Evil.
Rano obudziłam
się z powodów nadchodzących z kuchni zapachów. Od razu przypomniałam sobie
wczorajszy wieczór. W tej chwili nie mogłam sobie przypomnieć kogo kolej, ale
najważniejszy był fakt, że nie mój. Zwlokłam się trochę niechętnie z łóżka,
wślizgując się do łazienki. Wzięłam krótki chłodny prysznic na rozbudzenie,
byłam w szoku że aż tak dobrze mi pomógł. Spojrzałam w biegu na temperaturę,
było prawie 25 stopni ciepła, z miejsca się uśmiechnęłam. Mieszkaliśmy w
Londynie, to fakt… ale nienawidziłam zimna,
to chyba uraz z Hogwarckich lochów. Z szafy wyciągnęłam gładką koszulę w kolorze khaki i denim szorty, włosy pozostawiłam rozpuszczone, jedynie wsuwką spięłam pojedyncze kosmyki. Nie minęła może sekunda
a usłyszałam trzask pękającego talerza, westchnęłam kręcąc głową i wparowałam do kuchni rzucając Reparo. Draco razem z Hermioną droczyli się wzajemnie o to, który chleb będzie bardziej pasował do przygotowanej jajecznicy. Przewróciłam oczami i sama zadecydowałam o Orkiszu. Lady nie omieszkała zrobić dumną minę zwycięzcy, nawet nei wiedziałam kto jaki obstawiał. Po chwili dołączył do nas Blaise i Matt, ten ostatni wyglądał na zmęczonego. Do pełni było jeszcze daleko więc byłam pewna że to kac.
to chyba uraz z Hogwarckich lochów. Z szafy wyciągnęłam gładką koszulę w kolorze khaki i denim szorty, włosy pozostawiłam rozpuszczone, jedynie wsuwką spięłam pojedyncze kosmyki. Nie minęła może sekunda
a usłyszałam trzask pękającego talerza, westchnęłam kręcąc głową i wparowałam do kuchni rzucając Reparo. Draco razem z Hermioną droczyli się wzajemnie o to, który chleb będzie bardziej pasował do przygotowanej jajecznicy. Przewróciłam oczami i sama zadecydowałam o Orkiszu. Lady nie omieszkała zrobić dumną minę zwycięzcy, nawet nei wiedziałam kto jaki obstawiał. Po chwili dołączył do nas Blaise i Matt, ten ostatni wyglądał na zmęczonego. Do pełni było jeszcze daleko więc byłam pewna że to kac.
- I jak?
Idziemy dzisiaj na pokątną ? – zapytał Diabeł, jednak od razu wiedziałam że
dotyczy to mnie.
- Tak, tak…
trzeba ściągnąć plakaty, zrobić zakupy ale to w supermarkecie. Pójdziesz ze mną
?
- Pewnie! Muszę
coś załatwić więc nie ma sprawy. – No i reszta śniadania minęła w ciszy. Zero
kłótni, zero pytań, zero rozmów. Było dziwnie, może z powodu Matthewa? Kiedyś
więcej żartowaliśmy, teraz być może po prostu się wstydzą. Takich rąbniętych
lokatorów jak my, to tak łatwo się nie znajdzie. Po posiłku, nowy kolega umył
naczynia, ja tylko wzięłam portfel i czekając na Blaisa ubrałam seledynowe
sandałki. Przez to że było maleńkie okienko na kuchnię, czułam na sobie jego
wzrok. Westchnęłam cicho, już miałam mu coś powiedzieć jednak pojawił się
Zabini i wyszliśmy z domu. Na pokątną dotarliśmy
teleportacją, szybko
i sprawnie zerwaliśmy plakaty. Po jakiejś godzinie wszystkie wylądowały w koszu na makulaturę,
nie zdążyłam się obrócić a Blaisa już nie było. Był bardzo zestresowany cały dzień, więc domyśliłam się że chodzi tu o to spotkanie. Nie lubiłam tajemnic, ale znałam go zbyt dobrze. Wiedziałam że musi mieć dobry powód, aby nic nam o tym nie wspominać. Trochę samotnie wpadłam do lodziarni, nie musiałam się odzywać, pan Maurice od razu podał mi wafla z lodami o smaku ciastek i malinowym sorbetem. Zapłaciłam z drobnym napiwkiem i spacerowałam po uliczce. Był już środek sierpnia więc mnóstwo uczniów i nauczycieli zawitało na Pokątną. Najwięcej jednak młodzieży zatrzymało się przy sklepie Quiditcha. Znów pojawiła się nowa miotła, jeszcze lepsza od słynnej Błyskawicy. Nazwano ją Pyton 1900, była piękna, całość była wykonana z ciemnego mahonia, wszelkie usztywnienia i dodatki miały perłowy odcień. 11latki jęczały że musi być cudowna, chociaż jest taka droga. Zerknęłam na cenę, 2 tysiące galeonów, no dość sporo ale co to za pieniądze dla Malfoyów. Zamknęłam na chwilę oczy i wpadłam mi myśl, w końcu pod koniec września są urodziny Hermiony, a to bardzo trafny prezent! Przecież ona uwielbia latać! Bez kolejnych rozmyślań weszłam do sklepu i kupiłam to drewniane cudo. Pomniejszyłam ją szybko i wrzuciłam do torebki, byłam dumna z zakupu, jednak wiedziałam że i tak Draco musi się bardziej wykazać, co również spadnie na mnie. Kierując się do Nokturna, zauważyłam Blaisa, rozmawiał z kimś zakapturzonym. Od razu cofnęłam się i teleportowałam do jakiejś dzielnicy Londynu , mając nadzieję że mnie nie zauważył. To robiło się dość dziwne, jednak z tych myśli wyrwał mnie fakt że trafiłam pod wejście do ministerstwa. Zawsze rozpoznałabym tą obskurną ulicę, przynajmniej od tej strony na której byłam. Śmierdziało tu śmieciami i ściekami, wzdrygłąm się i szybko wybiegłam z tej ulicy, niczym Hermiona wpadłąm na kogos i przewróciłam. Nie widząc nawet klto to był zaczełam pomagać w oranięciu się i przepraszać.
i sprawnie zerwaliśmy plakaty. Po jakiejś godzinie wszystkie wylądowały w koszu na makulaturę,
nie zdążyłam się obrócić a Blaisa już nie było. Był bardzo zestresowany cały dzień, więc domyśliłam się że chodzi tu o to spotkanie. Nie lubiłam tajemnic, ale znałam go zbyt dobrze. Wiedziałam że musi mieć dobry powód, aby nic nam o tym nie wspominać. Trochę samotnie wpadłam do lodziarni, nie musiałam się odzywać, pan Maurice od razu podał mi wafla z lodami o smaku ciastek i malinowym sorbetem. Zapłaciłam z drobnym napiwkiem i spacerowałam po uliczce. Był już środek sierpnia więc mnóstwo uczniów i nauczycieli zawitało na Pokątną. Najwięcej jednak młodzieży zatrzymało się przy sklepie Quiditcha. Znów pojawiła się nowa miotła, jeszcze lepsza od słynnej Błyskawicy. Nazwano ją Pyton 1900, była piękna, całość była wykonana z ciemnego mahonia, wszelkie usztywnienia i dodatki miały perłowy odcień. 11latki jęczały że musi być cudowna, chociaż jest taka droga. Zerknęłam na cenę, 2 tysiące galeonów, no dość sporo ale co to za pieniądze dla Malfoyów. Zamknęłam na chwilę oczy i wpadłam mi myśl, w końcu pod koniec września są urodziny Hermiony, a to bardzo trafny prezent! Przecież ona uwielbia latać! Bez kolejnych rozmyślań weszłam do sklepu i kupiłam to drewniane cudo. Pomniejszyłam ją szybko i wrzuciłam do torebki, byłam dumna z zakupu, jednak wiedziałam że i tak Draco musi się bardziej wykazać, co również spadnie na mnie. Kierując się do Nokturna, zauważyłam Blaisa, rozmawiał z kimś zakapturzonym. Od razu cofnęłam się i teleportowałam do jakiejś dzielnicy Londynu , mając nadzieję że mnie nie zauważył. To robiło się dość dziwne, jednak z tych myśli wyrwał mnie fakt że trafiłam pod wejście do ministerstwa. Zawsze rozpoznałabym tą obskurną ulicę, przynajmniej od tej strony na której byłam. Śmierdziało tu śmieciami i ściekami, wzdrygłąm się i szybko wybiegłam z tej ulicy, niczym Hermiona wpadłąm na kogos i przewróciłam. Nie widząc nawet klto to był zaczełam pomagać w oranięciu się i przepraszać.
- Nie, nic się
nie stało… Malfoy. – Ten głos znałam zbyt dobrze, ile wieczorów kłamstw i
obietnic. Jęknęłam, przede mną stał nikt kto inny jak bliznowaty władca świata
– Potter.- Wydawało mi się że to Hermiona wszędzie i zawsze upada, a nie ty.
- Ja myślałam
że to Granger tak się wymądrza, a nie ty.
- Nie masz
prawa tak o niej mówić! Co cię tutaj
sprowadza? Starasz się o posadę asystentki ministra? Daruj sobie, taka panna
jak ty nie ma szans. – Tego było już za wiele, wyciągnęłam różdżkę i
wycelowałam.
- Drętwota! –
wypowiedziałam niemal z czcią, bliznowaty przeleciał przez ulicę nad
samochodami.
- Przegięlaś
Malfoy! Nie odnoś się z aż takim brakiem szacunku do Szefa Aurorów! – Od razu
pojawił się przy mnie, przyciskając do murku. Zacisnęlam wargi aby bardziej nie
wybuchnąć. Schowałam różdżkę i próbowałam odepchnąć bruneta.
- Nie mów tak
do mnie Potter! Mam imię! I puść mnie! Szef Aurorów? A kto Cię wyznaczył?
Kingsley jest zbyt mądry aby wybrać Cię na tą posadę. Do Ciebie mogę nie mieć
szacunku, nie jesteś moim szefem. – Uścisk puścił, znów mogłam odetchnąć,
Potter odwrócił się i ruszył do budynku. Zdążył tylko mruknąć coś w stylu :
„Zobaczymy”. Wściekła nie mogłam powstrzymać się aby nie wybuchnąć, miałam
ochotę pozabijać wszystkich dookoła, jednak w mojej głowie znów zabrzmiały
słowa Czarnego Pana : „ Zabijaj osoby, warte śmierci i tych którzy
przeciwstawiają się naszej idei, nowego i lepszego świata!”. Strzepałam kurz z
pleców i ubrań, poprawiłam włosy i bluzkę, dzisiaj zbyt wiele wrażeń, jednak
czekały mnie jeszcze zakupy. Nie miałam ochoty na teleportację, użyłam metra.
Bardzo nowoczesny i wygodny sposób na przemieszczanie się w Londynie. Linii
było tak wiele, że z każdego miejsca można było dojechać w inne dowolne.
Będąc już w
sklepie, nie mogłam się zdecydować co potrzebujemy. Przelknęlam w duchu, bo
mogłam zrobić listę. Wzięłam wózek i spacerowałam między półkami, wrzucając do
niego wszystko co mogło się przydać – albo i nie. Woda, warzywa, napoje, chleb,
przyprawy – takie rzeczy były po prostu obowiązkowe ale co dalej?
- Evil ! –
Zabini pojawił się obok mnie z błagalną miną. W ręku trzymał pudełko lodów z
syropem klonowym, wiedział jak dojść do przebaczenia. – Przepraszam że
zniknąłem, musiałem coś ważnego załatwić.. domyśliłem się że tutaj Cię znajdę,
bo tutaj zawsze robiłaś zakupy. Blondie, przepraszam noo… lody kupiłem, mogę ci
je kupować przez miesiąc .
- Blaise! Daj
spokój! Chociaż oferta z lodami bardzo kusząca, to byś mnie utuczył
niesamowicie, nie mówiąc o podwyższeniu cukru we krwi. – roześmiałam się głośno
i przytuliłam go. Nie byłam na niego zła, jednak ciekawiło mnie co takiego
robił, czego dotyczyło to spotkanie. Reszta zakupów minęła dużo przyjemniej, w
końcu raźniej. Młody Zabini szybko uzupełnił wózek bardziej i mniej potrzebnymi
drobiazgami i po godzinie wylądowaliśmy zmęczeni w domu. Otworzyłam drzwi i
zobaczyłam dość dziwny widok, Draco stał przy oknie z zaciśniętą pięścią
mrucząc coś pod nosem, Hermiona puściła na pół domu ze swojego-Matta pokoju
piosenkę której nie potrafiłam rozpoznać. Matt zestresowany siedział na sofie i
spoglądał w sufit, obok niego stała walizka. Wrzuciłam zakupy do lodówki i
szafek, zauważyłam że Blaise umknął z Mattem do swojego pokoju. Jęknęłam, teraz
to wszystko spadło na mnie – dzięki chłopaki. Podeszłam powoli do Draco i
dotknęlam jego ramienia. Odwrócił się do
mnie, jego twarz wyrażała wściekłość która nie minęła mimo malutkiego uśmiechu
spowodowanego pewnie moim i diabła powrotem.
- Draco? Co się
dzieje? Co z Hermioną?
- Nic,
pokłóciliśmy się…
- O kogo? O co?
- O Matta, Evi,
zostaw mnie… muszę pobyć chwilę sam. – Odszedł od okna w przed pokoju , włożył
tylko stopy do adidasów i wyszedł. Na merlina, co tutaj się stało w ciągu tych
6 godzin?
<Hermiona>
Evil i Blaise
poszli na zakupy. Hmmmm… mam nadzieję, że będą pamiętać żeby mi kupić czekoladę.
Mam dzisiaj zdecydowanie nienajlepszy humor i koniecznie potrzebuje
czekolady!!! Moje rozważania na ten temat zakłócił bardzo przyjemny zapach
dochodzący z kuchni. No tak!! Dzisiaj kolej Matta… zwlekłam zwłoki z wyrka w
pokoju i dziarskim krokiem pomaszerowałam do kuchni. Unosiły się tam
nieziemskie zapachy!!
- Co dziś
serwujesz szefie?? – zagadnęłam opierając się na łokciach o stół na którym
brunet pracował. Patrzyłam jak zawzięcie kroi jakieś nieznane mi warzywa.
- Dziś polecam
dwukolorową lazanie z mięsem i szpinakiem zapieczoną z sosem beszamelowym. Na
deser natomiast proponuję kandyzowane owoce z temperowaną czekoladą. –
powiedział chłopak idealnie udając głos francuskiego kucharza. Zaczęłam się
strasznie śmieć, Matt w zamian uśmiechnął się do mnie czarująco pokazując białe
ząbki.
- No, no… Brzmi
wyśmienicie. Może Ci w czymś pomóc??
- Pewnie,
możesz zacząć roztapiać czekoladę. – Dokładnie wiedziała jakie zadanie mi
powierzyć. Podążając za instrukcjami wrzuciłam pokruszoną czekoladę do garnka i
cierpliwie czekałam aż się roztopi. W między czasie zjadłam parę kostek, co
niestety nie uszło uwadze bruneta…
- A więc to
tak?? Niesubordynacja w pracy?? – zapytał z udawaną złością. I nim się
spostrzegłam zaczął gonić minie po całek kuchni. Ja natomiast w panice
uciekałam, w końcu jednak potknęłam się i wyladowałam na podłodze. Matt ze
zmartwioną miną pochylił się nade mną, gdy jednak uświadomił sobie, że nic mi
nie jest począł mnie łaskotać. Turlaliśmy się tak chwilę. Jednak w pewnym
Momocie chłopak wstrzymał atak i zaczął się we mnie wpatrywać. Wylądowaliśmy w
dość nietypowej pozycji, mianowicie ja leżałam na plecach na podłodze, on
wsparty na łokciach górował nade mną. Uświadomiłam sobie, że jest cholernie
przystojny, miał brązowe włosy niesfornie opadające mu na czoło i bardzo ciemne
oczy. Jednak czegoś mu brakowało, jego bliskość nie wyzwalała we mnie takich
uczuć jak bliskość Draco. Właśnie ciekawe gdzie on się podziewa…. Wtedy dotarło
do mnie, że twarz Matta powoli zbliża się do mojej…
- no nie!! No
po prostu kurwa nie!!! - Usłyszałam
podniesiony głos mojego chłopaka. – Pięknie!! Wychodzę na moment a Ty już
obściskujesz się z tym pożal się Boże wymoczkiem!!
- Ja się z nim
nie obściskiwałam!! – krzyknęłam równie głośno. Fakt, zaistniała sytuacja była
dość dwuznaczna i Draco miał prawo sobie coś pomyśleć, jednak nienawidzę gdy
ktoś na mnie krzyczy. Nie przywykłam do czegoś takiego, więc jeśli ktoś
podnosił na mnie głos to zaraz reagowałam bardzo agresywnie.
- Nie?! A co to
niby miało być? – z wściekłości aż zaczerwienił się na twarzy.
- Potknęłam się
po prostu!! I to były żarty!! Tylko mnie łaskotał to chyba nie przestępstwo?! –
byłam coraz bardziej zła. Jak on w ogóle może pomyśleć, że byłabym go w stanie
zdradzać??
- Mówiłem już,
że nie życzę sobie by dotykał cię inny chłopak! – No nie, tego było już za
wiele…
- No to
proponuje zamknij mnie w jakieś skrzynce, żeby nikt mnie nawet nie widział!!
Może wtedy w końcu nie będziesz się czuł zagrożony!! – kontem oka dostrzegłam,
że Matt wycofuje się do swojego pokoju.
- Mój ojciec
zawsze mówił, że kobiety mają słuchać mężów… to mężczyzna jest panem!! – dobra,
tego to się w najśmielszych snach nie spodziewałam. Jak on może być taki zimny
i okrutny.
- Koniec
Malfoy!! Rozumiesz koniec!! Ja się nie dam tak traktować!! Co z tego, że jesteś
dla mnie najważniejszą osobą!! Spierdoliłeś teraz wszystko!!
- I dobrze!!
Nie będę z kimś, kto po kontach obściskuje się z innymi!! Nie jesteś tego
warta!! – to zabolało. Jeszcze nigdy w życiu nikt tak mnie nie zranił.
Opuściłam mur i pozwoliłam mu wejść do mojego serca, teraz jednak widzę że to
był błąd. Ostatni raz spojrzałam mu głęboko w oczy i poszłam do naszego
wspólnego pokoju. Za pomocą zaklęcia spakowałam swoje rzeczy i dziarskim
korkiem ruszyłam do pokoju Matta.
- Sorry stary,
ale wracam do MOJEGO starego pokoju. – mówiąc to machnęłam różdżką i jego
wszystkie rzeczy znalazły się w walizce za drzwiami. Jak on mógł?! Jak ja
mogłam mu zaufać?! Zła za wszystko rzuciłam się na łóżko i najgłośniej jak się
dało włączyłam muzykę. Doszły do mnie kojące dźwięki „lonly Day”…
Draco.
Nie
moglem tego wszystkiego juz zniesc, najpierw pojawia sie ten gagatek , juz
pierwszego wieczoru wpatrywal sie w Hermione jak zaczarowany, a teraz? Przez te
kilka dni, nadal do głowy mu nie wpadlo, ze jestem z Lady w powaznym zwiazku.
Moze gdyby ta sytuacja nie byla az tak dwuznaczna, nie! To wszystko jego wina, nie dotyka sie czyis
dziewczyn! Moze w Hogwarcie bylem w
wielu zwiazkach, podrywal nie jedna czystej krwi czarownice, ale nigdy gdy byla juz z kimś innym. Mam swoją
dumę, każdy Malfoy tak by się zachował. Zazdrość powinna pomagać w zwiazkach,
ale to też ma swoje granice. Wolę nie wiedzieć co by było gdybym wszedł później. Czy zabolały mnie jej słowa? No pewnie że
tak, no ale kto miał racje co,? Wiadomo że ja ! Jednak wiedziałem też, że ja zawiodłem i przesadzilem. Hermiona aż tak głośno nie słucha
muzyki w normalne dni.
Evil podeszła do mnie, wiedziała,
zawsze wiedziała jak podejść. Matt zniknął za Blaisem, wiedziałem że tu siedzi ale nie atakuje sie
bezbronnego przeciwnika, nawet jeśli
jest wilkolakiem. Westchnąłem cicho i wyszedłem z domu. Nawet teraz nie moglem pozwolić sobie na współczucie, nie jestem taki. Zastanawiałem sie tylko teraz czego
potrzebuje bardziej, wódki czy świezego powietrza. Staneło na chwilę z tym pierwszym, w końcu jakoś muszę dojść do tego baru. Nie liczylo sie dla mnie już nic, stracilem
Hermionę, najwazniejsza osobe w moim życiu,
Zostali mi tylko Evi i Blaise,
ale oni musza pozostac bezstronni w tej bitwie.
Bar do
ktorego mialem zamiar wejść okazał sie klubem.
No cuż, barek i tak tam będzie.
Wiedział czym moze sie zakonczyc jego chlanie, ale dzisiaj juz wszystko nie mialo glebszego
sensu.
-
Witaj śliczny blondasku, ty sam
tutaj? Za chwilę i tak otwieramy cały
club. - spojrzalem na zegarek, faktycznie bylo juz na tyle późno by dcluby
mogly sie zapelnić. Może jednak nie będzie tak źle, dobry club to zawsze dobra
impreza, co dalej idzie w mnóstwo pustych dziewczyn tylko czekających na
podryw. Może fakt że to mugole przestał
mi już przeszkadzać, w tej chwili liczylo się coś innego. Dopiero po chwili
dotarł do mnie że barmanka nadal czeka na opowiedź.
-
Tak, sam. Świętuje upadek ważnego dla
mnie związku, więc nie liczą sie koszty,
chce sie dobrze zabawic, a do
tego potrzebuje wpierw ze dwa whyskacze.
- dziewczyna bez chwili dalszej rozmowy nalala mi podwójną whiskey. Polowe wypilem jednym łykiem, poczulem
przyjemne pieczenie w gardle, szkoda ze
nie maja tutaj ognistej, wole jak jej
specyficzny podsmak dodaje ostrosci. Jednak co mi teraz by to dalo, nie ma
picia, tak dobrego picia bez Ev,
Zabiniego i ... nie ważne. Drugim łykiem
wypilem drugiego drinka, akurat w tym
momecie na sale wszedł tlum dziewczyn tylko czekających na podryw, i facetow
ktorzy juz w myslach rozbierali kazdą z nich.
Roześmialem sie sam do siebie,
czas aby do akcji wkroczyl on, John. Musial pozbyc sie na dzisiaj swojego dumnego
imienia, zawsze gdy wychodzilem na miasyo uzywalem tego imienia, tak po prostu sie zlozylo. Pospolite imię,
dla niezwyklego podrywacza. Wkroczyłem na parkiet, jesli w ogole moznaby byloy go tak nazwac.
Kilka magicznych sztuczek i każda była jego,
nigdy nie robil im nadzieji a mimo tego lecialy na mnie. W oko od razu wpadła mi śliczna
brunetka, miala czekoladowe oczy, oh
czekolada, hermiona ja tak uwielbia.
STOP! Dosc tego Malfoy, masz o niej zapomniec, przynajmniej jako
dziewczynie, milosci twego zycia. Ta
mysl nie przeszkodzila mi isc dalej, gdy
bylem juz wystarczająco blisko, poslalem
jej moj firmowy uśmieszek, ktrory Ev zawsze nazywala 69. Nie dziwilo mnie
dlaczego, przestalo sie liczyc kim, kto jest. Najwazniejszy byl podryw. Bo co tu inaczej po mnie?
- Witaj
piękna, jestem d...John, sama tutaj tak
stoisz. Taka kobieta jak ty nie może
tutaj tak stać, bez odpowiedniego
towarzystwa.
- John
tak? Przez chwilę zawahaleś sie nad
imieniem. Ja jestem Olivia, milo mi Cię
poznac - odpowiedziala mi z francuzkim
akcentem, no, pojdzie znacznie szybciej niż sie spodziewałem. No i tak sie
stalo, kilka drinkow i chwil rozmowy a byla moja, wiedzialem to,
poszlismy do jej mieszkania. Po wszystkim wyszedłem bez słowa, nawet bez poczucia winy. Przecież jestem wolny, nie musi mnie nic ani nikt powstrzymywac. W
domu bylem po pierwszej, sam zdziwilem
sie ze jest tak wczesnie, ale wszyscy juz
spali . W kuchni odgrzalem sobie pozostawiona przez evil lazanie , z urocza
karteczka "dla blondaska, zazdrosnika e.". Byla calkiem dobra, nie
przeszkadzal mi fskt ze to ten kudel, to ugotował. Chwile pozniej poszedlem spac, szlag by to,
pościel nadal byla nasiąknięta pięknym zapachem Hermiony.
Evil.
Draco
wyszedł odreagować, Blaise uciekł z Mattem do swojego pokoju, pewnie beda teraz we dwojke tam sie gniesc.
Jeknelam, musialam porozmawiac z niebezpieczna Hermiona. Przygotowalam sie na
to, ugotowalam wode na Latte Machiato i wyciagnelam bita smietane z lodowki. Do
kuferków nalozylam czekoladowe lody i nalozylam spora ilosc bitej smietany.
Machiato wykonalo sie samo, sama bym nie potrafila, to byla paleczka
Hermiony. Jednak mieli automat, ktory
naprawde robil doskonaly napoj. Postawilam
wszystko na tacy i ruszylam do passczy lwa.
-
Hermiona! Otwieraj te cholerne drzwi!! - probując sie dobic, jednak po chwili
otworzyla. Juz wiem dlaczego puscila tak glosno muzyke, plakala.
Mimo ze na jej twarzy malowala sie zlisc, widzialam ze plakala.weszlam
zamykajac za soba drzwi, zcissylam muzyke i rzucilam muffliato. Nie beda nas podsluchiwac, o nie. Usiadlysmy na lozku a ja polozylam na nik
tace, prsytulilam przyjaciolke.
- to nie
ma sensu evil, nie wybacze mu tego .. jak ten cholerny blondas mogl cos takiego
zrobic?!
- ciiiii
, a co on takiego zrobił? Bronić go nie będę, nie wiem co zrobił ale skoro płaczesz
to musialo byc cos chamskiego - podsunelam jej lody, za ktore id razu sie zabrala.
-
pomagalam Mattowi przy obiedzie, zaczal mnie gilgotac no i przyblizal sie do
mnie, wiedzialam ze chce mnie pcaliwac,
ale bym go odepchnela przed czynem. Draco wszedł i zaczeła się awantura. Kiedy tylko powiedzial ze mężczyzna jest
najważniejszy i kobieta ma sie sluchac.
-
Co!? A to frajer! Ja mu dam popalić jak
tylko wróci.
- Nie daj
spokój, to twój brat... Lody i kawa zawsze pomaga, zwlasscza czekoladowe.
- no
dobrze, ale kochana ... jedno slowo a ... zabije cie malfoy! - Rozesmialalysmy sie glosno, nie wyszlam juz z jej pokoju, potrzebowala
mnie. Nocy prawie nie przespalysmy,
bawilismy sie doskonale, fretka nie
miala nic do gadania, po prostu bylysmy
lepsze. Uslyszalam tylko jak wraca o
pierwszej w nocy, nie probowalam nawet
zapytac gdzie byl. Nie ybyl tego dzisiaj wart.
<Hermina>
Evil jest
prawdziwą przyjaciółką, naprawdę zawsze wie kiedy jej potrzebuję. A teraz
potrzebowałam jej jak nigdy. Wieczorem robila wszystko bym poczuła się choć
odrobinę lepiej, jej staranie jednak poszły na marne, dalej czułam się
potwornie. Śmiałam się i uśmiechałam, by nie martwić jej jeszcze bardziej. W końcu
to jej bliźniak… poza tym nie chciałam by musiała wybierać. Wiem, że oboje
jesteśmy dla niej ważni, więc nie mogłabym stawiać jej ultimatum.
- Hermi,
wstawaj kochanie. – usłyszałam tuż przy
uchu glos Evil. Zaczynamy śniadanie, chyba nie karzesz nam czekać?? Kupiłam bułeczki,
jeszcze ciepłe i zrobiłam gorącą czekoladę. – wiedziała czym ma mnie skusić.
- Już, już…
daj mi tylko chwilkę na ubranie. – w normalnych okolicznościach poszłabym jeść
w piżamie, jednak teraz postanowiłam, że będę o siebie dbać! Niech zobaczy, że
ja też potrafię. Uczesałam włosy w koński ogon, parę loczków opadło mi na
twarz, zrobiłam makijaż, dość mocny, mianowicie usta pomalowałam na czerwono a
oczy podkreśliłam grubą, czarną kreską. Ubrałam dżinsowe szorty i koszulkę z
ulubionym zespołem (nie mogłam się powstrzymać, jakiś akcent starej mnie musiałam
pozostawić XD) na wszystko narzuciłam ładnie skrojoną, czarną marynarkę. Na
nogi naciągnęłam wiśniowe martensy. Podeszłam do lustra i przejrzałam się dokładnie.
Wyglądałam naprawdę dobrze.
- cześć
kochani!!! – zaszczebiotałam radośnie widząc moich współlokatorów. Postanowiłam,
że nie mogę pokazać Draco, że mnie zranił. Zachowywałam się więc jakby nigdy
nic.
- Hermi!!
Wybierasz się gdzieś dzisiaj?? – zapytała Evil parząc ma mój struj. Widziałam również,
że blondyn lustruje mnie wzrokiem.
-
Zabieram Cię na drinka. – odparłam beztrosko. – masz ochotę?? – zapytałam
przyjaciółkę.
- pewnie!!
Tylko musisz mi dać chwilkę na ubranie się. A teraz smacznego. – po jej słowach
wszyscy zabrali się za jedzenie. Atmosfera była naprawdę napięta, nikt się nie
odzywał, nie wiadomo było jak zacząć rozmowę. Wtedy odezwał się diabeł:
- Draco,
gdzie tak wczoraj zniknąłeś stary??
- poszedłem
do pubu. Musisz tam kiedyś zawitać, wiesz ile ładnych panienek się tam snuje??
Tylko czekają, aż postawisz im drinka i… - zawiesił głos. Nie wytrzymałam, wzięłam
do ręki końcówkę bułki i zamaszystym krokiem poszłam do pokoju. Nie chcę mieć z
tym idiotą więcej do czynienia! Miałam serdecznie dość tej całej sytuacji.
Wtedy usłyszałam cichutkie pukanie do drzwi.
- hermi? –
do pokoju weszła Evli. – jak się czujesz?? – zapytała podchodząc do mnie.
- proszę
Cię przytul mnie!! – powiedziałam cichutko i zaczęłam szlochać. Blondi
natychmiast do mnie podeszła i mocno uściskała. Siedziałyśmy tak dość długo,
kiedy w końcu się pozbierałam wyszłyśmy na obiecanego drinka.
- nie
przejmuj się nim. Nie jest tego wart. – powiedziała Ev między kolejnymi łykami
Martini.
- myślisz,
że wczoraj w tym pubie, między nim a któraś z tych dziewczyn coś zaszło??
- nie
wiem, ale znasz go… był rozżalony mógł zrobić coś głupiego. – patrzyła na mnie
przepraszająco. Zamówiłam wódkę. Po 2 kieliszkach przestałam się z tym
pierdzielić, piłam wprost z butelki. Po jakimś czasie szalonego pijaństwa urwał
mi się film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz