21 lutego 2013

| 19 | taki skarb pojawia się raz w życiu,

< Evil >
Hermiona wywaliła mnie ze swojego pokoju, wiedziałam że to zrobi, była zmęczona chciała pobyć sama. Jednak mimo wszystko ciekawiło mnie co mój brat jej kupił – albo zrobił. Miałam jedynie nadzieję że nic głupiego – to miały być jej wyjątkowe urodziny. Razem z Blaisem zastanawiamy się czy długo jeszcze będą ukrywać swoje uczucia, chcemy ich jakoś zbliżyć – tylko nie wiemy jak. Jedyne czego byłam pewna w tej chwili to tego, że jutro czeka mnie kolejna konfrontacja z Potterem. Merlinie, proszę… chroń mnie od tego popaprańca.
- Evi? Mogę Cię prosić na chwilę? – Odwróciłam się w stronę źródła tego głosu, zza drzwi wystawała głowa Draco, było widać że i on jest całkiem zmęczony. Pokiwałam głową i ruszyłam w stronę jego pokoju. Usiadłam wygodnie na łóżku.
- Ja też chciałam z tobą porozmawiać… - zaczęłam ale przerwał mi.
- Dlaczego mi nie powiedziała wcześniej? Wiem że ty też o tym wiedziałaś, tobie mówi wszystko…
- Draco, Hermiona się bała .
- Czego? Że zacznę się na nią drzeć? … w sumie faktycznie to zrobiłem.
- No właśnie… znam ją doskonale Draco, wiem że to ją skrzywdziło chociaż starała się to ukryć… potem jeszcze ta kłótnia z Mattem…
- Co się stało? – spojrzał na mnie smutnym i rozpaczliwym wzrokiem, nie chciałam mu o wszystkim mówić, miałam ochotę mu nieźle przywalić, ale był taki… inny.
- Pokłócili się.. o dziecko, o to że go zdradziła… o to że zrobiła to a on ją kochał… nazwał ją szmatą i się wyprowadził….
- To ostatnie to chyba najpozytywniejsza rzecz z wczorajszego dnia…. – westchnął głośno i schował na chwile twarz w dłoniach. – Evil… ja ją kocham, wiesz o tym prawda? – nie czekał na moją odpowiedź, udało mi się jedynie kiwnąć głową. – Zrobię dla niej wszystko, dla tego dziecka też… na początku byłem w zbyt wielkim szoku, może gdyby była ze mną.. inaczej bym to przełknął… gdy ochłonąłem, po prostu zdałem sobie sprawę że jestem największym frajerem na świecie…
- Draco, wcale tak..
- Nie pocieszaj mnie w tej sytuacji Evi, wiem że tak jest… skrzywdziłem ją jeszcze mocniej niż wcześniej…. pewnie teraz wyśmieje mój prezent, rzuci mi go w twarz, nie zdziwię się, ma do tego pełne prawo….  I wiesz co? Dzisiaj postanowiłem, że wezmę się za jakąś pracę, cokolwiek, mogę być nawet pogromcą gnomów i wścibskich sióstr.. ale nie chcę wiecznie żyć z krypty rodziców. – przytuliłam go, miałam ochotę wydrzeć się : „Brawo chłopie! Nareszcie coś mądrego!” ale nie była to odpowiednia chwila, przemilczałam ten fakt. Oparłam głowę o jego ramię po chwili chowając ją w zgłębieniu pomiędzy obojczykiem a ramieniem. Westchnęłam jednocześnie z nim, nikt z nas nie wiedział co powiedzieć – woleliśmy pomilczeć.  Z tej ciszy wyrwało nas wołanie Blaisa na śniadanie, skoro wszystko już się wydało o ciąży Herm, już oficjalnie mógł podawać jej nieco większą porcje. Hermiona jednak przyszła najpóźniej, była zaspana i od razu dorwała się do czegoś do picia – później do jedzenia.  O dziwo, mimo że razem z diabłem chcieliśmy zacząć jakąś rozmowę, nie wychodziło nam to, nasze toksyczne gołąbeczki milczały jak grób i dłubały widelcem po talerzu. Reszta dnia też z resztą tak wyglądała, każdy poszedł do siebie, tylko  czasem Draco albo Hermiona zaczęli coś do nas mówić, ale nigdy w swojej obecności. Za 3 dni miał być też mecz Hermiony, jutro miałyśmy też iść do lekarza czy w ogóle może grać… czy to bezpieczne i jak się miewa „fasolka”. Miałam nadzieję że następny dzień będzie spokojniejszy.
Tam tata dam, tam tata dam.. tu tu ty ty ta ta ta ta….  i plask. Nie cierpię wstawać o tak wczesnej porze, ale im szybciej ogarnę papierki dla bliznowatego, tym szybciej będę mogła go pożegnać. Szybkie śniadanie, szybka droga do paszczy lwa – i to dosłownie. Na początku nie było aż tak źle, bywało o wiele gorzej, na jakieś 7 godzin pracy – tylko 3 spędziłam na słuchaniu jego romantycznych rozmów z Ginny i obgadywanie po kolei każdego pracownika z Weasleyem. Kolejne 4 szanowny pan wice minister od siedmiu boleści spędził przy prawidłowej pracy, papierkach. Westchnęłam cicho gdy po raz kolejny wysłał mnie po coś do departamentu aurorów, w końcu pracował tam ten rudzielec. Nie omieszkał rzucić jakimś tekstem którego zignorowałam. Trochę tego pożałowałam.
- Malfoy! Dlaczego nie wysłałaś jeszcze do Wizygamotu tej listy czarodziejów o którą cię prosiłem ostatnio?
- Bo  nie miałam nic takiego wysłać Potter?
- Nie mów tak do mnie! Jestem twoim szefem! Musisz dzisiaj dłużej zostać, przychodzi Teddy, i masz się nim zająć. – Fuknął na mnie a ja już traciłam spokój.
- No nie wiem Potter, bo mam inne obowiązki… sam nie umiesz się zaopiekować chrześniakiem? Nie dość już wycierpiał?
- To TWOI przyjaciele go osierocili ! – przywalił mnie do ściany ze złości, jak zwykle nie panował nad emocjami.
- Sami doprowadzili do swojej śmierci! Nigdy nie chciałam aby to oni zginęli! O dziwo.. był w Zakonie ktoś, kto na to nie zasługiwał… Jak już mówiłam SZEFIE, wychodzę… muszę iść z Hermioną do lekarza na badania..
- A co… nasza panienka Riddle jest chora? A może zaszła w ciąże z tym swoim ciapowatym… - o nie, teraz to pprzegiąl, wyjęłam różdżkę i przystawiłam mu ją do gardła. Gdyby nie było tak przeciętnie 3 razy w tygodniu, większośc od razu by mnie zamknęła w Askabanie.
- NIE WAŻ SIĘ MÓWIĆ TAK O MOIM BRACIE! – warknęłam i odłożyłam różdżkę. Wyszłam z gabinetu bez pożegnania, nawet Harry nie zdążył czegoś odpowiedzieć. Miałam tylko nadzieję że widok Hermiony poprawi mi humor, i tak się stało. Gdy tylko ją zobaczyłam, wielki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.

<Hermiona>
- Wstawaj śpiochu!! Śniadanko przyszło. – usłyszałam tuż koło ucha. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam Blaisa z wielką tacą w dłoni. Owszem, miałam spory apetyt , ale to co było na tacy przechodziło wszelkie pojęcie! Znalazły się tam tosty, jajecznica, kawałki bekonu, do tego moja ulubiona gorąca czekolada.
- Czy ty czasem nie powinieneś być w pracy? – zagadnęłam siedzącego obok chłopaka pomiędzy kolejnymi kęsami tosta.
- owszem, powinienem. Wziąłem jednak wolne, by pomóc przygotować się najpiękniejszej mamie na świecie do badań. – powiedział z wielgachnym uśmiechem. Evil ma wielkie szczęście. Blais to facet idealny. Troskliwy, romantyczny, inteligentny, z poczuciem humoru i do tego cholernie przystojny. Dlaczego musiałam zakochać się akurat w takim padalcu jak Malfoy??
- Dziękuję, ale nie musiałeś. Przecież…
- Musiałem, czy nie, zrobiłem to, więc bez gadania proszę. – powiedział zdecydowanym tonem i po chwili zaczęliśmy się śmiać. Właśnie dzięki takim chwilą, dzięki tym chwilą spędzonym z przyjaciółmi, zapominałam na chwile o moich problemach.
- O matko… - szepnęłam nagle. Krew odpłynęła mi z twarzy i musiałam stać się bardzo blada, bo Diabeł zrobić przerażoną minę. – Fasolka kopnęła… - odparłam równie cicho co wcześniej.
- Naprawdę? To świetnie!! – krzyknął uradowany brunet. – czy, czy ja mógłbym? – zrobił dość niepewną minę, na co ja wybuchnę łam gromkim śmiechem.
- Pewnie. Fasolek, przywitaj się z wujaszkiem Blaisem. – mówiąc to odłożyłam tacę, z której niewiadomo jakim cudem zniknęło całe jedzenie. Ułożyłam się wygodniej i posłałam przyjacielowi zachęcający uśmiech. Chłopak ostrożnie i bardzo powoli położył rękę na moim dość mocno zaokrąglonym już brzuchu. Kiedy jego dłoń dotknęła tkaniny mojej piżamy fasolek kopnął.
- Łał!! On się naprawdę rusza!! To niesamowite!! Ciekawe co będzie miał po wujku. Na pewno będzie tak samo uroczy. Witaj Fasolku, to ja wujek Blaise. Nudzi Ci się już u mamy w brzuchy nie?? – jakby na potwierdzenie tych słów maleństwo znowu się poruszyło. – ojjj charakterek to ty masz po mamusi. – zaśmiał się Zabini. – nie denerwuj się tak malutki albo malutka hmmm… nie ważne. Obiecuję, że jak tylko wyskoczysz z mamusi nie będziesz się nudził. Pójdziemy do wesołego miasteczka, będziemy… - nie skończył, gdyż drzwi do pokoju się otworzyły i stanął w nich Draco. Kiedy zobaczył Blaisa z ręką na moim brzuchu, na twarzy pojawiła się ostatnio dobrze mi znana, maska chłodnej uprzejmości.
- Evil dzwoniła i pyta gdzie Hermiona. Za 30 min macie wizytę u lekarza.
- matko?? To która godziną? – zanim któryś zdążył odpowiedzieć spojrzałam na zegarek. Rzeczywiście za pół godziny mam badania!! Szybko poderwałam się z łóżka, używając czarów ubrałam się i uczesałam, wybiegłam z domu i teleportowałam się pod świętego Munga.
- No gdzieś Ty była? – zapytała Evil piorunując mnie wzrokiem.
- Dobra nie traćmy więcej czasu. – wzięłam ją pod rękę i równym krokiem pomaszerowałyśmy do gabinetu.
- Witam, panna Riddle? – zapytał lekarz.
- Tak to właśnie ja. – odparłam z niepewnym uśmiechem. Bardzo bałam się tych badań. Bałam się o Fasolka, z jednej strony uważałam go za przekleństwo, z drugiej jednak na myśl o jego stracie przechodziły mnie dreszcze.
- A pani to?? – zagadną Evil
- Evenlyn Malfoy, przyjaciółka Hermiony. Przyszłam by podtrzymać ją na duchu.
- w takim razie zaczynajmy. Proszę się tutaj położyć i podciągnąć koszulkę. – posłusznie odsłoniłam brzuch. Doktor zaczął mi czym po nim jeździć i wtedy na ekranie pojawił się obraz. Czarny i niewyraźny. Jednak gdy zobaczyłam małą pulsującą kropkę, już wiedziałam. – oto serduszko pani dziecka. – powiedział. – z tego co widzę wszystko jest w jak najlepszym porządku. Mógłbym nawet powiedzieć, że maleństwo przejawia zbytnia ruchliwość- dodał z uśmiechem.
- No to akurat zdecydowanie po mamusi. – zaśmiała się Blondi.
- Czy chcą panie poznać płeć dziecka?
- nie! – odparłam natychmiast. – To ma być niespodzianka. – dodałam po chwili, widząc, że mężczyzna patrzy na mnie dziwnie. – Jeszcze jedna sprawa. – zaczęłam powoli schodząc z leżanki. – czy jest możliwość żebym mogła grać w meczu, to ostatni mecz ligowy i bardzo mi na tym zależy. Jest w przyszły piątek.
- Nie widzę przeciwwskazań. Jest pani młoda i silna. Dziecko też ma się dobrze, więc tak, może pani zagrać.
- dziękuję panie doktorze – posłałam mu gigantyczny uśmiech.
- do usług. I proszę pamiętać o przyszłomiesięcznej kontrolii. Proszę , jeszcze to. – wręczył mi dwa ruchome zdjęcia Fasolki. Wzięłam je niepewnie i razem z Evil wyszłam ze szpitala.
- I jak się czujesz??
- Dobrze, dzięki. Ale jestem bardzo zmęczona, możemy już wracać?
- oczywiście. – podała mi rękę i teleportowałyśmy się do domu. Na kanapie przed telewizorem siedzieli rozwaleni Draco i Blaise. Ten drugi, gdy tylko nas zobaczył poderwał się z miejsca.
- I jak? Wszystko ok.??
- Jasne, dziecko zdrowe jak ryba! – odpowiedziałam z uśmiechem. – zobacz to właśnie Fasolek. – pokazałam mu jedno ze zdjęć. Natychmiast podeszła do niego Ev i zaczęli wzdychać jaki malec jest cudowny. Przestałam ich słuchać, gdyż mój wzrok przeciął się ze wzrokiem Draco. Nie myśląc zbyt wiele podeszłam do niego.
- Pewnie Cię to nie obchodzi, ale to właśnie Twoje dziecko.- powiedziałam chłodno, położyłam na stoliku przed nim zdjęcie i poszłam w stronę swojego pokoju. Kiedy się odwróciłam zamykając drzwi ujrzałam, że blondyn siedzi niewzruszony gapiąc się tępo w telewizor. Na co ja głupia liczyłam?? Ludzie jak on się nie zmieniaja…       

Evil.
Cały mój stres chyba przeszedł z Hermiony na mnie, była bardzo spokojna podczas wszystkich badań, nie zdziwiło mnie to że nie chciała poznać płci. Sama nie wiem czy bym chciała, zwłaszcza że ojciec tego dziecka zachowuje się jak ostatni palant. Fasolka jak ją pieszczotliwie nazywaliśmy była zdrowa i śliczna. Razem z Blaisem zastanawialiśmy się przez zdjęcie czy może my odgadniemy płeć jednak dla nas to wszystko wyglądało tak samo, nie byliśmy w końcu lekarzami, nie znaliśmy się na tym. Spojrzałam na Draco który dopiero gdy Hermiona weszła do pokoju wziął zdjęcie do ręki, usłyszałam dziwny dźwięk z jego ust, jakby się zawachał się by coś powiedzieć. W końcu nie oddając zdjęcia wyszedł z domu. Nie martwiłam się jednak, od kilku dni ograniczył alkohol do minimum. Weszłam do kuchni z zamiarem ugotowania czegoś, ale byłam zmęczona.
- Dobra ferajna, zamawiamy coś przez telefon?!
- Chińszczyzne! i Duuuuużo bananów w cieście! -  Wydarła się Hermiona z pokoju nie wychylając choćby łebka zza drzwi .
- No to załatwione! – Wybrałam właściwy numer, wystarczyło teraz tylko czekać na zamówienie.


Draco.
Nie chciałem od razu przepraszać Hermiony, jednak nie wiedziałem że tak chłodno mnie potępi. Byłem w szoku gdy zobaczyłem ją z Blaisem rano, oczywiście może nie byłem zazdrosny o samego przyjaciela, wiedziałem że kocha się w Evil… jednak, dziecko – czy Fasolka jak ją nazywali… po raz pierwszy kopnęło, a ja jako ojciec nie mogłem nawet dotknąć i poczuć. Dopiero do mnie dochodziło co tak naprawdę się dzieje, już wcześniej miałem takie myśli, ale nigdy nie przeszło mi przez gardło.
- Będę ojcem. – wyszeptałem, Evil i Blaise i tak tego nie usłyszeli jednak moja siostra spojrzała troskliwym wzrokiem. Spojrzałem w zdjęcie, było neico mało widoczne, jednak było widać zwłaszcza serduszko. Był piękny, albo piękna… jeśli wierzyć opowiadaniom Evelin i Diabła,  ma charakter po mamie… zląkłem się nieco, bo z jednym takim oszołomem jest już ciężko, - co dopiero z dwoma.  Nie wypuszczając zdjęcia z rąk wyszedłem z domu, poszedłem na pobliski park. Musiałem się przewietrzyć, moje dzisiejsze „bardzo mądre” odkrycie mną nieco wstrząsnęło. Tak bardzo żałowałem że wtedy nakrzyczałem tak na Hermionę, przecież ja ją kochałem.
- Jestem idiotą.
Musiałem to powiedzieć na głos, bo w myślach nie miało by to zbyt wielkiego sensu.
- Przepraszam, mógłby mi pan pomóc? – Nawet nie zauważyłem kiedy podeszła do mnie jakaś babka z wózkiem, spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem trzymając dziecko już w ramionach. – Proszę mi go potrzymać na chwile,  pokopał się trochę i muszę poprawić co nieco w wózku. – W odpowiedzi tylko kiwnąłem głową, kobieta odetchnęła z ulgą i podała mi je. Było takie małe, delikatne. Patrzyło na mnie swoimi wielkimi czarnymi oczami, miał brązowe i już gęste włosy, nie wiedziałem ile ma miesięcy ale na pewno nie dużo. Maluszek obserwował mnie przez chwilę aż w końcu uśmiechnął się bezzębnie co wyglądałoby śmiesznie gdyby nie fakt że zrobił to do mnie. Coś mnie chwyciło za serce.
- Alexander pana polubił, do mało kogo się uśmiecha… z reguły wyrywa się nieznajomym… - kobieta spojrzała na mnie a po chwili zauważyła zdjęcie Fasolki leżące obok mnie. Podniosła je i przejrzała.
– Niech zgadnę, to pańskie dziecko tak? Wygląda mi na 4 miesiąc, musi być pan naprawdę szczęśliwy, widząc pana minę musi być to pierwsze… taki skarb pojawia się raz w życiu, z każdym kolejnym radość się zwiększa, ale to pierwsze powinno być najważniejsze, oczywiście z miłości. – Nie skomentowałem tego, jej słowa doszły do mojego umysłu dopiero po krótkiej chwili. Sam fakt bycia ojcem był do zniesienia, w porównaniu z odpowiedzialnością jaką to nosiło, aż nie potrafiłem się nie uśmiechnąć do malca w moich ramionach. Alexander jak nazywała go prawdopodobnie matka wpatrywał się we mnie z wielkim zaciekawieniem, jakbym był pierwszym mężczyzną którego widzi, albo kimś niezwykłym. Niestety byłem taki, powinienem mieć plakietkę „Największy idiota i świnia na świecie”.
- Dziękuje bardzo za pomoc panie…?
- Malfoy, ale tylko z nazwiska. To ja Pani dziękuje…  dopiero teraz poczułem jakie to uczucie, mieć dziecko…
- To bardzo dobrze że teraz, będzie pan dobrym ojcem Panie Malfoy… niech mi pan uwierzy, znam się na tym… wychowałam 3 rodzeństwa i jestem położną…. – odebrała ode mnie dziecko i włożyła do wózka. – Do widzenia.
Wiele myśli przechodziło mi teraz przez myśl, pewnie nieźle przynudzam ale to było zbyt gwałtowne. Po prostu poczułem się ojcem, zapragnąłem tej Fasolki tak bardzo jak przebaczenia Hermiony, spojrzałem na zdjęcie po raz kolejny a na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech, pierwszy od wielu tygodni.
- Cześć Fasolko, szkoda że jesteś tylko zdjęciem ale nie przywitam się tak szybko z tobą… jestem Twoim tatą, Draco… i zrobię wszystko aby pogodzić się z mamusią... będę walczył o Ciebie i o Jej miłość. – Bez kolejnych słów dość pewny siebie wróciłem do domu, akurat zaczeli rozpakowywać jedzenie. Uśmiechnałem się delikatnie choć nadal nieco chłodno i usiadłem obok Evelin.
- Czemu nie zadzwoniliście? Siedziałem w parku pod domem…
- No wiesz, bałam się że znowu robisz wypad na całą noc jak 3 tygodnie temu…
- Wiem, mogłaś tak pomyśleć… - wziąłem jak domyśliłem się swoją porcję i zacząłem jeść. Zauważyłem że Hermiona bez słowa kończy opakowanie i zabiera się za ulubione banany w cieście. Ja zdążyłem już zjeść porcję zanim przestała się nimi delektować, to była jedyna rzecz na świecie którą jadła prawie 10 minut. Chciałem to pozbierać więc wstałem z krzesła, pech chciał że wypadło zdjęcie Fasolki. Podniosłem je i znów schowałem do kieszeni, jednak moja ukochana zdążyła zauważyć że tam jest. Wychodząc do kuchni odwróciłem się.
- Hermiono… - Teraz albo nigdy, niech chociaż nie myśli ze nie obchodzi mnie to dziecko.
- Hę? – No cóż, była wściekła, nie raczyłem na inne słowo czy cokolwiek .
- Na szczęście jest śliczny po mamie. – Bez słowa ruszyłem do kuchni wyrzucając opakowania, omijając stołowy pokój wszedłem do swojego pokoju.  Nie zauważyłem kiedy Evil pojawiła się za mną.
- Co to było?
- Evil… nawet nie wiesz jak bardzo zmądrzałem..
- No nie wiem, teraz stwierdzam że zachowujesz się jak idiota….. choć coś kombinujesz, jak z tym tekstem do Hermiony, nawet nie wiem jak opisać to jak wyglądała albo co myślała.. po raz pierwszy nie wiem co się w jej głowie dzieje.
- Evelin! Ja chcę to dziecko! Chcę być jego ojcem, częściom jego życia… pomóc je wychować…- wypaliłem zanim znów zaczęła gadać o mnie.
- To musisz jak najszybciej pogodzić się z Lady. Nie licz od razu na miłość, nadal jest zła… ale przynajmniej się pogódźcie, zanim będzie za późno.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz