17 grudnia 2012

| 12 | - Ja myślałam że to Granger tak się wymądrza, a nie ty

Evil.
Rano obudziłam się z powodów nadchodzących z kuchni zapachów. Od razu przypomniałam sobie wczorajszy wieczór. W tej chwili nie mogłam sobie przypomnieć kogo kolej, ale najważniejszy był fakt, że nie mój. Zwlokłam się trochę niechętnie z łóżka, wślizgując się do łazienki. Wzięłam krótki chłodny prysznic na rozbudzenie, byłam w szoku że aż tak dobrze mi pomógł. Spojrzałam w biegu na temperaturę, było prawie 25 stopni ciepła, z miejsca się uśmiechnęłam. Mieszkaliśmy w Londynie, to fakt… ale nienawidziłam zimna,
to chyba uraz z Hogwarckich lochów. Z szafy wyciągnęłam gładką koszulę w kolorze khaki i denim szorty, włosy pozostawiłam rozpuszczone, jedynie wsuwką spięłam pojedyncze kosmyki.  Nie minęła może sekunda
a usłyszałam trzask pękającego talerza, westchnęłam kręcąc głową i wparowałam do kuchni rzucając Reparo. Draco razem z Hermioną droczyli się wzajemnie o to, który chleb będzie bardziej pasował do przygotowanej jajecznicy. Przewróciłam oczami i sama zadecydowałam o Orkiszu. Lady nie omieszkała zrobić dumną minę zwycięzcy, nawet nei wiedziałam kto jaki obstawiał. Po chwili dołączył do nas Blaise i Matt, ten ostatni wyglądał na zmęczonego. Do pełni było jeszcze daleko więc byłam pewna że to kac.
- I jak? Idziemy dzisiaj na pokątną ? – zapytał Diabeł, jednak od razu wiedziałam że dotyczy to mnie.
- Tak, tak… trzeba ściągnąć plakaty, zrobić zakupy ale to w supermarkecie. Pójdziesz ze mną ?
- Pewnie! Muszę coś załatwić więc nie ma sprawy. – No i reszta śniadania minęła w ciszy. Zero kłótni, zero pytań, zero rozmów. Było dziwnie, może z powodu Matthewa? Kiedyś więcej żartowaliśmy, teraz być może po prostu się wstydzą. Takich rąbniętych lokatorów jak my, to tak łatwo się nie znajdzie. Po posiłku, nowy kolega umył naczynia, ja tylko wzięłam portfel i czekając na Blaisa ubrałam seledynowe sandałki. Przez to że było maleńkie okienko na kuchnię, czułam na sobie jego wzrok. Westchnęłam cicho, już miałam mu coś powiedzieć jednak pojawił się Zabini i wyszliśmy z domu.  Na pokątną dotarliśmy teleportacją, szybko
 i sprawnie zerwaliśmy plakaty. Po jakiejś godzinie wszystkie wylądowały w koszu na makulaturę,
 nie zdążyłam się obrócić a Blaisa już nie było. Był bardzo zestresowany cały dzień, więc domyśliłam się że chodzi tu o to spotkanie. Nie lubiłam tajemnic, ale znałam go zbyt dobrze. Wiedziałam że musi mieć dobry powód, aby nic nam o tym nie wspominać. Trochę samotnie wpadłam do lodziarni, nie musiałam się odzywać, pan Maurice od razu podał mi wafla z lodami o smaku ciastek i malinowym sorbetem.  Zapłaciłam z drobnym napiwkiem i spacerowałam po uliczce. Był już środek sierpnia więc mnóstwo uczniów i nauczycieli zawitało na Pokątną. Najwięcej jednak młodzieży zatrzymało się przy sklepie Quiditcha. Znów pojawiła się nowa miotła, jeszcze lepsza od słynnej Błyskawicy. Nazwano ją Pyton 1900, była piękna, całość była wykonana z ciemnego mahonia, wszelkie usztywnienia i dodatki miały perłowy odcień. 11latki jęczały że musi być cudowna, chociaż jest taka droga. Zerknęłam na cenę, 2 tysiące galeonów, no dość sporo ale co to za pieniądze dla Malfoyów. Zamknęłam na chwilę oczy i wpadłam mi myśl, w końcu pod koniec września są urodziny Hermiony, a to bardzo trafny prezent! Przecież ona uwielbia latać! Bez kolejnych rozmyślań weszłam do sklepu i kupiłam to drewniane cudo. Pomniejszyłam ją szybko i wrzuciłam do torebki, byłam dumna z zakupu, jednak wiedziałam że i tak Draco musi się bardziej wykazać, co również spadnie na mnie. Kierując się do Nokturna, zauważyłam Blaisa, rozmawiał z kimś zakapturzonym. Od razu cofnęłam się i teleportowałam do jakiejś dzielnicy Londynu , mając nadzieję że mnie nie zauważył. To robiło się dość dziwne, jednak z tych myśli wyrwał mnie fakt że trafiłam pod wejście do ministerstwa. Zawsze rozpoznałabym tą obskurną ulicę, przynajmniej od tej strony na której byłam. Śmierdziało tu śmieciami i ściekami, wzdrygłąm się i szybko wybiegłam z tej ulicy, niczym Hermiona wpadłąm na kogos i przewróciłam. Nie widząc nawet klto to był zaczełam pomagać w oranięciu się i przepraszać.
- Nie, nic się nie stało… Malfoy. – Ten głos znałam zbyt dobrze, ile wieczorów kłamstw i obietnic. Jęknęłam, przede mną stał nikt kto inny jak bliznowaty władca świata – Potter.- Wydawało mi się że to Hermiona wszędzie i zawsze upada, a nie ty.
- Ja myślałam że to Granger tak się wymądrza, a nie ty.
- Nie masz prawa tak o niej mówić!  Co cię tutaj sprowadza? Starasz się o posadę asystentki ministra? Daruj sobie, taka panna jak ty nie ma szans. – Tego było już za wiele, wyciągnęłam różdżkę i wycelowałam.
- Drętwota! – wypowiedziałam niemal z czcią, bliznowaty przeleciał przez ulicę nad samochodami.
- Przegięlaś Malfoy! Nie odnoś się z aż takim brakiem szacunku do Szefa Aurorów! – Od razu pojawił się przy mnie, przyciskając do murku. Zacisnęlam wargi aby bardziej nie wybuchnąć. Schowałam różdżkę i próbowałam odepchnąć bruneta.
- Nie mów tak do mnie Potter! Mam imię! I puść mnie! Szef Aurorów? A kto Cię wyznaczył? Kingsley jest zbyt mądry aby wybrać Cię na tą posadę. Do Ciebie mogę nie mieć szacunku, nie jesteś moim szefem. – Uścisk puścił, znów mogłam odetchnąć, Potter odwrócił się i ruszył do budynku. Zdążył tylko mruknąć coś w stylu : „Zobaczymy”. Wściekła nie mogłam powstrzymać się aby nie wybuchnąć, miałam ochotę pozabijać wszystkich dookoła, jednak w mojej głowie znów zabrzmiały słowa Czarnego Pana : „ Zabijaj osoby, warte śmierci i tych którzy przeciwstawiają się naszej idei, nowego i lepszego świata!”. Strzepałam kurz z pleców i ubrań, poprawiłam włosy i bluzkę, dzisiaj zbyt wiele wrażeń, jednak czekały mnie jeszcze zakupy. Nie miałam ochoty na teleportację, użyłam metra. Bardzo nowoczesny i wygodny sposób na przemieszczanie się w Londynie. Linii było tak wiele, że z każdego miejsca można było dojechać w inne dowolne.
Będąc już w sklepie, nie mogłam się zdecydować co potrzebujemy. Przelknęlam w duchu, bo mogłam zrobić listę. Wzięłam wózek i spacerowałam między półkami, wrzucając do niego wszystko co mogło się przydać – albo i nie. Woda, warzywa, napoje, chleb, przyprawy – takie rzeczy były po prostu obowiązkowe ale co dalej?
- Evil ! – Zabini pojawił się obok mnie z błagalną miną. W ręku trzymał pudełko lodów z syropem klonowym, wiedział jak dojść do przebaczenia. – Przepraszam że zniknąłem, musiałem coś ważnego załatwić.. domyśliłem się że tutaj Cię znajdę, bo tutaj zawsze robiłaś zakupy. Blondie, przepraszam noo… lody kupiłem, mogę ci je kupować przez miesiąc .
- Blaise! Daj spokój! Chociaż oferta z lodami bardzo kusząca, to byś mnie utuczył niesamowicie, nie mówiąc o podwyższeniu cukru we krwi. – roześmiałam się głośno i przytuliłam go. Nie byłam na niego zła, jednak ciekawiło mnie co takiego robił, czego dotyczyło to spotkanie. Reszta zakupów minęła dużo przyjemniej, w końcu raźniej. Młody Zabini szybko uzupełnił wózek bardziej i mniej potrzebnymi drobiazgami i po godzinie wylądowaliśmy zmęczeni w domu. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam dość dziwny widok, Draco stał przy oknie z zaciśniętą pięścią mrucząc coś pod nosem, Hermiona puściła na pół domu ze swojego-Matta pokoju piosenkę której nie potrafiłam rozpoznać. Matt zestresowany siedział na sofie i spoglądał w sufit, obok niego stała walizka. Wrzuciłam zakupy do lodówki i szafek, zauważyłam że Blaise umknął z Mattem do swojego pokoju. Jęknęłam, teraz to wszystko spadło na mnie – dzięki chłopaki. Podeszłam powoli do Draco i dotknęlam jego ramienia.  Odwrócił się do mnie, jego twarz wyrażała wściekłość która nie minęła mimo malutkiego uśmiechu spowodowanego pewnie moim i diabła powrotem.
- Draco? Co się dzieje? Co z Hermioną?
- Nic, pokłóciliśmy się…
- O kogo? O co?
- O Matta, Evi, zostaw mnie… muszę pobyć chwilę sam. – Odszedł od okna w przed pokoju , włożył tylko stopy do adidasów i wyszedł. Na merlina, co tutaj się stało w ciągu tych 6 godzin?

<Hermiona>
Evil i Blaise poszli na zakupy. Hmmmm… mam nadzieję, że będą pamiętać żeby mi kupić czekoladę. Mam dzisiaj zdecydowanie nienajlepszy humor i koniecznie potrzebuje czekolady!!! Moje rozważania na ten temat zakłócił bardzo przyjemny zapach dochodzący z kuchni. No tak!! Dzisiaj kolej Matta… zwlekłam zwłoki z wyrka w pokoju i dziarskim krokiem pomaszerowałam do kuchni. Unosiły się tam nieziemskie zapachy!!
- Co dziś serwujesz szefie?? – zagadnęłam opierając się na łokciach o stół na którym brunet pracował. Patrzyłam jak zawzięcie kroi jakieś nieznane mi warzywa.
- Dziś polecam dwukolorową lazanie z mięsem i szpinakiem zapieczoną z sosem beszamelowym. Na deser natomiast proponuję kandyzowane owoce z temperowaną czekoladą. – powiedział chłopak idealnie udając głos francuskiego kucharza. Zaczęłam się strasznie śmieć, Matt w zamian uśmiechnął się do mnie czarująco pokazując białe ząbki.
- No, no… Brzmi wyśmienicie. Może Ci w czymś pomóc??
- Pewnie, możesz zacząć roztapiać czekoladę. – Dokładnie wiedziała jakie zadanie mi powierzyć. Podążając za instrukcjami wrzuciłam pokruszoną czekoladę do garnka i cierpliwie czekałam aż się roztopi. W między czasie zjadłam parę kostek, co niestety nie uszło uwadze bruneta…
- A więc to tak?? Niesubordynacja w pracy?? – zapytał z udawaną złością. I nim się spostrzegłam zaczął gonić minie po całek kuchni. Ja natomiast w panice uciekałam, w końcu jednak potknęłam się i wyladowałam na podłodze. Matt ze zmartwioną miną pochylił się nade mną, gdy jednak uświadomił sobie, że nic mi nie jest począł mnie łaskotać. Turlaliśmy się tak chwilę. Jednak w pewnym Momocie chłopak wstrzymał atak i zaczął się we mnie wpatrywać. Wylądowaliśmy w dość nietypowej pozycji, mianowicie ja leżałam na plecach na podłodze, on wsparty na łokciach górował nade mną. Uświadomiłam sobie, że jest cholernie przystojny, miał brązowe włosy niesfornie opadające mu na czoło i bardzo ciemne oczy. Jednak czegoś mu brakowało, jego bliskość nie wyzwalała we mnie takich uczuć jak bliskość Draco. Właśnie ciekawe gdzie on się podziewa…. Wtedy dotarło do mnie, że twarz Matta powoli zbliża się do mojej…
- no nie!! No po prostu kurwa nie!!! -  Usłyszałam podniesiony głos mojego chłopaka. – Pięknie!! Wychodzę na moment a Ty już obściskujesz się z tym pożal się Boże wymoczkiem!!
- Ja się z nim nie obściskiwałam!! – krzyknęłam równie głośno. Fakt, zaistniała sytuacja była dość dwuznaczna i Draco miał prawo sobie coś pomyśleć, jednak nienawidzę gdy ktoś na mnie krzyczy. Nie przywykłam do czegoś takiego, więc jeśli ktoś podnosił na mnie głos to zaraz reagowałam bardzo agresywnie.
- Nie?! A co to niby miało być? – z wściekłości aż zaczerwienił się na twarzy.
- Potknęłam się po prostu!! I to były żarty!! Tylko mnie łaskotał to chyba nie przestępstwo?! – byłam coraz bardziej zła. Jak on w ogóle może pomyśleć, że byłabym go w stanie zdradzać??
- Mówiłem już, że nie życzę sobie by dotykał cię inny chłopak! – No nie, tego było już za wiele…
- No to proponuje zamknij mnie w jakieś skrzynce, żeby nikt mnie nawet nie widział!! Może wtedy w końcu nie będziesz się czuł zagrożony!! – kontem oka dostrzegłam, że Matt wycofuje się do swojego pokoju.
- Mój ojciec zawsze mówił, że kobiety mają słuchać mężów… to mężczyzna jest panem!! – dobra, tego to się w najśmielszych snach nie spodziewałam. Jak on może być taki zimny i okrutny.
- Koniec Malfoy!! Rozumiesz koniec!! Ja się nie dam tak traktować!! Co z tego, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą!! Spierdoliłeś teraz wszystko!!
- I dobrze!! Nie będę z kimś, kto po kontach obściskuje się z innymi!! Nie jesteś tego warta!! – to zabolało. Jeszcze nigdy w życiu nikt tak mnie nie zranił. Opuściłam mur i pozwoliłam mu wejść do mojego serca, teraz jednak widzę że to był błąd. Ostatni raz spojrzałam mu głęboko w oczy i poszłam do naszego wspólnego pokoju. Za pomocą zaklęcia spakowałam swoje rzeczy i dziarskim korkiem ruszyłam do pokoju Matta.
- Sorry stary, ale wracam do MOJEGO starego pokoju. – mówiąc to machnęłam różdżką i jego wszystkie rzeczy znalazły się w walizce za drzwiami. Jak on mógł?! Jak ja mogłam mu zaufać?! Zła za wszystko rzuciłam się na łóżko i najgłośniej jak się dało włączyłam muzykę. Doszły do mnie kojące dźwięki „lonly Day”…        

Draco.
Nie moglem tego wszystkiego juz zniesc, najpierw pojawia sie ten gagatek , juz pierwszego wieczoru wpatrywal sie w Hermione jak zaczarowany, a teraz? Przez te kilka dni, nadal do głowy mu nie wpadlo, ze jestem z Lady w powaznym zwiazku. Moze gdyby ta sytuacja nie byla az tak dwuznaczna, nie!  To wszystko jego wina, nie dotyka sie czyis dziewczyn!  Moze w Hogwarcie bylem w wielu zwiazkach, podrywal nie jedna czystej krwi czarownice,  ale nigdy gdy byla juz z kimś innym. Mam swoją dumę, każdy Malfoy tak by się zachował. Zazdrość powinna pomagać w zwiazkach, ale to też ma swoje granice. Wolę nie wiedzieć co by było gdybym wszedł później.  Czy zabolały mnie jej słowa? No pewnie że tak, no ale kto miał racje co,? Wiadomo że ja ! Jednak wiedziałem też,  że ja zawiodłem i  przesadzilem. Hermiona aż tak głośno nie słucha muzyki w normalne dni. 
  Evil podeszła do mnie,  wiedziała,  zawsze wiedziała jak podejść. Matt zniknął za Blaisem,  wiedziałem że tu siedzi ale nie atakuje sie bezbronnego przeciwnika,  nawet jeśli jest wilkolakiem. Westchnąłem cicho i wyszedłem z domu.  Nawet teraz nie moglem pozwolić sobie na współczucie,  nie jestem taki.  Zastanawiałem sie tylko teraz czego potrzebuje bardziej, wódki czy świezego powietrza.  Staneło na chwilę z tym pierwszym,  w końcu jakoś muszę dojść do tego baru.  Nie liczylo sie dla mnie już nic, stracilem Hermionę, najwazniejsza osobe w moim życiu,  Zostali mi tylko Evi i Blaise,  ale oni musza pozostac bezstronni w tej bitwie.
Bar do ktorego mialem zamiar wejść okazał sie klubem.  No cuż, barek i tak tam będzie.  Wiedział czym moze sie zakonczyc jego chlanie,  ale dzisiaj juz wszystko nie mialo glebszego sensu.
- Witaj  śliczny blondasku, ty sam tutaj?  Za chwilę i tak otwieramy cały club.  - spojrzalem na zegarek,  faktycznie bylo juz na tyle późno by dcluby mogly sie zapelnić. Może jednak nie będzie tak źle, dobry club to zawsze dobra impreza, co dalej idzie w mnóstwo pustych dziewczyn tylko czekających na podryw.  Może fakt że to mugole przestał mi już przeszkadzać, w tej chwili liczylo się coś innego. Dopiero po chwili dotarł do mnie że barmanka nadal czeka na opowiedź.
- Tak,  sam. Świętuje upadek ważnego dla mnie związku, więc nie liczą sie koszty,  chce sie dobrze zabawic,  a do tego potrzebuje wpierw ze dwa whyskacze.  - dziewczyna bez chwili dalszej rozmowy nalala mi podwójną whiskey.  Polowe wypilem jednym łykiem, poczulem przyjemne pieczenie w gardle,  szkoda ze nie maja tutaj ognistej,  wole jak jej specyficzny podsmak dodaje ostrosci. Jednak co mi teraz by to dalo, nie ma picia,  tak dobrego picia bez Ev, Zabiniego i ... nie ważne.  Drugim łykiem wypilem drugiego drinka,  akurat w tym momecie na sale wszedł tlum dziewczyn tylko czekających na podryw, i facetow ktorzy juz w myslach rozbierali kazdą z nich.  Roześmialem sie sam  do siebie, czas aby do akcji wkroczyl on, John. Musial pozbyc sie na dzisiaj swojego dumnego imienia, zawsze gdy wychodzilem na miasyo uzywalem tego imienia,  tak po prostu sie zlozylo. Pospolite imię, dla niezwyklego podrywacza. Wkroczyłem na parkiet,  jesli w ogole moznaby byloy go tak nazwac. Kilka magicznych sztuczek i każda była jego,  nigdy nie robil im nadzieji a mimo tego lecialy na mnie.  W oko od razu wpadła mi śliczna brunetka,  miala czekoladowe oczy, oh czekolada, hermiona ja tak uwielbia.  STOP!  Dosc tego Malfoy,  masz o niej zapomniec, przynajmniej jako dziewczynie,  milosci twego zycia. Ta mysl nie przeszkodzila mi isc dalej,  gdy bylem juz wystarczająco blisko,  poslalem jej moj firmowy uśmieszek, ktrory Ev zawsze nazywala 69. Nie dziwilo mnie dlaczego, przestalo sie liczyc kim, kto jest. Najwazniejszy byl podryw.  Bo co tu inaczej po mnie?
- Witaj piękna, jestem d...John,  sama tutaj tak stoisz.  Taka kobieta jak ty nie może tutaj tak stać,  bez odpowiedniego towarzystwa.
- John tak?  Przez chwilę zawahaleś sie nad imieniem.  Ja jestem Olivia, milo mi Cię poznac  - odpowiedziala mi z francuzkim akcentem, no, pojdzie znacznie szybciej niż sie spodziewałem. No i tak sie stalo,  kilka drinkow  i chwil rozmowy a byla moja, wiedzialem to, poszlismy do jej mieszkania. Po wszystkim wyszedłem bez słowa,  nawet bez poczucia winy.  Przecież jestem wolny,  nie musi mnie nic ani nikt powstrzymywac. W domu bylem po pierwszej,  sam zdziwilem sie ze jest tak wczesnie,  ale wszyscy juz spali . W kuchni odgrzalem sobie pozostawiona przez evil lazanie , z urocza karteczka "dla blondaska, zazdrosnika e.". Byla calkiem dobra, nie przeszkadzal mi fskt ze to ten kudel, to ugotował.  Chwile pozniej poszedlem spac, szlag by to, pościel nadal byla nasiąknięta pięknym zapachem Hermiony.


Evil.
Draco wyszedł odreagować, Blaise uciekł z Mattem do swojego pokoju,  pewnie beda teraz we dwojke tam sie gniesc. Jeknelam, musialam porozmawiac z niebezpieczna Hermiona. Przygotowalam sie na to, ugotowalam wode na Latte Machiato i wyciagnelam bita smietane z lodowki. Do kuferków nalozylam czekoladowe lody i nalozylam spora ilosc bitej smietany. Machiato wykonalo sie samo, sama bym nie potrafila, to byla paleczka Hermiony.  Jednak mieli automat, ktory naprawde robil doskonaly napoj.  Postawilam wszystko na tacy i ruszylam do passczy lwa. 
- Hermiona! Otwieraj te cholerne drzwi!! - probując sie dobic, jednak po chwili otworzyla. Juz wiem dlaczego puscila tak glosno muzyke,  plakala.  Mimo ze na jej twarzy malowala sie zlisc, widzialam ze plakala.weszlam zamykajac za soba drzwi, zcissylam muzyke i rzucilam muffliato.  Nie beda nas podsluchiwac, o nie.  Usiadlysmy na lozku a ja polozylam na nik tace,  prsytulilam przyjaciolke.
- to nie ma sensu evil, nie wybacze mu tego .. jak ten cholerny blondas mogl cos takiego zrobic?!
- ciiiii , a co on takiego zrobił? Bronić go nie będę, nie wiem co zrobił ale skoro płaczesz to musialo byc cos chamskiego - podsunelam jej lody,  za ktore id razu sie zabrala.
- pomagalam Mattowi przy obiedzie, zaczal mnie gilgotac no i przyblizal sie do mnie,  wiedzialam ze chce mnie pcaliwac, ale bym go odepchnela przed czynem. Draco wszedł i zaczeła się awantura.  Kiedy tylko powiedzial ze mężczyzna jest najważniejszy i kobieta ma sie sluchac. 
- Co!?  A to frajer! Ja mu dam popalić jak tylko wróci.
- Nie daj spokój, to twój brat... Lody i kawa zawsze pomaga, zwlasscza czekoladowe.
- no dobrze,  ale kochana ... jedno slowo  a ... zabije cie malfoy!  - Rozesmialalysmy sie glosno,  nie wyszlam juz z jej pokoju, potrzebowala mnie.  Nocy prawie nie przespalysmy, bawilismy sie doskonale,  fretka nie miala nic do gadania,  po prostu bylysmy lepsze.  Uslyszalam tylko jak wraca o pierwszej w nocy,  nie probowalam nawet zapytac gdzie byl. Nie ybyl tego dzisiaj wart.
<Hermina>
Evil jest prawdziwą przyjaciółką, naprawdę zawsze wie kiedy jej potrzebuję. A teraz potrzebowałam jej jak nigdy. Wieczorem robila wszystko bym poczuła się choć odrobinę lepiej, jej staranie jednak poszły na marne, dalej czułam się potwornie. Śmiałam się i uśmiechałam, by nie martwić jej jeszcze bardziej. W końcu to jej bliźniak… poza tym nie chciałam by musiała wybierać. Wiem, że oboje jesteśmy dla niej ważni, więc nie mogłabym stawiać jej ultimatum.
- Hermi, wstawaj kochanie.  – usłyszałam tuż przy uchu glos Evil. Zaczynamy śniadanie, chyba nie karzesz nam czekać?? Kupiłam bułeczki, jeszcze ciepłe i zrobiłam gorącą czekoladę. – wiedziała czym ma mnie skusić.
- Już, już… daj mi tylko chwilkę na ubranie. – w normalnych okolicznościach poszłabym jeść w piżamie, jednak teraz postanowiłam, że będę o siebie dbać! Niech zobaczy, że ja też potrafię. Uczesałam włosy w koński ogon, parę loczków opadło mi na twarz, zrobiłam makijaż, dość mocny, mianowicie usta pomalowałam na czerwono a oczy podkreśliłam grubą, czarną kreską. Ubrałam dżinsowe szorty i koszulkę z ulubionym zespołem (nie mogłam się powstrzymać, jakiś akcent starej mnie musiałam pozostawić XD) na wszystko narzuciłam ładnie skrojoną, czarną marynarkę. Na nogi naciągnęłam wiśniowe martensy. Podeszłam do lustra i przejrzałam się dokładnie. Wyglądałam naprawdę dobrze.
- cześć kochani!!! – zaszczebiotałam radośnie widząc moich współlokatorów. Postanowiłam, że nie mogę pokazać Draco, że mnie zranił. Zachowywałam się więc jakby nigdy nic.
- Hermi!! Wybierasz się gdzieś dzisiaj?? – zapytała Evil parząc ma mój struj. Widziałam również, że blondyn lustruje mnie wzrokiem.
- Zabieram Cię na drinka. – odparłam beztrosko. – masz ochotę?? – zapytałam przyjaciółkę.
- pewnie!! Tylko musisz mi dać chwilkę na ubranie się. A teraz smacznego. – po jej słowach wszyscy zabrali się za jedzenie. Atmosfera była naprawdę napięta, nikt się nie odzywał, nie wiadomo było jak zacząć rozmowę. Wtedy odezwał się diabeł:
- Draco, gdzie tak wczoraj zniknąłeś stary??
- poszedłem do pubu. Musisz tam kiedyś zawitać, wiesz ile ładnych panienek się tam snuje?? Tylko czekają, aż postawisz im drinka i… - zawiesił głos. Nie wytrzymałam, wzięłam do ręki końcówkę bułki i zamaszystym krokiem poszłam do pokoju. Nie chcę mieć z tym idiotą więcej do czynienia! Miałam serdecznie dość tej całej sytuacji. Wtedy usłyszałam cichutkie pukanie do drzwi.
- hermi? – do pokoju weszła Evli. – jak się czujesz?? – zapytała podchodząc do mnie.
- proszę Cię przytul mnie!! – powiedziałam cichutko i zaczęłam szlochać. Blondi natychmiast do mnie podeszła i mocno uściskała. Siedziałyśmy tak dość długo, kiedy w końcu się pozbierałam wyszłyśmy na obiecanego drinka.
- nie przejmuj się nim. Nie jest tego wart. – powiedziała Ev między kolejnymi łykami Martini.
- myślisz, że wczoraj w tym pubie, między nim a któraś z tych dziewczyn coś zaszło??
- nie wiem, ale znasz go… był rozżalony mógł zrobić coś głupiego. – patrzyła na mnie przepraszająco. Zamówiłam wódkę. Po 2 kieliszkach przestałam się z tym pierdzielić, piłam wprost z butelki. Po jakimś czasie szalonego pijaństwa urwał mi się film.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz