
- No gdzieś Ty była? – zapytała Evil piorunując mnie wzrokiem.
- Dobra nie traćmy więcej czasu. – wzięłam ją pod rękę i równym krokiem pomaszerowałyśmy do gabinetu.
- Witam, panna Riddle? – zapytał lekarz.
- Tak to właśnie ja. – odparłam z niepewnym uśmiechem. Bardzo bałam się tych badań. Bałam się o Fasolka, z jednej strony uważałam go za przekleństwo, z drugiej jednak na myśl o jego stracie przechodziły mnie dreszcze.
- A pani to?? – zagadną Evil
- Evenlyn Malfoy, przyjaciółka Hermiony. Przyszłam by podtrzymać ją na duchu.
- w takim razie zaczynajmy. Proszę się tutaj położyć i podciągnąć koszulkę. – posłusznie odsłoniłam brzuch. Doktor zaczął mi czym po nim jeździć i wtedy na ekranie pojawił się obraz. Czarny i niewyraźny. Jednak gdy zobaczyłam małą pulsującą kropkę, już wiedziałam. – oto serduszko pani dziecka. – powiedział. – z tego co widzę wszystko jest w jak najlepszym porządku. Mógłbym nawet powiedzieć, że maleństwo przejawia zbytnia ruchliwość- dodał z uśmiechem.
- No to akurat zdecydowanie po mamusi. – zaśmiała się Blondi.
- Czy chcą panie poznać płeć dziecka?
- nie! – odparłam natychmiast. – To ma być niespodzianka. – dodałam po chwili, widząc, że mężczyzna patrzy na mnie dziwnie. – Jeszcze jedna sprawa. – zaczęłam powoli schodząc z leżanki. – czy jest możliwość żebym mogła grać w meczu, to ostatni mecz ligowy i bardzo mi na tym zależy. Jest w przyszły piątek.
- Nie widzę przeciwwskazań. Jest pani młoda i silna. Dziecko też ma się dobrze, więc tak, może pani zagrać.
- dziękuję panie doktorze – posłałam mu gigantyczny uśmiech.
- do usług. I proszę pamiętać o przyszłomiesięcznej kontrolii. Proszę , jeszcze to. – wręczył mi dwa ruchome zdjęcia Fasolki. Wzięłam je niepewnie i razem z Evil wyszłam ze szpitala.
- I jak się czujesz??
- Dobrze, dzięki. Ale jestem bardzo zmęczona, możemy już wracać?
- oczywiście. – podała mi rękę i teleportowałyśmy się do domu. Na kanapie przed telewizorem siedzieli rozwaleni Draco i Blaise. Ten drugi, gdy tylko nas zobaczył poderwał się z miejsca.
- I jak? Wszystko ok.??
- Jasne, dziecko zdrowe jak ryba! – odpowiedziałam z uśmiechem. – zobacz to właśnie Fasolek. – pokazałam mu jedno ze zdjęć. Natychmiast podeszła do niego Ev i zaczęli wzdychać jaki malec jest cudowny. Przestałam ich słuchać, gdyż mój wzrok przeciął się ze wzrokiem Draco. Nie myśląc zbyt wiele podeszłam do niego.
- Pewnie Cię to nie obchodzi, ale to właśnie Twoje dziecko.- powiedziałam chłodno, położyłam na stoliku przed nim zdjęcie i poszłam w stronę swojego pokoju. Kiedy się odwróciłam zamykając drzwi ujrzałam, że blondyn siedzi niewzruszony gapiąc się tępo w telewizor. Na co ja głupia liczyłam?? Ludzie jak on się nie zmieniaja…       

Evil.
Cały mój stres chyba przeszedł z Hermiony na mnie, była bardzo spokojna podczas wszystkich badań, nie zdziwiło mnie to że nie chciała poznać płci. Sama nie wiem czy bym chciała, zwłaszcza że ojciec tego dziecka zachowuje się jak ostatni palant. Fasolka jak ją pieszczotliwie nazywaliśmy była zdrowa i śliczna. Razem z Blaisem zastanawialiśmy się przez zdjęcie czy może my odgadniemy płeć jednak dla nas to wszystko wyglądało tak samo, nie byliśmy w końcu lekarzami, nie znaliśmy się na tym. Spojrzałam na Draco który dopiero gdy Hermiona weszła do pokoju wziął zdjęcie do ręki, usłyszałam dziwny dźwięk z jego ust, jakby się zawachał się by coś powiedzieć. W końcu nie oddając zdjęcia wyszedł z domu. Nie martwiłam się jednak, od kilku dni ograniczył alkohol do minimum. Weszłam do kuchni z zamiarem ugotowania czegoś, ale byłam zmęczona.
- Dobra ferajna, zamawiamy coś przez telefon?!
- Chińszczyzne! i Duuuuużo bananów w cieście! -  Wydarła się Hermiona z pokoju nie wychylając choćby łebka zza drzwi .
- No to załatwione! – Wybrałam właściwy numer, wystarczyło teraz tylko czekać na zamówienie.


Draco.
Nie chciałem od razu przepraszać Hermiony, jednak nie wiedziałem że tak chłodno mnie potępi. Byłem w szoku gdy zobaczyłem ją z Blaisem rano, oczywiście może nie byłem zazdrosny o samego przyjaciela, wiedziałem że kocha się w Evil… jednak, dziecko – czy Fasolka jak ją nazywali… po raz pierwszy kopnęło, a ja jako ojciec nie mogłem nawet dotknąć i poczuć. Dopiero do mnie dochodziło co tak naprawdę się dzieje, już wcześniej miałem takie myśli, ale nigdy nie przeszło mi przez gardło.
- Będę ojcem. – wyszeptałem, Evil i Blaise i tak tego nie usłyszeli jednak moja siostra spojrzała troskliwym wzrokiem. Spojrzałem w zdjęcie, było neico mało widoczne, jednak było widać zwłaszcza serduszko. Był piękny, albo piękna… jeśli wierzyć opowiadaniom Evelin i Diabła,  ma charakter po mamie… zląkłem się nieco, bo z jednym takim oszołomem jest już ciężko, - co dopiero z dwoma.  Nie wypuszczając zdjęcia z rąk wyszedłem z domu, poszedłem na pobliski park. Musiałem się przewietrzyć, moje dzisiejsze „bardzo mądre” odkrycie mną nieco wstrząsnęło. Tak bardzo żałowałem że wtedy nakrzyczałem tak na Hermionę, przecież ja ją kochałem.
- Jestem idiotą.
Musiałem to powiedzieć na głos, bo w myślach nie miało by to zbyt wielkiego sensu.
- Przepraszam, mógłby mi pan pomóc? – Nawet nie zauważyłem kiedy podeszła do mnie jakaś babka z wózkiem, spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem trzymając dziecko już w ramionach. – Proszę mi go potrzymać na chwile,  pokopał się trochę i muszę poprawić co nieco w wózku. – W odpowiedzi tylko kiwnąłem głową, kobieta odetchnęła z ulgą i podała mi je. Było takie małe, delikatne. Patrzyło na mnie swoimi wielkimi czarnymi oczami, miał brązowe i już gęste włosy, nie wiedziałem ile ma miesięcy ale na pewno nie dużo. Maluszek obserwował mnie przez chwilę aż w końcu uśmiechnął się bezzębnie co wyglądałoby śmiesznie gdyby nie fakt że zrobił to do mnie. Coś mnie chwyciło za serce.
- Alexander pana polubił, do mało kogo się uśmiecha… z reguły wyrywa się nieznajomym… - kobieta spojrzała na mnie a po chwili zauważyła zdjęcie Fasolki leżące obok mnie. Podniosła je i przejrzała.
– Niech zgadnę, to pańskie dziecko tak? Wygląda mi na 4 miesiąc, musi być pan naprawdę szczęśliwy, widząc pana minę musi być to pierwsze… taki skarb pojawia się raz w życiu, z każdym kolejnym radość się zwiększa, ale to pierwsze powinno być najważniejsze, oczywiście z miłości. – Nie skomentowałem tego, jej słowa doszły do mojego umysłu dopiero po krótkiej chwili. Sam fakt bycia ojcem był do zniesienia, w porównaniu z odpowiedzialnością jaką to nosiło, aż nie potrafiłem się nie uśmiechnąć do malca w moich ramionach. Alexander jak nazywała go prawdopodobnie matka wpatrywał się we mnie z wielkim zaciekawieniem, jakbym był pierwszym mężczyzną którego widzi, albo kimś niezwykłym. Niestety byłem taki, powinienem mieć plakietkę „Największy idiota i świnia na świecie”.
- Dziękuje bardzo za pomoc panie…?
- Malfoy, ale tylko z nazwiska. To ja Pani dziękuje…  dopiero teraz poczułem jakie to uczucie, mieć dziecko…
- To bardzo dobrze że teraz, będzie pan dobrym ojcem Panie Malfoy… niech mi pan uwierzy, znam się na tym… wychowałam 3 rodzeństwa i jestem położną…. – odebrała ode mnie dziecko i włożyła do wózka. – Do widzenia.
Wiele myśli przechodziło mi teraz przez myśl, pewnie nieźle przynudzam ale to było zbyt gwałtowne. Po prostu poczułem się ojcem, zapragnąłem tej Fasolki tak bardzo jak przebaczenia Hermiony, spojrzałem na zdjęcie po raz kolejny a na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech, pierwszy od wielu tygodni.
- Cześć Fasolko, szkoda że jesteś tylko zdjęciem ale nie przywitam się tak szybko z tobą… jestem Twoim tatą, Draco… i zrobię wszystko aby pogodzić się z mamusią... będę walczył o Ciebie i o Jej miłość. – Bez kolejnych słów dość pewny siebie wróciłem do domu, akurat zaczeli rozpakowywać jedzenie. Uśmiechnałem się delikatnie choć nadal nieco chłodno i usiadłem obok Evelin.
- Czemu nie zadzwoniliście? Siedziałem w parku pod domem…
- No wiesz, bałam się że znowu robisz wypad na całą noc jak 3 tygodnie temu…
- Wiem, mogłaś tak pomyśleć… - wziąłem jak domyśliłem się swoją porcję i zacząłem jeść. Zauważyłem że Hermiona bez słowa kończy opakowanie i zabiera się za ulubione banany w cieście. Ja zdążyłem już zjeść porcję zanim przestała się nimi delektować, to była jedyna rzecz na świecie którą jadła prawie 10 minut. Chciałem to pozbierać więc wstałem z krzesła, pech chciał że wypadło zdjęcie Fasolki. Podniosłem je i znów schowałem do kieszeni, jednak moja ukochana zdążyła zauważyć że tam jest. Wychodząc do kuchni odwróciłem się.
- Hermiono… - Teraz albo nigdy, niech chociaż nie myśli ze nie obchodzi mnie to dziecko.
- Hę? – No cóż, była wściekła, nie raczyłem na inne słowo czy cokolwiek .
- Na szczęście jest śliczny po mamie. – Bez słowa ruszyłem do kuchni wyrzucając opakowania, omijając stołowy pokój wszedłem do swojego pokoju.  Nie zauważyłem kiedy Evil pojawiła się za mną.
- Co to było?
- Evil… nawet nie wiesz jak bardzo zmądrzałem..
- No nie wiem, teraz stwierdzam że zachowujesz się jak idiota….. choć coś kombinujesz, jak z tym tekstem do Hermiony, nawet nie wiem jak opisać to jak wyglądała albo co myślała.. po raz pierwszy nie wiem co się w jej głowie dzieje.
- Evelin! Ja chcę to dziecko! Chcę być jego ojcem, częściom jego życia… pomóc je wychować…- wypaliłem zanim znów zaczęła gadać o mnie.
- To musisz jak najszybciej pogodzić się z Lady. Nie licz od razu na miłość, nadal jest zła… ale przynajmniej się pogódźcie, zanim będzie za późno.