29 grudnia 2012

| 14 | – ! To że nie możemy wejść na stadion, to nie znaczy że Cię nie możemy odprowadzić.

Pewnie znienawidzicie mnie i Nat za koniec ;D


Evil
Kolejny ranek,  w końcu zawsze sie pojawi. Dzisiaj jednak wstałam dużo szybciej i z wielka energia zabrałam sie za śniadanie.  Dzisiaj była moja kolej, a nie słyszałam żeby ktoś juz sie krzątał. Gotowanie sprawiało mi przyjemność, jednak co to miało do wczorajszego wieczoru. Musiałam porozmawiać z Hermiona.  I tak wszyscy spali,  otworzyłam ostrożnie drzwi od jej pokoju,  dziewczyna spala tak słodko. Nie miałam sumienia jej budzić, a z reszta.
- Hermiooooooonaaa!!!!!!!! - skoczyłam na nią i powoli szturchałam w ramiona. Po kilku minutach obudziła sie, spojrzała na mnie najpierw wściekłym wzrokiem,  później milszym.
- Silencio!  Muffliato!  Evil! Opowiadaj jak było wczoraj!  Całowałaś sie z Blaisem!  Gadaj!  Gadaj!
- ja? To ty lepiej opowiadaj! Ty i Matt? Będziecie razem?
- Evil,  no nie wiem... lubię go, nawet przyjemnie wczoraj z nim było,  ale nie jak z Draco
- Bo kochałaś go, musze ci cos powiedzieć ... nie marzy nawet o tym byś mu wybaczyła,  ja tez
wiem ze tego nie zrobisz, nie tak łatwo,  ale nie bądź taka oschła,  nawet nie jestem w stanie powtórzyć tego wszystkiego co on mi powiedział,  Hermi,  ja wiem ze Cie zranił, ale ty jego tez... Bardzo żałuje , chce żebyście sie chociaż pogodzili,  nie fukali na siebie
- Eveline! ! Nie, przepraszam ale nie...... to było zbyt trudne dla mnie
- kochanie,  prośże,  chodzi tu tez o mnie i Blaisa,  nie jesteśmy w stanie być przeciwko albo za którymś z was - no dobrze, porozmawiam z nim, a teraz opowiadaj mi w końcu o wczorajszym!
- Nic nie było, - evil spuściła wzrok, ale jednak na jej twarzy pozostal uśmiech. - Tańczyłam z kilkoma facetami, jednak większość po prostu chciała mnie zdobyć .... Blaise nagle pojawił sie i udał niby mojego chłopaka, chciał za to buziaka,  za niby uratowanie mnie ... najpierw on mnie pocałował, ledwo co musnął jako  pokazanie o co mu chodzi, no to go pocałowałam, tylko ze pewnie tylko dla mnie tak wiele to znaczyło, dla niego nic.
- Nic!? Ev!  Miedzy wami zaczyna cos być, nawet ja to widzę!         
- Daj spokój!  Nie, to bez sensu, nie ma o czym gadać,...   lepiej ty mów! Masz mi tu zaraz wszyyyystko wyśpiewać ... wszystko. - musiałam sie dowiedzieć, w końcu nie mogłyśmy wczoraj pogadać, ja byłam zbyt zajęta uspakajaniem Draco i mówieniu mu ze jest wszystko okay. W końcu był tez moim bratem, mimo tego ze przez chwile był totalnym dupkiem. Nie chciałam tez go tracić. Hermiona jęknęła, wiedziała ze nie odpuszczę.
- To ni tak ze od razu Bedzie wielka miłość, albo cokolwiek, nie kocham go i nie pokocham. Po prostu potrzebuje odmiany, wole całować go, ale wyobrażać sobie Draco ... ja nie mogę o nim zapomnieć, zawsze część mnie Bedzie go kochać... nie ważne co Bedzie w przyszłości,  tak na prawdę to ja chce sie tylko pobawić Mattem,  na złość fretce ... nie Pojdzie to za daleko, wczoraj było fajnie, ale nie Bedzie wspaniale  .... a teraz - zrobiła chwile przerwy - idziemy do kuchni bo zgłodniałam ...
- Ktoś zamawiał śniadanko?  - Do pokoju wlazł Draco, z dwoma kelnerami :! Blaisem i Mattem.  Roześmiałam sie z Lady głośno,  cofnęłam zaklęcia i  wpuściłyśmy ich do środka. Matt podszedł z taca do Hermiony i nie wahał sie pocałować jej czule na dzień dobry. Zobaczyłam ze Draco zaciska juz i tak wąskie wargi,  Blaise jedynie pocałował w policzek, w końcu jesteśmy przyjaciółmi,  zabrałam sie za jedzenie.
- Stwierdziliśmy,  znaczy sie ja..... ze jesteście głodne,  przez to nasze obgadywanie, chociaż nie wiemy czy to było dobrze czy złe.
- Dzięki Draco ... - szepnęła Hermi,  nazwala go po imieniu a to kolejny dobry krok w stronę ich pogodzenia.
- To co robimy dzisiaj?  Kino? - zapytał Matthew. No tak, kino było dobrym pomysłem , dla par, ja i chłopaki to raczej na komedie ewentualnie cos scifi.
- nie, bo nie wiem o której skończy sie... casting do Kelpii  zr Wiltrshierre.
- Kelpie?  Hermiona, startujesz do drużyny Quiditcha i nic mi do cholery mówisz?
- przepraszam kochana, po prostu nie myślałam o tym, ze mnie przyjmą, na sam fakt,  ze mogę sie dostać. – naprawdę się martwiła, przytuliłam ją delikatnie przyciągając do siebie. Byłam z nią, zawsze byłam też za nią, więc żaden mięczak nie ma prawa jej pokonać. Oczywiście żartuję.
- No dobrze, to dzisiaj tak? Ale Dlaczego nie powiedziałaś? Przecież.. pomoglibyśmy CI.
- Wiem, wiem.. ale nie idziecie tam ze mną, po pierwsze będę się bardziej bać, po drugie zrobicie mi obciach, a po trzecie… po prostu nie i koniec!
- No dobrze, dobrze, można się nas wstydzić.. ale teraz jedzcie królewny. – zaproponował Draco, w końcu się odezwał. Był szczęśliwy i to szczęście biło od niego. Nawet jeśli to nie było wybaczenie, przynajmniej się do niego odezwała. To był duży i dobry krok, cieszyłam się z takiego obrotu sprawy. Miałam wszystkich przyjaciół przy sobie i w zgodzie. Powróciłam do pysznego śniadania przygotowanego przez chłopaków. Hermiona z resztą też, a nasi kucharze wyszli. Czyste talerze wysłaliśmy im zaklęciami a same wzięłyśmy prysznic, oczywiście osobno- nie przesadzajmy. Cieszyłam się że Hermiona stara się o coś, aby w jej życiu nie było nudno, zaczęłam się zastanawiać czy nie lepiej już dać jej swojego prezentu. Jednak przecież sezon zaczyna się w październiku, jeśli przejdzie – choć ja nie miałam wątpliwości, miotła jej się przyda. Błyskawica którą teraz miała nie była zła, zwłaszcza że osobiście musze jeszcze bardziej odpicować Pytona, dodać mu odpowiedniego charakteru aby bardziej pasował do swojej właścicielki. O wilku mowa, Hermiona właśnie wyszła z łazienki w swoim lekkim stroju do Quiditcha, musiała go znów przymierzyć aby mieć pewność że będzie jej pasował. Ściagnęłam go z niej szybko i rzuciłam normalne ubranie.
- Ubieraj się! To że nie możemy wejść na stadion, to nie znaczy że Cię nie możemy odprowadzić.
- Wiem, wiem Ev. Prawdziwym powodem jest to, że nie chcę wykorzystywać was… jako mojej karteczki z napisem : Popatrzcie, jestem Hermiona Riddle, moją najlepszą przyjaciółką jest Eveline Malfoy a ex Draco, na dodatek kolejnym znanym i bogatym przyjacielem jest przyszły chłopak panny Malfoy Blaise Zabini!
- Daj spokój! Pannienko Riddle, jest pani doskonałym graczem Quiditcha, nie ma mowy aby Cię nie przyjeli. Hermiona, jesteś doskonała.. sama chciałabym grać tak jak ty… w porównaniu z tobą, gram na poziomie Weasleya! – roześmiałam się ubierając karmelkową sukienkę wiązaną na szyi. Wychowywałyśmy się, nie miałyśmy sekretów, nie wstydziliśmy się siebie. Nie było mowy aby istniała jakaś tajemnica.  Czy ją kochałam? Pewnie, jest mi jak siostra, czasami nawet bliżej. Mam wrażenie że tylko krew nas różni, chodź obie czyste jak łzy. Obie jesteśmy też nieszczęśliwie zakochane, w tym jedna miłość odwzajemniona ale zbyt trudna, zbyt wiele przeszła aby była wspólna. Druga natomiast niewiadoma, nigdy nie powiedziałabym wprost, „Cześć Blaise, kocham Cię od 5 klasy wiesz?”, to byłoby beznadziejne. Zabiłabym się gdybym miała zniszczyć tym naszą przyjaźń, za bardzo mi na tym zależy świecie. Jednak wczorajsza noc dawała mi dużo do myślenia, w końcu od tak od siebie podszedł by mnie bronić? Wiem że jest inteligętny, ale czy … nie to bez sensu. I skąd wiedział? Zapytał „- Ostatnio mówiłaś że mnie kochasz, a teraz co?” kiedy ja to mówiłam? Chyba żę… o cholera!
- Hermiona! – rzuciłam się prawie na nią rzucając kolejny raz Muffliato.
- Co jest? Tak nagle się przeraziłaś? Dam przecież radę! Jestem Riddle! – roześmiała się, jednak spojrzała na moją poważną twarz i zaniepokoiła się. – Evil?
- Wtedy, co poszliśmy do baru… i się upiłyśmy… urwał nam się film, a mimo tego wróciłyśmy całe do domu… Blaise tam był! To wszystko dzięki niemu… a wtedy, musiało mi się wymsknąć że go kocham!
- O kurza morda, na Merlina! Evil, pewnie o tym zapomni.. nie martw się, teraz i tak musimy już isć
- Nie, nie zapomni.. wczoraj mi o tym wspomniał, dopiero teraz do mnie to doszło..
- No to , wszelki plan skończył się klapą… pomyślimy nad tym potem.. teraz czeka mnie przesłuchanko. – wyszłyśmy z pokoju i porwałyśmy facetów za ramiona. Spojrzałam kątem oka na Blaisa, również patrzył się na mnie, uciekłam wzrokiem na Draco uśmiechając się tak samo. Jak ja mogłam dopuścić by aż tak się upić?  Cholera jasna, koniec z alkoholem – do odwołania! Ciekawe tylko co jest gorsze? Jego urodziny też wypadają zaledwie tydzień po Lady, on jednak załapał się na październik. No cóż, jemu też muszę kupić idealny prezent – a do tego czasu i tak spędzę z nim trochę czasu, w końcu mieliśmy jutro iść do ministerstwa, w sprawie pracy. Chyba jedynym wyjściem jest pranie mózgu, musze potem pogadać o tym z Hermioną, teraz jednak najważniejszy jest ten casting do drużyny.

<Hermiona >
Tak jest!!! Udało sie!! Przyjęli mnie do kelpii. Jestem nowym szukającym!! Moje marzenie sie spełniło. Właśnie wychodziłam z szatni, zgarnęłam swoje rzeczy do torby i dziarskim krokiem opuściłam stadion. Właściwie nie musiałam sie nawet zbyt zmęczyć. Było nas siedmioro i każdy chciał zostać szukającym. Ustawili wszystkich w szeregu i wypościli znicz. Od razu poderwałam miotle do góry i poczęłam rozglądać sie za mała, złota kuleczka. Szybko udało mi sie ja zlokalizować, i pędem ruszyłam w jego stronę. Katem oka dostrzegłam jeszcze dwie osoby mknące w tym kierunku. Zagryzłam zęby i przyśpieszyłam jeszcze bardziej. Nagle znicz skręcił a dwie osoby depczące mi po pietach zderzyły sie próbując zapanować nad miotła. Innych zawodników nie mogłam zlokalizować, zaniepokoiło mnie to, jednak postanowiłam sie nie rozpraszać. Kolejny raz skupiłam wzrok na szybko poruszającym sie złotym punkciku. Pomknęłam w jego stronę, stanęłam na miotle i wyciągnęłam dłoń w jego kierunku. Zacisnęłam pięść. Poczułam miedzy palcami małe skrzydełka. Skierowałam miotle ku ziemi i wylądowałam przed egzaminatorami. Podałam im znicz, ci natomiast oznajmili, ze nie potrzebują mnie juz więcej testować i ze jestem w drużynie. Jak juz mówiłam dostałam sie bez większego wysiłku. Teleportowałam sie do mieszkania.

- i jak poszło? - usłyszałam glos przyjaciółki, która zaatakowała mnie juz od progu. Weszłam do domu i popatrzyłam po ich twarzach. Widziałam na nich napięcie, wiec postanowiłam nie Katować ich bardziej.
- przyjęli mnie! - powiedziałam z wielkim bananem na twarzy.
- aaaaaa!! - Evil wrzasnęła z radości i skoczyła w moja stronę. Zaczęła mnie strasznie mocno przytulać.
- dusisz mnie. - powiedziałam cichutko, gdyż zaczęło mi brakować tchu. Dopiero po chwili blondyna wypościła mnie z niedźwiedziego uścisku.
- gratuluje - powiedział podchodząc do mnie Matt. Pocałował mnie delikatnie. Później podszedł Blaise, podniósł mnie i zaczął kręcić wokół własnej osi. Zaczęłam sie głośno śmiać.
- Puść mnie wariacie!! Niedobrze mi!! - krzyczała miedzy kolejnymi wybuchami śmiechu. W końcu położył mnie ni ziemi.
- wiedziałem, ze dasz rade. – szepną l cicho  Draco i przytulił mnie delikatnie. Poczułam, ze rumieniec zalewa mi twarz. Wydawało mi sie, ze jestem w niebie. Zobaczyłam katem oka zaniepokojony wyraz twarzy Matta, to podziałało jak kubeł zimnej wody. Odsunęłam od siebie chłopaka i mruknęłam.

- Muszę sie umyć. Ale zaraz wracam i zabieram wszystkich na ekskluzywna kolacje!! Trzeba w końcu to jakoś oblać. A pijaństwa w ostatnim czasie mamy Az nadto. - wystawiłam język przyjaciołom i poszłam w stronę łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam czarne rurki, chabrowa koszule, szpilki w tym samym kolorze i oczywiście czarna marynarkę. Evil i chłopaki czekali w salonie. Każdy wyglądał świetnie. Blondyna zachwycała figura w klasycznej malej czarnej. Blaise w ciemnych spodniach t-shircie i marynarce prezetowal sie fenomenalnie. Matt ubrał jasny podkoszulek i narzucił na to czarna koszule. Draco natomiast miął jasne jeansy i biała koszule z rozpiętymi dwoma najwyższymi guzikami. Wzięłam Ev pod rękę i wszyscy opuściliśmy mieszkanie.

Kolacja minęła w świetnej atmosferze. Śmialiśmy sie  żartowaliśmy. Zupełnie jak za dawnych czasów. Czułam, ze wszystko powoli wraca do normy. Do domu wróciliśmy bardzo późno. Bliźniaki i Matt pożegnali sie i ruszyli do swoich pokoi. Ja natomiast usiadłam z diablę na kanapie.
- dlaczego tak jest, ze osoba którą kochasz jest na wyciągnięcie ręki, ale nie możesz z nią być? Codziennie musisz ja oglądać i cierpisz, ze to co było nigdy nie wróci... - szepnęłam cicho.
- taa... Albo boisz sie, ze przez twoje uczucia zniszczysz przez lata pielęgnowana przyjaźń.- jeszcze ciszej powiedział Blaise. Czekaj wróć!! Czy on czasem przed chwilka nie przyznał, ze kocha sie w Evil?! Poderwałam sie z miejsca i spojrzałam na niego wielkimi oczami.
- ty kochasz Evil!!! - krzyknęłam.
- cicho!! Jeszcze cie usłyszą!! - syknął wstając i zamykając mi usta ręką. Usiedliśmy z powrotem, kiedy sie uspokoiłam Blaise wziął rękę z mojej twarzy.
- jeśli jej to powiesz... To ja powiem Draco!!
- ale... Kurcze!! Blaise musisz cos z tym zrobić!! Wy jesteście dla siebie stworzeni!
- dobrze, zrobię. Ale proszę, nie mów jej. Obiecaj!!
- dobra, dobra obiecuje...- odparłam zniechęcona i położyłam głowę na kolanach siedzącego chłopaka. W tej pozycji zasnęłam.

Blaise.
To był trudny dzień dla każdego z nas, nawet dla mnie. Znów musiałem spoglądać na Evil, jakby była tylko przyjaciółką. Była nią, ale od jakiegoś czasu nie mogę przestać o niej myśleć. Hermiona ma racje, kocham ją. Nie mogę jej jednak wyznać prawdy, nie tak szybko. Boję si ę zniszczyć naszej przyjaźni, jeśli coś nie wyjdzie. Tym bardziej że wtedy, no cóż będę na czarnej liście Draco i Hermiony też. To dopiero jest para, przez głupotę ich obojga zerwali, a jestem powiernikiem tego, że nadal się kochają. Draco jednak to boli bardziej, przecież to ona teraz spotyka się z kimś innym. Chyba tylko ja i Evil byliśmy świadomi tego, że Matt jest tylko zabawką. Nic niestety z tym nie zrobimy. Hermiona ma jednak mimo wszystko racje, muszę pogadać szczerze z Blondie, w końcu będzie za późno, zanim.. cokolwiek się stanie nie po mojej myśli. Miałem tylko nadzieję że nie stanie się to następnego dnia. Jednak czułem ze tak jednak będzie. Przecież nie mogę do niej podejść jak na imprezie i po prostu powiedzieć jej „Kocham Cię”. To za poważne i delikatne zarazem słowa, zbyt silne aby tak po prostu sobie o nich mówic. Lady mi nie pomoże,  muszę sam dać sobie z tym rade. Sama ma własne problemy, tutaj Matt choć cały czas Ciągnie jej do Draco. Tak myślę i myślę, dopiero teraz zauważyłem że Lady śpi. Roześmiałem się cicho i zaniosłem ją do sypialni. W drodze do swojego pokoju zajrzałem do Evil. Była taka piękna, zwłaszcza śniła, przy świetle księżyca. Uśmiechnąłem się sam do siebie, zasługiwała na szczęście – bałem się że nie będzie tak przy mnie. Jednak muszę coś wymyśleć, niestety, przy reszcie, nie za bardzo da się porozmawiać na osobności. Podszedłem i nieśmiało ucałowałem jej policzek, zanim się obudziła umknąłem do siebie. Matt już zajął swoje należyte miejsce na tapczanie. Z wielkim uśmiechem zamknąłem oczy. Oby jutro był równe świetny dzień.
 Evil.
Spałam dość spokojnie, szczerze mówiąc gdzieś po 2 godzinach dopiero się uspokoiłam, sen nagle stał się przyjemniejszy. Zastanawiam się tylko dlaczego. Pewnie i tak się nie dowiem, ważne że dzięki temu miałam lepszy sen. Kiedy się obudziłam, jęknęłam. Nie musiałam otwierać oczu aby nie zauważyć że pada deszcz. Spadające krople odbijały się od parapetu. Z moich ust wydobył się jeszcze jeden jęk, akurat dzisiaj byłam umówiona z Kingsleyem, przynajmniej on nie zwraca uwagi na to kto – kim był. Przeciągnęłam się i postanowiłam wstać. Po chwili siadłam już w kuchni przy stole, Blaise wyręczył mnie w śniadaniu bo wszyscy już jedli.
- Blaise, dzięki.. że mnie wyręczyłeś. To miłe. – uśmiechnęłam się łapiąc za grzankę i masło. Spojrzał na mnie i szybko spuścił wzrok na swoje śniadanie.
- Siostrzyczko, to dzisiaj idziesz wlać Potterowi no nie? – rzucił jakby od niechcenia Draco. Irytowała go pewnie ta cisza.
- Tak, ale nie Potterowi, jestem umówiona z Shackelboltem, chcę w końcu iść do pracy… bo mimo wszystko że was kocham… to muszę mieć jakieś zajęcie nałożone przez kogoś.. a  jeśli to się wiąże z małym dręczeniem bliznowatego, wchodzę w to.  – Roześmiałam się, miałam nadzieję że mimo wszystko rzadko kiedy będę go widywać.  Znów nastała cisza, kiedy wszystko było umyte, Hermiona wyszła gdzieś z Mattem, nawet nie mówiąc o tym gdzie. Blaise chodził nieco nerwowo po salonie, a ja szykowałam się na spotkanie. Ubrałam czarne rurki, kremową gładką koszulę i grafitową marynarkę.  Gdy spinałam włosy w luźny kok, diabeł wszedł do mojego pokoju. Uśmiechnął się do mnie, a mnie znów zrobiło się miękko w kolanach.
- Idę z tobą, znaczy się, bo ja też jestem tam umówiony, ale z szefem biura aurorów, może być kiepsko, bo Longbottomowie wrócili. – prawie wyszeptał, to dlatego się denerwował, jednak przecież moim zdaniem nie miał do tego podstaw.
- Blaise, przejdziesz testy, uwierz mi… a teraz chodźmy już, bo oboje się spóźnimy. – uśmiechnęłam się i popchałam w stronę drzwi. Teleportowaliśmy się i po krótkiej chwili znaleźliśmy się już w tym wielkim, podziemnym budynku. Rozstaliśmy się przy windzie, diabeł spotkał Flinta, który i tak już tam szefował. Ja skierowałam się do Głównego Biura mijając oczywiście Pottera.
- A jednak Malfoy, przyszłaś tutaj. Byłem pewien że za bardzo będziesz się bała.
- Niczego się nie boję Potter, a teraz zejdź mi z drogi. – Ominęłam go z dumną postawą i zapukałam do gabinetu. Nie minął ułamek sekundy gdy usłyszałam „wejść”. Nieśmiało weszłam do pomieszczenia, było wielkie,  wszędzie półki z dokumentami i ksiażkami, po środku stało równie wielkie biurko a przy nim Kingsley.
- Dzień dobry, ja w sprawie..
- Cześć Evelin, siadaj…. tak naprawdę, to nie musiałaś się fatygować, powinnaś domyślić się że od razu dostaniesz tę pracę.
- Naprawdę? Wie pan, Panie Ministrze, że nie dla wszystkich, z moim pochodzeniem to nie takie łatwe.
- Och, Panno Malfoy,  SUMy i OWUTEMy zdała pani zniewalająco a mimo wszystko stara się pani o posadę zwykłej asystentki.
- Owszem, bo wiem że tak mogę się bardziej przydać, Uzdrawianie i bycie Aurorem nie jest dla mnie, nawet z meta morfologią, na dodatek wiem że pan Potter od razu wywaliłby mnie stamtąd z kwitkiem. Jest jednym z tych co mnie wrzucają do szufladki : Siostra Malfoya… - westchnęłam. Kingsley podszedł do mnie i podał szklankę z sokiem dyniowym. Podziękowałam i od razu upiłam łyk.
- Dlatego wiem, że u mnie będziesz całkowicie bezpieczna… Zabini nie ma też się czego obawiać, na pewno się dostanie, jest świetnym czarodziejem. Zastanawia mnie tylko fakt, czy coś między wami już jest?
- Jak już? Jesteśmy, przyjaciółmi i tyle. Shacklebolt, muszę już iść. Miło mi było znów Cię spotkać, zwłaszcza że właśnie dałeś mi pracę.
- Nie ma za co, cieszę się, żę akurat do mnei się zgłosiłaś.
- Jesteś Ministrem Magii, a to wysokie stanowisko, mimo tego dziękuje… tak samo jak i dziękuje za brak szufladki. – Wyszłam z gabinetu kierując się niemal biegiem pod Biuro Aurorów. Musiałam komuś się pochwalić, a był najbliżej. Winda ciągnęła się za długo, ewidentnie za długo.  Kiedy w końcu wysiadłam, wpadłam na niego.
-Blaise! Od  następnego tygodnia jestem Asystentką Ministra! – Rzuciłam się mu na szyję i tuląc. – A jak z tobą?
- No cóż, jakoś poszło… sprawdzili mnie.. i też się dostałem! – Roześmiał się i pocałował mnie w policzek.  – Dlatego zabieram Cię teraz na lody, reszta nie musi wiedzieć
- Dobra, o ile nie będzie już padać…  - jęknęłam na myśl o tym że na górze nadal leje.
- Nie pada, słyszałem kilku czarodziei,  jest sucho. – wziął mnie pod ramię śmiejąc się cicho. Powoli ruszyliśmy do wyjścia, zahaczyliśmy o lodziarnie i trzymając w rękach rożek z dwoma wielkimi gałkami lodów – jak i Blaise skierowaliśmy się do parku. Zdziwiłam się, ponieważ trawa nie była nawet mokra, po takim deszczu powinna.  Rozmawialiśmy o pierdołach, jak zwykle z resztą. Tak naprawdę nawet nie pamiętam kiedy byłam z nim Sam na Sam – imprezę u Matta nie liczę, tam było za dużo ludzi. Obejmował mnie delikatnie ramieniem, a ja czułam się jakbym była w raju. Miał intencje czysto przyjacielskie, mimo wszystko czułam się wspaniale. Było to coś niesamowitego.  Nie jestem w stanie tego opisać, bo tego i tak nie zrozumiecie. Kocham Go, tak prawdziwie, nie jestem w stanie mu nawet tego powiedzieć, a co dopiero spróbować.
- Evil… wiesz, tak… myślałem. Wiesz… przyjaźnimy się tyle lat …. więc wiem że mogę Ci wszystko powiedzieć..- nagle zaczął Blaise, spojrzał na mnie zestresowanym wzrokiem, zatrzymałam się, również spoglądając na niego. Zastanawiałam się, do czego to prowadzi kiedy tę irytującą ciszę przerwało wołanie.
- Blondie! – odwróciłam się mimowolnie. Ku mnie biegła znajoma postać, dopiero po chwili doszło do mnie kto to.
- MIKE! – rzuciłam się na jego szyję mocno przytulając. Po chwili jednak odsunęłam się łapiąc za rękę Blaisa, aby nie poczuł się odtrącony. Puścił ją, stając za mną.  – Co ty robisz w Londynie?
- Słyszałem że tutaj mieszkasz, pomyślałem że Cię odwiedzę, nie widziałem Cię od 6 klasy! Ale się zmieniłaś, wypiękniałaś.
- Dziękuję,  Blaise , to Mike, mój przyjaciel z Eton, Mike  to Blaise, mój przyjaciel od zawsze, prawie jak brat tylko bardziej kochany.
- Przyjaciel? Ja no wiesz. moje pierwsze wrażenie to.. że jesteście parą. – zmierzył mnie wzrokiem.
- NIE ! – wrzasnęliśmy oboje prawie od razu, spojrzałam na niego jednak od razu odwróciłam wzrok, zrobiło mi się trochę smutno, myślałam że tylko ja wybuchnę.  Blaise pocałował mnie w policzek i wyszeptał że on wraca do domu, a ja mam zostać ze znajomym. Zrobiło mi się go żal, ale nie potrafiłam teraz zniknąć od Mike’a.
- A jak tam z Alex’em?  Jak wam się układa? – Uśmiechnęłam się wracając, do blondyna.
- A dobrze, właśnie zaczyna swój etat jako nauczyciel Runów, z resztą ja też będę uczył, tylko że Numerologii.
- To świetnie chłopaki, jednak .... miło było mi Cię spotkać.. ale ja muszę wracać. Spotkajmy się jutro. Do zobaczenia. – Teleportowałam się do pustego domu, Hermiona z Draco i Mattem jeszcze nie wrócili, myślałam że Blaise jest, jednak chyba rzucił Muffliato. Weszłam do swojego pokoju siadając na parapecie, gdybyśmy oboje otworzyli okno i wychylili się, pewnie moglibyśmy się na siebie spojrzeć, nasze pokoje były równoległe. Po chwili jednak teleportowałam się do Michaela i Alexa, spędziłam z nimi całe popołudnie, nie bawiłam się tam dobrze, trocę się pośmialiśmy ale bardziej ze mnie, w końcu oni byli przeciwnikami Czarnego Pana. Wróciłam po godzinie znów siadając na parapecie. Zastanawiałam się co tak zdenerwowało Blaisa. Westchnęłam, czy to przez Mikea? Postanowiłam podejść jednak do pokoju diabła, chciałam wiedzieć, co ciał mi powiedzieć.

Blaise.
Wpadłem do domu, niby nerwowo niby jednak nie. Od razu stanąłem przy parapecie w moim pokoju, było tak blisko , już prawie powiedziałem jej co do niej czuję… jednak to kiedy się tak wydarła, ja po prostu przecząc a ona? Brzmiała tak przekonująco, w końcu jesteśmy przyjaciółmi. Dość! Muszę odpocząć, lepiej jak na razie sobie odpuszczę, wyznawanie uczuć. Akurat usłyszałem pukanie do drzwi, podszedłem i otworzyłem. Stała w nich Evil, piękna jak zawsze, w jej oczach bił smutek, albo zwykłe zmartwienie.
- Mogę wejść?
- Eh, pewnie…. – wpuściłem ją do środka
- Chciałam się dowiedzieć… co chciałeś mi wtedy powiedzieć, bo wiesz, ja też bym chciała.
- Evil.. ja wiem.
- Wiesz? – spojrzała na mnie bardziej przerażona. – Wygłupiłam się prawda?
- Nie, niby dlaczego? Mike wygląda na świetnego faceta. – Sięgnąłem po różdżkę, nie ujawniając jej jeszcze, schowałem na razie do kieszeni. – Znacie się już długo, więc pewnie chcecie odnowić waszą.. przyjaźń, nie mam nic do tego.
- Blaise, nie rozumiesz, Mike..
- Mówię poważnie, na pewno jest idealnym chłopakiem, jednak jest coś, co po prostu musisz wiedzieć.. – wziąłem jej twarz w dłonie i spojrzałem w jej piękne błękitno-szare oczy. – Kocham Cię. – nie zawahałem się, pocałowałem Blondie delikatnie, wyciągając z kieszeni różdżkę.
- Blaise… ja ..
- Wiem, to bez sensu, ale nie chcę zniszczyć naszej przyjaźni… ja będę mieć ulgę, jednak ty zapomnisz… proszę..  – skierowałem w nią różdżkę, po chwili wytrysnęło szmaragdowe światełko i objęło jej piękność - Obliviate!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz