7 sierpnia 2012

| 5 | Bitwa o Hogwart i o własne życie


<Hermiona>
Do wielkiej chwili zostały tylko dwie godziny!! Już nie mogłam się doczekać!! Byłam strasznie nabuzowana. Właśnie szłam wraz z moimi przyjaciółmi do Pokoju Wspólnego, by poczynić ostatnie przygotowania. Kiedy doszliśmy do pokoju Ślizgonów napotkałam znaczący wzrok Evil.
- Porozmawiaj z nim – wyszeptała mi do ucha. – Musisz to zrobić. – Dobra, Raz się żyje. Przeproszę go i tyle. Dam radę!!
- Draco… - gdy do niego podeszłam popatrzył na mnie jak na ducha. – Możemy porozmawiać?
- Przecież rozmawiamy – Powiedziała szczerząc zęby w uśmiechu.
- No tak, wolałabym jednak na osobności. – mówiąc to pociągnęłam go za rękę w stronę mojego dormitorium. Idąc napotkałam dwa spojrzenia: pełne aprobaty Evil, oraz wściekłe Mopsa. Zaśmiałam się w duchu widząc jej wkurzoną minę. Kiedy doszliśmy do pokoju Draco usiadł na moim łóżku, a ja nerwowo przycupnęłam obok.
- Hermiona, powiedz mi proszę, co zrobiłam nie tak?? Dlaczego mnie unikasz?? Czemu nie może być jak dawniej?? – zapytał. W jego głosie można było wyczuć ból. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak on cierpiał.
- Ja przepraszam!! To nie twoja wina, wręcz przeciwnie. To ja miałam jakieś głupie fochy. Nie chciałam tego. Musiałam po prostu czegoś spróbować. Ja również chcę by było jak dawniej. – wyrzuciłam na jednym oddechu, uśmiechając się nieśmiało. Twarz mego rozmówcy rozjaśniła się. Przytulił mnie mocno do siebie i szepnął:
- Nie ma sprawy. Cieszę się, ze to wyjaśniliśmy. – Teraz zaczął mnie łaskotać. Bezczelny!! Wie, że tego nienawidzę!!     
- Chociaż tyle mi się należy za ten ciężki tydzień. – Spadliśmy na ziemię, raz jedno górowało, raz drugie. Po kilku minutach zgłosiłam kapitulacje. Nie miałam już siły. – Zabiję Cię Malfoy!! – skwitował moją groźbę jedynie uśmiechem.
- Chyba musimy iść po Evil i Blaisa… zbliża się wielka chwila!! – rzekł z chytrym uśmieszkiem.
 - Popieram Cię przyjacielu – wciąż się uśmiechałam.
- Chodźmy więc, przyjaciółko. – wziął mnie pod rękę i razem zeszliśmy na dół. Od razu rzucił mi się w oczy uśmiech Evil. Jej twarz starała się mówić: Brawo, jestem z was dumna!! Podobnie wyglądał Blaise.
- Dobra, musimy już iść do Pokoju Życzeń – trafnie spostrzegła Blondi. Ze szczęścia, że pogodziłam się z Draco nawet zapomniałam o zadaniu!! Otóż Czarny Pan rozkazał nam na czas bitwy siedzieć w Pokoju Życzeń i pilnować diademu. Tego diademu, w którym ukryta była cząstka jego duszy. Był święcie przekonany, że Wybraniec będzie chciał go wykraść. My, jako oddział specjalny, mieliśmy udaremnić najmniejsza choćby próbę zniszczenia go. Szliśmy więc w stronę owego pokoju. wszyscy uśmiechnięci i radośni. Żartowaliśmy i śmialiśmy się do rozpuku. Korzystaliśmy z każdej wspólnej chwili, bowiem zdawaliśmy sobie sprawę, że może być ostatnia w takim gronie…
<Evil>
Pilnowanie diademu nie jest wcale takie łatwe, przecież nikt z nas nie wie w którym miejscu tak naprawdę się ono znajduje. Za nim udało nam się nakreślić  choćby zarys prawdopodobnego miejsca występowania, bitwa zdążyła się rozpocząć. Nic nie było jednak widać, same huki i krzyki, domyśliliśmy się że w końcu Potter i jego banda zdążą nas odnaleźć. Rzuciliśmy na siebie zaklęcie kameleona aby jakoś wtopić się w tło choć na minutę. Nie myliłam się, już po godzinie ktoś wszedł do pokoju. Spojrzałam znacząco na Draco i wyjęliśmy różdżki, po chwili zauważyłam obok siebie zarys postaci Hermiony, zaklęcie powoli przestawało działać więc widziałam jej radosny uśmiech. Taka mała akcja, jednak nawet jeśli przegramy bitwę, wygramy wojnę.  Kiedy tylko się zbliżyli wyczułam z nią krew bazyliszka – byli przygotowani na nasze nieszczęście. Wystarczyło tylko znaleźć horkruks. Niestety gdy byli już blisko niego – czułam w sobie drżenie i wycie ze strachu,  Draco wyszedł zza rogu.
- Masz coś co należy do mnie Potter. -  No tak, całkowicie zapomniałam że przy pobycie w Malfoy Manor Potter zabrał mojemu bratu różdżkę. Używał teraz swojej nowiutkiej, 11 calowej z orzecha i włosa wili. 
- Daj spokój Malfoy, oboje wiemy że ty też chciałbyś zniszczyć go. – Powiedział, patrząc wprost na mnie.
- Nie Harry, obiecałeś mi coś…. przysiągłeś na Weasleyównę że żadnego z nich nie skrzywdzisz. – Zaklęcie przestało działać więc i tak mogłam stanąć pomiędzy wrogami.
- Harry ! Coś ty zrobił!? Zaufałeś… tej…. – Szlama wyjęczała a ja rzuciłam zaklęcie milczenia, całkiem sprytne bo niewerbalne.
- Co chciałaś powiedzieć SZLAMO? – Hermiona wydarła się na nią, no tak… mimo że miały tak samo na imię nigdy nie można byłoby posądzić o podobne zachowanie czy cechy charakteru.
- Diadem, wiecie gdzie on jest? – Spoglądał na nas bliznowaty, zanim którekolwiek zareagowało wparował nikt kto inny jak Ronald. Widząc Hermionę szybko rzucił Drętwotę i zaczęła się walka. Hermiona oczywiście uniknęła tego, jednak za wszelką cenę próbowała się odegrać na rudzielcu. Ja i Draco próbowaliśmy trafić Harryego a Diabeł który wyrósł niczym z ziemi walczył z Granger. Rudzielec wkurzony atakami Zabiniego rzucił coś w stylu. „ To moja dziewczyna!”   Na nasze nieszczęście strąciliśmy szkatułkę z której wypadł diadem, który potoczył się pod stopy Pottera. Blaise widząc to spróbował rzucać czymkolwiek by zagrodzić im drogę oraz aby nie mogli zniszczyć cząstki duszy. Nasza walka trwała chodź wyglądała dość niefortunnie, wszystko zwalaliśmy z półek i ścian. Biegaliśmy w kółko jakby na maratonie gdy Blaise rzucił Szatańską Pożogę, zapomniał o jednej sprawie… ten ogień Ciężko jest kontrolować!
- Blaise Zwariował! Wszystko pali! – Wybiegł drąc się Weasley, było to żałosne jednak po chwili i my musieliśmy uciekać. Nie było niestety dokąd, nasze poprzednie działania zagrodziły połowę ścieżek i byliśmy teraz w jednym wielkim labiryncie z mnóstwem ścieżek bez dalszej drogi. Draco wpadł na pomysł aby wspiąć się w górę na jakąś  półkę, szafę czy cokolwiek i tak być może znajdziemy wyjście. Był to kiepski plan ale innego nie mieliśmy, całą czwórką wspinaliśmy się na półkę. Najpierw Hermiona, Draco, Blaise a na koniec ja… Potter i jego banda znaleźli miotły i na nich uciekali, to była prawie ostatnia rzecz jaką widziałam. Zamiast złapać za drewno złapałam książkę i runęłam w stronę narastającego ognia. Był taki hałas że nie zauważyli tego, na pewno nie w tej chwili. Czułam jak ogień mnie obejmuje rżąc moje ciało, moje myśli skupiały się na wyjściu – w końcu był to pokój życzeń. „Wyjście! Wyjście” darłam się w myślach, jednocześnie krzycząc z bólu który czułam. Nigdy nie czułam czegoś takiego, nawet gdy stałam się horkruksem. Upadłam na coś, jednak nie mogłam się ruszyć, ogień palił mnie a ja krzyczałam. Przez ułamek sekundy widziałam jak Hermiona wsiada na miotłę Rona, Harry złapał Draco a Szlama Blaisa. Dopiero wtedy zauważyli mój brak, jednak było za późno. Wyobraziłam sobie moich przyjaciół, całą trójkę za którą właśnie umierałam. Tak bardzo chciałabym mieć ich przy sobie, jednak wiedziałam że żyją i to była moja ostatnia myśl. Później była tylko ciemność, a jednocześnie coś jasnego, jakbyś spał ale świecono Ci latarką. Czy tak wygląda śmierć? Nie umiałam odpowiedzieć, odpłynęłam.

<Hermiona>
 Wylecieliśmy z Pokoju Życzeń na miotłach świętej trójcy. Jednak nigdzie nie było Evil. Cholera jasna, dlaczego ona mnie ciągle tak straszy?! Spojrzałam na twarze moich przyjaciół. Oni również nie mogli zlokalizować Blondi.
- Gdzie ona jest do jasnej cholery?! – ryknęłam na całe gardło.
- Obawiam się, że ona… - wiedziałam co chciał powiedzieć Blondyn, jednak nie chciałam przyjąć jego słów do siebie.
- NIE!! – wrzasnęłam ze łzami w oczach – Nie mogła!! Dlaczego ona mi to zarobiła?! Dlaczego teraz?! Potrzebuje jej!! – wpadłam w szał. Chwyciłam za różdżkę i poczęłam rzucać zaklęciami na prawo i lewo. Trafiłam paru uczniów walczących ze Śmierciorzercami. Byłam w rozsypce ciskałam urokami słabymi, mocnymi i tymi niewybaczalnymi. Płakałam i zabijałam. Nagle poczułam, że ktoś bierze mnie w ramiona. Głaszcze po głowie i cicho szepcze:
- Spokojnie Hermiona… Uspokój się. – Draco dalej głaskał mnie po głowie. A ja płakałam, płakałam jak nigdy. W końcu jej już nie ma!!! Jak mam być spokojna??
- Draco, weź Hermionę, jest zbyt roztrzęsiona żeby tu zostać, a tym bardziej walczyć. Będę was osłaniał. Weź ją do zakazanego lasu.- zarządził Blaise. Nie opierałam się, gdy Smok wziął mnie na ręce i niósł w tylko sobie znanym kierunku. Nagle wszystko stało się dla mnie całkiem  obojętne. Nie czułam żalu, strachu czy nawet smutku. Byłam jak ciało bez ducha. Czułam się jakby opuściły mnie wszystkie siły. Jakbym umarła razem z Evil.
<Draco>
Evil? Gdzie jesteś siostrzyczko? Byłaś niczym upadły anioł – dobry po stronie lepszego zła. To było straszne, ciężko mi było w to uwierzyć, ktokolwiek byle nie Evil – a miała przeczucie o tym że odejdzie a myśmy ją wyśmiewali. Nie, ona musiała przeżyć… ona nie mogła odejść. Po co ja to sobie mówię? Przecież nikt nie uciekłby z tego ognia, my sami byśmy zginęli gdyby nie święta trójca. Potter jednak spełnił obietnicę, uratował nas i nie pozwolił umrzeć. Jak ja o tym powiem rodzicom? Matka od razu podejdzie dlaczego niosę zapłakaną Hermionę i sam mam łzy w oczach. Tak, Draco Malfoy płacze! To była moja siostra! Evil która wiecznie mnie irytowała, żartowała, uśmiechała się i krzyczała że mnie zabije.
Szliśmy właśnie do Zakazanego Lasu, może z jednej strony uciekamy jednak są tam nasi w tym czarny pan. Tylko on jest w stanie wpłynąć na nią oraz uspokoić. Była tam również reszta Malfoyów oraz prawdopodobnie Bella, nawet ona będzie załamana, Evil była od początku jej kruszynką a ja tylko kolejnym czystej krwi krewniakiem.
- Hermiona?! Draco, co jej się stało? Gdzie Zabini? Gdzie Evil? – Zapytał Voldemort, bałem się tego pytania, tak ciężko jest powiedzieć o śmierci.
      - Evil…. nie żyje. – Spuściłem wzrok patrząc prosto w ziemię, opuściłem Hermionę i ułożyłem wygodnie na trawie. Pierwszy głos jaki usłyszałem to krzyk żalu matki ale ja miałem dość. Moja przyjaciółka mnie potrzebowała, już słyszałem głos Ev „ Masz ją chronić i broń merlinie abyście się nie kłócili.”

< Evil >.
Białe światło mieszało się z czarnym, miałam wrażenie że to diabeł kłuci się z Bogiem do kogo mam trafić. W tej chwili było mi to obojętne, i tak nie zobaczę już Blaisa, Draco.. a co gorsza Hermiony. Oh Lady, proszę wytrzymaj, dasz radę.. jesteś silna a ja będę przy tobie duchem – zawsze. Czy ja naprawdę umarłam ? Jeśli tak wygląda śmierć to nie powiem ale jest bardzo dziwnie, niby powinno nic nie boleć jednak ciało nadal mnie piekło. Otworzyłam oczy, było ciemno lecz ciepło czyli jednak piekło, moja skóra była dość spalona, nie musiałam tego oglądać – czułam to. Skoro umarłam to dlaczego czuję ból i nie jestem uleczona?
- Eveline? Kochanie? – Czy to… Ciocia Bella? Czyżby ona również zginęła podczas bitwy, przynajmniej nie będę sama. Zawsze była moją ulubioną ciocią, na dodatek moją chrzestną. Tak miło było usłyszeć jej głos, tym bardziej tutaj. Na merlina, dlaczego ją słyszę jednak nie widzę! I gdzie ja do cholery jestem?!
- Bella ? Czy ty też umarłaś ? Płonęłam… spalałam się i umarłam…  pomóż mi uleczyć ciało.. nie chcę w piekle tak wyglądać.
- Jakie piekło skarbie? Jesteś we wrzeszczącej chacie! Za kilka minut zaczyna się kolejna część bitwy o Hogwart tyle wiem…. Czarny Pan kazał mi tutaj siedzieć i czekać na niego.. i na zwycięstwo. Nie widziałam i nie kontaktowałam się z nikim ze śmierciożerców. – Zaraz zaraz, II bitwa o szkołę? Czyli nikt nie wygrał? Hermiona żyje! Draco i Blaise też! Czuję to, Potter spełnił obietnicę.
- Bellatrix, ulecz mnie… muszę do nich dołączyć, muszę ich zobaczyć! – Próbowałam ruszyć którąkolwiek częścią ciała jednak był tylko koszmarny ból. Lastreange przez ten czas wyciągnęła różdżkę i uklęknęła obok mnie. Zaczęła szeptać zaklęcia a ja czułam przyjemne dreszcze , jakby delikatnie obmywało mnie wodą.  Mmmm…. po bitwie idę na pół godziny do wanny z solą pomarańczową i czekoladową, zabiorę Draconowi klucz do łazienki prefektów. Kiedy ciotka skończyła podniosła mnie do pozycji pół siedzącej, miałam podpalane ubranie jednak skóra znów była nieskazitelna.  Wyciągnęłam moją różdżkę i naprawiłam strój, po raz pierwszy spojrzałam na pokój w którym się znajdowałam. Kompletnie zniszczony pokój był brudny i nieco obskurny, udało mi się wstać za pomocą jednej z szafek która od razu się rozpadła. Roześmiałam się w duchu, jednak radość nie trwała długo – Draco, Hermiona , Blaise. Potrzebowałam ich bardziej niż czegokolwiek, chciałam ich przytulić i powiedzieć że nigdy bym ich nie zostawiła, nie było łatwo – najpierw muszę się tam dostać. Wstałam i ruszyłam biegiem, huki i świsty czarów wydobywały się z niewielkiej części dziedzińca głównego. Był w ruinie a po jednej stronie stali śmierciożercy  a po drugiej zakon. Byłam prawie nie widzialna, kątem oka zauważyłam Hermionę, chowała się za jakimś wielkim głazem z miną psychopaty, Draco stał przy rodzicach a matka płakała nigdzie nie było Blaisa. Jednak wiedziałam że jest gdzieś tutaj, musiał być. Walka znów się zaczęła  a ja przemykałam między czarodziejami niezauważalna, niczym duch. Był Zabini! Właśnie rzucał Drętwotę na kogoś z Weasleya, nie widział mnie – tak jak większość. Potrzebowałam Hermiony, musiała zobaczyć że ja żyję… że jak prawdziwa przyjaciółka nigdy jej nie opuszczę. Wiedziałam jednak że będzie i wściekła, jednak też szczęśliwa. Kiedy byłam już przy niej przeraziłam się, miała jakąś schizę. Patrzyła się jakby nigdy nic w chmury nie zwracając uwagi na walkę, na umierających czarodziei którzy ją otaczają.
- Hermiona? Hermiona! To ja do cholery! Żyje i mam się dobrze… jednak bywało lepiej.

 <Hermiona>
Nie wiedziałam co się dzieje, trwałam jakby w letargu. Nie obchodziło mnie to co się dzieje, nie widziałam ginących ludzi i nie słyszałam ich wrzasków bólu czy błagania o litość. Było mi wszystko jedno. Nagle ktoś do mnie podszedł i zaczął trząść. Mówił do mnie jakby znajomym głosem. Głosem Evil!!
- Nie Ty nie jesteś Evil, nie możesz być. Ona nie żyje!! Zostawiła mnie!! A obiecała, że tego nie zrobi!! – znów naniosłam się płaczem. – Ja Cię potrzebuję Evil… - wyjąkałam.
- Jestem tu Hermi. – słyszałam delikatny głos przyjaciółki. – Jestem tu i nigdy, powtarzam nigdy, Cię nie zostawię. – Przytuliła mnie mocno. Poczułam, że to ona. Po prostu wiedziałam, nie mogło być inaczej.
- Chodźmy więc skopać parę tyłków!! – powiedz łam, już bardzo w swoim stylu. Evil pomogła mi wstać i, jak zwykle ramię w ramię, wmieszałyśmy się w wir walki. Po chwili odnalazłyśmy Smoka i Diabła. Na widok Evil każdy z nich uśmiechną się i zaczął nacierać na wroga z jeszcze większą zaciekłością.  Znów byłam sobą, Hermioną Riddle, wnuczką najpotężniejszego czarodzieja jakiego świat widział. Z przyjaciółmi u boku czułam się jeszcze pewniej. Wiedziałam bowiem, że nikt nie zajdzie mnie od tyłu. Zajęliśmy miejsce idealnie w środku rozgorzałej walki, dlatego zabójczy cios mógł nadejść z każdej strony. Na szczęście i na to znaleźliśmy sposób. Stanęliśmy obok siebie, tak że nasze ciała tworzyły kwadrat. Dzięki takiemu ustawieniu minimalizowaliśmy szanse na atak z nieoczekiwanej strony. Ufaliśmy sobie bezgranicznie, więc każde zajęło się swoim kierunkiem. Ja aktualnie zmagałam się z Tonks. Na początku szanse były wyrównane. Ciskałyśmy w siebie przeróżnymi zaklęciami, jednak na moment moja przeciwniczka rozproszyła się, gdy usłyszała zduszony krzyk swego męża. Więcej mi nie było trzeba. Zebrałam się w sobie i z całą złością rzuciłam zaklęcie niewybaczalne, które ugodziło Metamorfomaga w samo serce. Patrzyłam z satysfakcją jak jej bezwładne ciało osuwa się na ziemię. Nie dane mi było jednak długo napawać się zwycięstwem.
- Hermiona!!! – wrzasnął Draco i rzucił Expeliarmus na któregoś ze starszych Wesley’ów… - Uważaj na siebie!! – dodał z uśmiechem.
- Dzięki Draco. – Odparła i znów zatraciłam się w walce. Czułam się jak w tańcu, bardzo temperamentnym tańcu. Raz jedno, raz drugie osiągało przewagę. Jednak ja mam coś czego Rudy nie miał- przyjaciół. Bowiem Evil odwróciła się w moja stronę i obie rzuciłyśmy zaklęcie, które trafiło z podwójną mocą powalając przeciwnika. Walka trwała jeszcze długi czas, jednak my wywalczyliśmy przewagę.  W pewnej chwili usłyszałam głos dziadka który karze się rozejść, czyżbyśmy mieli zakończyć działania wojenne? Akurat w tej chwili!? Gdy Evil i reszta byli przy mnie?! Musieliśmy go posłuchać, stanęliśmy pod ścianami dziedzińca obserwując jak wielki Czarny Pan przechodzi między martwymi ciałami.
- Potter! Chyba nie chcesz żeby wszyscy twoi przyjaciele… pozostali martwi. Jestem pewny że nie chcesz większego rozlewu krwi. Tylu niewinnych czarodziei musiało umrzeć, bo ty sam nie chcesz poświęcić się dla nich… Zakończmy to tak, jak zaczęliśmy w święto duchów 16 lat temu! – Czarny pan zatrzymał się stając po środku okręgu utworzonego przez ludzi. Zauważyłam że Evil i Blaise stoją po drugiej stronie, naprzeciw mnie i Draco. Uśmiechali się i po chwili przytulili, to przecież pewne że i Diabeł cieszy się że żyje, jednak nie pozwolę żeby tak się tulili. Evil to moja najlepsza przyjaciółka! Rzuciłam krótkie zaklęcie które odczepiło Zabiniego od Malfoyowej. Potter po chwili wyszedł z tłumu.
- Tak Tom, zakończmy to tak jak zaczęliśmy, razem! – Jak on śmie nazywać mojego dziadka po imieniu! Jednak Czarny Pan był szybszy, wyciągnął czarną różdżkę  i rzucił Avadę. Bliznowaty odpowiedział Experialmusem , co za głupek przecież nie ma szans! O dziwo ich badyle znów się połączyły, Priori Incancatem jednak nie tak samo jak wcześniej – tym razem jedynie zielone strumienie Avady biło się z czerwonym światłem Experialmusa. Wszyscy patrzyli na ten pojedynek, był wyrównany ponieważ przewaga kolorów zmieniała się jedynie o milimetr może dwa. Spojrzałam kątem oka na różdżkę Draco i dopiero teraz pojęłam czemu Czarna różdżka od razu go nie pokonała, przecież to Draco rozbroił Dropsa! Nie Snape! Przecież Voldemort rozbroił Severusa tylko po to aby insygnium słuchało go. Niestety było za późno by zareagować, wysłać mu myśl aby przeżył. Mimo ze Experiallmus przegrał, Avada odbiła się od prawowitego właściciela różdżki i trafiła w Riddla. Zamiast trupa, jego ciało po prostu się rozpadło. To tak wygląda „śmierć” gdy ma się horkrusy, musze sobie jeden sprawić bo ładnie to wygląda. Bywaj dziadku, zobaczymy się za jakiś czas gdy zregenerujesz siły. Potter widząc miny śmierciożerców po prostu uciekł, co skomentowali gromkim śmiechem.
- To że Czarny Pan nie żyje, nie znaczy że przegraliśmy… Hogwart zniszczony a my wrócimy z naszym mistrzem.  – Wysyczała Bellatrix i orbitowała ze Śmierciorzercami – prawdopodobnie do Dark Castle.  Ja natomiast nadal stałam z przyjaciółmi na dziedzińcu. Wszyscy byliśmy lekko zszokowani nikt z nas nie spodziewał się takiego zakończenia. Nagle kierowana dziwną siłą podbiegłam do nich. Przytuliłam się do Draco i o dziwo… pocałowałam go. Ten zaszokowany takim obrotem sprawy upadł a ja razem z nim. Dopiero gdy oderwaliśmy od siebie dotarło do mnie co właśnie zrobiłam. Kątem oka dostrzegłam uśmiech na jego twarzy i zdziwienie reszty przyjaciół. Z przerażenia chwyciłam kamień leżący najbliżej mnie i walnęłam Smoka po głowie. Chłopak stracił przytomność.
- Hermiona!!! – wrzasnęła Evil.
- No co?! Spanikowałam!! – zakrzyknęłam, odskakując od poszkodowanego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz