21 lutego 2013

| 20 | „Znicz do znicza, Hermiona wygra mecz Quiditcha”



<Hermiona>
Muszę dać z siebie wszystko! W końcu to ostatni mecz jaki zagram w tym sezonie. Brzuch niestety już mi odrobinę przeszkadza. Nie jestem już tak zwinna i przede wszystkim bardziej na siebie uważam. Mam wrażenie, że jakość mojej gry spadła przynajmniej o połowę. Oczywiście wszyscy dookoła zapewniają mnie, że tak nie jest, ale ja wiem swoje! Świadomość, że nie gram już tak jak dawniej jeszcze bardziej komplikowała mi perfekcyjne skupienie. Do tego dziwne zachowanie Draco. Wiem, że on nie chce tego dziecka, wiem że to skończony frajer. Ale jak zobaczyłam w jego kieszeni zdjęcie Fasolki zapaliła się we mnie iskierka nadziei, że może jednak coś się zmieni. Głupia jestem, obiecałam sobie przecież, że nigdy mu nie wybaczę! Ale niestety, za każdym razem jak na niego patrzę pojawia się znajomy uścisk w żołądku. Nadal czuję do niego to co czułam kiedyś. I im bardziej próbuję to z siebie wyrzucić, z tym większą siłą wraca.
-Hermiona!! Wchodzimy!! – zaczyna się. Wyszłam na oświetlone reflektorami boisko.  Ustawiłyśmy się na właściwych pozycjach, zagrzmiał gwizdek i… zaczęło się. Wzięłam w rękę miotłę, którą dostałam od Evil i ruszyłam. Powietrze zatkało mi uszy. Przez chwilę zakręciło mi się w głowie od tej prędkości. Zatrzymałam się więc na chwilę, i spojrzałam w dół. Zobaczyłam Ev i Blaisa z wielgachnym transparentem w dłoni. Było na nim wymalowane czerwoną farbą” Dawaj Hermiona!!”. Zaczęłam się śmiać i starałam się dostrzec znajomą blond czuprynę. Jednak nigdzie go nie było. Nie przyszedł, nie przyszedł na mój ostatni mecz!! Oczy zaszły mi łzami. Dostrzegłam jednak znicza i pomknęłam w jego kierunku.
<Draco.>
- Hermiona mnie zabije, nie gorzej! Evil mnie zabije! Przecież to w tajemnicy przed wszystkimi  szukałem pracy, a moja jedyna szansa na idealne stanowisko Aurora trafiła się akurat dzisiaj. Cieszyłem się niezmiernie, wymknąłem się z domu już z samego rana, oczywiście pamiętałem że dzisiaj jest najważniejszy mecz Hermiony, nie mógłbym tego przegapić… a jednak, mecz trwał już 10 minut kiedy wbiegłem na stadion,  wolałem nie pokazywać się już Evelin i Blaisowi. Widziałem z pierwszych schodów wielki transparent „Znicz do znicza, Hermiona wygra mecz Quiditcha” który zmieniał się w to kolejne hasła. Postanowiłem wykorzystać szansę, mogłem w końcu wślizgnąć się do namiotu należącego do Lady i przemyśleć to wszystko. Chciałem abyśmy się dzisiaj pogodzili, od tego felernego incydentu z dzieckiem i parkiem,… minęły 2-3 tygodnie… brzuch zaczynał być jeszcze bardziej widoczny. Nie mogłem uwierzyć w to co robię, nie mogłem nawet spojrzeć spokojnie na własne dziecko, dotknąć go przez brzuch jego matki.
- Jestem kretynem. – Ostatnio mówię to do siebie coraz częściej, mam nadzieję że się od tego nie uzależnię.
Wszedłem niepostrzeżenie do jej namiotu, jak się domyśliłem nie było możliwości aby ktoś tutaj się pojawił w ciągu najbliższych 30 minut… chociaż moja ukochana była świetnym szukającym, jeżeli już zobaczy znicz, dużo czasu nie potrzebuje aby go złapać. Tylko jak ją przeprosić?
- Przecież nie wyskoczę z : Cześć Hermiona! Zawsze Cię kochałem.. i nawet jak robiłem te wszystkie straszne rzeczy, to nadal Cię kochałem i jestem strasznym idiotą że Cię doprowadziłem do tego aby stracić nie tylko Ciebie ale i naszą miłość? Nie… to nie to… Przecież nie rzucę się na nią z pocałunkiem jak tylko tutaj wejdzie…. A może tak, Hermiona, zanim coś powiesz, chcę abyś wiedziała…
- Tak Draco? – zamurowało mnie, odwróciłem się w stronę wejścia, któraś z drużyn musiała zarządzić przerwę, to było niemożliwe aby z takim małym entuzjazmem wróciła, Lady NIGDY nie przegrała meczu. - .. Co chciałeś mi powiedzieć? Tylko streszczaj się bo muszę się śpieszyć…
- Hermiona , ja… wiem że jestem debilem, kretynem, idiotą, skurwysynem, możesz mnie wyzywać i nazywać jak chcesz do końca mojego życia, a nawet po śmierci… - Świetnie, muszę wymyślać na poczekaniu – no bo ja… Hermi.. ja… naprawdę nie mogę już patrzeć na to co wyprawiamy, nie rozmawiamy… nawet nie patrzmy, odkąd tylko dowiedziałaś się że jesteś w ciąży, ta sytuacja z Mattem i w ogóle… wiem że to niczego nie zmienia, ale ja się zmieniłem… naprawdę chcę abyś mnie nie odtrącała.. ee… aa…. Yy… nie wyznaję Ci miłości , wiem że nie zasługuję na odwzajemnienie , ale nie mogę żyć patrząc na to że udajemy obcych, a przecież od małego byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.. teraz będziemy mieć dziecko, nie chcę aby wychowało się bez ojca, nawet jeśli jego lub jej rodzice nie są razem… proszę, pogódźmy się… - Spojrzałem na nią pokornie, Hermiona nie odezwała się ani słowem. Zablokowała wszelką mimikę wiec nie umiałem rozczytać minęło może  kilkadziesiąt sekund zanim się odezwała.
- Draco…. – rozległ się gong ogłaszający koniec przerwy. – ja też tęsknię za tobą i twoją przyjaźnią, - podeszła do mnie i lekko przytuliła, tak jak powinno się tulić przyjaciela. Zrobiła to tak że fasolka była pomiędzy nami, udało mi się dotknąć go – bo akurat kopnął. – Tak fasolko, ta chłodna skóra to tatuś, trochę tchórzliwy, ale bardzo dobry przyjaciel. – uśmiechnęła się lekko i wesoło, rozległ się kolejny gong kończący przerwę. – Musimy iść… razem, bo zaraz złapię znicz, a ty musisz to zobaczyć.
Jak powiedziała tak zrobiłem, bardzo się cieszyłem że udało nam się pogodzić, małymi kroczkami zbliżaliśmy się do idealnej drogi. Byłem szczęśliwy. Rozstaliśmy się przy bramce na wylot, ja cofnąłem się na widownię, jednak nie podchodziłem do Ev i Blaisa, byłem pewien że siostra chce mnie zabić – wolałem przeżyć najpierw ten mecz.


Hermiona



Ev.
Na stadion dotarliśmy bardzo szybko, popchnęłam Hermi w stronę namiotu aby się przygotowała, to był najważniejszy mecz, ostatni przed zimową przerwą no i przed porodem. Termin miała na początek kwietnia, sezon wiosenny zaczynał się równo 21 Marca – czy to niedziela czy poniedziałek.  Mamy początek grudnia, więcej nie trzeba wiedzieć – no dobra, 30 listopad… ale to dla mnie już grudzień.
Fanów Kelpi było bardzo dużo i gdyby nie numerowane miejsca, pewnie nie udałoby się zająć miejsc. Od razu postawiłam swój transparent który co kilka sekund zmieniał swoją treść. Blaise spojrzał na mnie.
- Da sobie radę…. Tylko gdzie jest Draco? – Dopiero teraz do mnie to dotarło, nie było go! Obiecał! Obiecał mi że będzie! Wiedział że to ważne dla Hermiony, w końcu ostatnio wyznał mi że pragnie się z nią pogodzić. Transparent wyczuł moją zmianę emocji, gdyż napisy na nim nagle stały się krwistoczerwone.  Jak on śmiał?! Tym bardziej że wie, wie czym grozi złamanie danej mi obietnicy! Nie zawiodłam się nim tak od dawna, wiem że możecie uważać że to nic takiego… ale dzisiaj to ostatnia szansa aby pogodzić się z Lady, a jeżeli on nie przyszedł, to ona mu tego nigdy nie wybaczy.
- Zabiję Cię Malfoy – wyszeptałam cicho, jakby do siebie.
Sygnał rozpoczynający mecz był dla mnie końcem żmudnych nadziei na przybycie tej fretki. Zajęłam się kibicowaniem, znicz wypuszczono dopiero po kilku minutach, Hermiona od razu popędziła w jego strone, lecz nagle ktoś uderzył obrońcę tłuczkiem. Mecz przerwano na kilka minut, ja jednak nie ruszyłam się z miejsca, usiadłam na ławce. Większość odeszło chcąc kupić coś do picia czy pójść do toalety. Diabeł widząc moje mieszane uczucie usiadł obok i delikatnie objął.
- Ev.. nie martw się, na pewno tutaj jest.. może nie potrafi znaleźć naszych miejsc. Obiecał, nie ma szans aby złamał obietnicę. – Mówił takim ciepłym głosem, od razu zrobiło mi się lepiej, on był taki wspaniały. Odruchowo wtuliłam głowę w jego ramię.
- Blaise, to dzień Hermiony… i Fasolka,… Malfoy o tym wie, a mimo wszystko to chrzani.. tak bardzo chciałam aby byli szczęśliwi.. Herm jest dla mnie siostrą odkąd się urodziła, Draco też.. bo w końcu ja byłam pierwsza.. Teraz oni razem będą mieli dziecko… to nie może się tak skończyć… oni oboje się kochają.
- Wiem, dlatego jestem pewny że nie ma go tutaj, bo czeka na nią w szatni... od razu do siebie nie wrócą.. oboje siebie nakrzywdzili… ale wybaczą sobie, taka miłość trafia się raz na sto lat. – Spojrzałam na niego, on również wpatrywał się w moje oczy, uśmiechnęłam się lekko jednak zanim udało mi się coś powiedzieć, zatrąbił gong kończący przerwę. Od razu oderwaliśmy się od siebie, podchodząc do barierki i kibicując Kelpiom i oczywiście Lady – która kiedy tylko wyszła – oczywiście spóźniona wyglądała dużo lepiej. Draco jednak nadal nie pojawił się przy nas. Tym razem gra potoczyła się dynamiczniej, kilka bramek nawet przy udziale panny Riddle. Parę minut później przede mną przeleciał złoty znicz, moja przyjaciółka od razu to zauważyła i ruszyła w naszym kierunku, dzięki mojej miotle była w ułamku sekundy przy złotej kuleczce. Niestety ta miała dzisiaj humorki i uciekła jej z jeszcze większym świstem. Droczyli się kolejne minuty, darłam się z Blaisem w niebogłosy wskazując miejsca gdzie znajduje się znak końca gry. Potem sekundy, minuty.. i złapała! Nie wiem co mnie popchnęło do tego, ale z tej euforii zaczęłam skakać, wpadłam na Diabła, złapał mnie tym swoim delikatnym ale jednocześnie silnym ramieniem. Znów ten wzrok w moje oczy,  nie było tak jak w filmach – usta powoli się zbliżają do siebie, nieśmiało,. Nie to nie my, minął ułamek sekundy a w tym samym czasie zrobiło mi się gorąco. Czekałam na to tyle czasu, a gdy tylko to się stało, uważałam że to źle… jednak nie potrafiłam się powstrzymać.  Przeciągnęłam ten pocałunek, dając kolejny i kolejny. Oderwaliśmy się równie delikatnie jak zaczęliśmy. Znów patrzeliśmy sobie głęboko w oczy, uśmiechając się bananowo. Po chwili poczułam na czole coś zimnego, zaczynał padać śnieg! Delikatnie prószył dookoła nas, wszyscy zaczęli się cieszyć, próbując go złapać,   Blaise jednak odsunął mnie od siebie na tyle byśmy mogli zobaczyć swoje twarze.
-Because you know just what to say
And you know just what to do
And I want to tell you so much
I love you…
Mimo że mi to tylko wyszeptał, w mojej głowie brzmiała ta piękna melodia. Miałam ochotę się rozpłakać, jednak musiałam się opanować. Objęłam Blaisa w szyi i mocno się do niego przytuliłam.  Chłopak nie wiedząc co zrobić dotknął moich włosów i delikatnie przeczesał.
- Ja Ciebie też… - wyszeptałam do ucha, tylko tyle byłam w stanie zrobić. Tyle emocji we mnie targało,  jeżeli Draco i Hermiona przeprosili się i wybaczyli sobie… to jest to najpiękniejszy dzień tego roku.

<Hermi>
Tak jest!! I kto tu rządzi?! Nawet ciężarna potrafię złapać znicz!! Poleciałam na środek boiska i uniosłam rękę wysoko w górę. Tłum oszalał, z każdej strony otaczały mnie wiwaty, bądź buczenie niezadowolonych z wyniku.  Spojrzałam w dół i ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Dracona. Byłam szczęśliwa, że się pogodziliśmy. Nie jesteśmy już razem i wiele się przez niego wycierpiałam, ale nadal go kocham. Ciężko mi się przed samą sobą do tego przyznać, ale kocham tego skretyniałego tlenionego idiotę. Ponadto spodziewam się jego dziecka i nie mogę pozbawić Fasolka ojca, choćby był skończonym durniem. Czasem zastanawiam się dlaczego musiałam trafić akurat na niego. Jest na świecie tylu wspaniałych facetów. Jak chociażby Blaise. Gdyby to było jego dziecko zachowałby się zupełnie inaczej niż blondyn. Apropos, gdzie Diabeł i Ev?? Rozejrzałam się w poszukiwaniu wielkiego transparentu. Kiedy go zlokalizowałam zobaczyłam Blondi w ramionach bruneta. Zatkało mnie i przez chwilę nie mogłam dojść do tego co się tam dzieje. Dopiero po upływie paru sekund zreflektowałam się, że oni się CAŁUJĄ!!! Na brodę Merlina CAŁUJĄ!!! Z niepohamowanej radości wzbiłam się w powietrze i z wielką prędkością pomknęłam w dół. Na moje nieszczęście oczy zaszły mi łzami i na chwilkę straciłam panowanie nad miotłą, która jak na złość skierowała się wprost na trybuny kibiców przeciwników. Z łoskotem wpadłam w przerażony tłum. Chroń mnie panie!! To było ostatnie co zdążyłam pomyśleć przed iście epicką kolizją. 

1 komentarz:

  1. Zapraszam do siebie na pierwszy rozdział (miałam informować) (:
    www.the-host.blog.onet.pl

    PS. Uwielbiam fanfiction osadzony w świecie Harrego Pottera! :)

    OdpowiedzUsuń