29 grudnia 2012

| 18 | -Byłeś od początku zabawką,


Evil.
Teraz już wiem jak się czuła Hermiona szykując moje i Draco przyjęcie urodzinowe. To było istne szaleństwo! Specjalnie poprosiłam Toma aby ściągnął na cały dzień Hermionę do siebie. Wieczorem oczywiście miała się rozpocząć impreza. Zaprosiłam nowych znajomych, jak i tych z Hogwartu – oczywiście ślizgonów którzy bawili się dobrze i na moich, oraz Draco.  Blaise rano wpadł do mnie zapytać się o Hermionę, no tak, wiedziałam że i on wie o moim przyszłym bratanku. Mimo że było ono dopiero zarodkiem nieco większym ale na pewno nie aż tak wielkim jak ostatnio. Spojrzałam na kalendarz. Minęły pełne 2,5 miesiąca. Hermiona nadal trenuje, chociaż bardzo na siebie uważa, powiedziała kapitance, ale tylko po to by nie przemęczała jej… chciała grać dopóki będzie miała na to siłę. Ufam jej, więc wiem że go, albo ją nie skrzywdzi.
- Evil! Czy może być tak? Czy lepiej było ostatnio? – Wydarł się Matt, który miał za zadanie porozwieszać wszelkie balony i dekoracje. Wyszłam z pokoju kończąc dekoracje miotły, była piękna, wszędzie pomalowałam srebrną farbą łuski jak u węża, zaczarowałam je, więc nawet jeśli będzie na to okazja, nigdy nie będą jej błyszczeć w oczy, przy nazwie wygrawerowałam „E.M For H.R”.  Największym problem stanowiła nie impreza, jednak to co miało się stać po niej. Hermiona przysięgła mi że powie Draco o tym że zostanie ojcem.  W końcu tydzień i już będzie to widać, może ledwo ale zawsze.  Dzwoniłam do kilku znajomych, ale nie znają receptury na eliksir zmniejszający brzuch podczas ciąży. Wiedzą jedynie tak jak ja, że po prostu istnieje. Westchnęłam ciężko podchodząc do jeszcze-chłopaka-hermiony Matta.
- Nie, teraz jest w porządku… zostaw tak i pomóż mi z jedzeniem. Draco i Blaise jeszcze nie wrócili z alkoholem? – Zapytałam spoglądając na niego obojętnie. Jak ja bardzo chciałam zobaczyć diabła, pogapić się na niego i cicho podziwiać.
- Tak, znaczy.. nie wrócili. Evelin, wiesz co się dzieje ostatnio z Hermioną? Od dwóch miesięcy nic … po prostu zachowuje się tak dziwnie. Wiem że tobie mówi o wszystkim, a ja się martwię. – Co za tupet! Miałam ochotę wygarnąć mu coś w stylu „I tak się nie dowiesz tego ode mnie”, „Nie jesteś jej wart ciołku” i takie tam. Jednak musiałam być spokojna, za 3 dni pierwszy mecz Hermiony w tym sezonie. Musiała mieć przy sobie wszystkich, nawet tego dziwoląga.
- Tak, wszystko z nią w porządku. Nie masz o co się martwić, nic się nie dzieje. Masz racje, gdyby to coś było, to bym wiedziała. – przewróciłam oczami i poszłam do kuchni. Znów było do zrobienia mnóstwo rzeczy, sałatki, szaszłyki, wszystko. Ta impreza musiała być magiczna, ale chłopaki obiecali mi że kupią mało alkoholu.  Zakomunikowałam im że Hermionę odpycha od tego, więc nie mają prawa kupić dużo by nie czuła się skrępowana. Oficjalną wersję znał tylko Blaise, ale udawał że nic nie wie, doskonale mu to wychodziło. Krojąc warzywa, zastanawiałam się jak to by było, jakbym w końcu powiedziała mu prawdę, bałam się jednak że stracę przyjaciela. To była najgorsza rzecz jaka mogłaby się przytrafić. Nie mogłabym go tak po prostu stracić, a wiem że czuł by się nie komfortowo – gdyby nie czuł tego co ja. Coś ,  jakaś część mnie, powtarzała mi w kółko że i on coś do mnie czuje. Hermiona też coś wiedziała, jednak nie miałam pojęcia co. Nie chciała wyjawić, zawsze od razu zmieniała temat. Czasami zastanawiałyśmy się nad tym jaka będzie płeć dziecka. Obie postanowiłyśmy, że nie sprawdzimy do porodu, i ona teraz i być może ja w przyszłości.
Sałata, pomidory, kurczak, kukurydza, papryka, rzodkiewka – wszystko wrzucone i zalane przygotowanym wcześniej już dressingiem. Uśmiechnęłam się dumna ze swojego dzieła i wysłałam to do salonu.  Matt nie potrafił mi pomóc, szkoda no ale będzie trzeba przeżyć. Nie ma tego złego, posprzątał po mojej bitwie ze szaszłykami. Dzięki Merlinie że będzie tu większość czarodziei, jeśli nie wszyscy. Swobodnie mogłam rzucić zaklęcie które trzymało odpowiednią temperaturę do danego dania.  Byłam z siebie zadowolona, z siebie dlatego że to ja miałam pomysł na każdy akcent tej imprezy.  Na tym wielkim oknie, które było na niemal całą ścianę, narysowałam z diabłem wielkiego węża farą która zmywa się sama po kilkunastu godzinach. Na ścianach i po prostu wszędzie były ciemnozielone i srebrne wstążki, balony, transparenty. Nie codziennie kończy się 19 lat, dlatego musieliśmy się postarać. Hermiona na to jak najbardziej zasługuje. Malfoy Junior też, chociaż prócz 3-4 osób nikt nie wie.
Nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, z przerażoną miną rzuciłam się w stronę drzwi, jednak na szczęście był to Draco i Zabini.
- Zabije Cię Malfoy! Mieliście być nie tylko pół godziny temu! Jak i wchodzisz jakbyś się włamywał! – byłam zła, bo za 2 godziny zaczynała się impreza, a ja nawet nie miałam kiedy sama się ubrać. Umówiłam się z Tomem że ubierze dyskretnie Hermionę w przyszykowane przeze mnie ubrania, kiedy będą się tutaj teleportować. Zaprosiłam go, bo wiedziałam że ucieszy się z tego. W końcu i tak wyglądał teraz na góra 25 lat, był niewiele starszy fizycznie od nas.
- Oj Siostrzyczko.. wszystko już gotowe. Ustawimy i schowamy butelki, będzie majstersztyk. Idź się szykować, my to tam nie musimy się stroić… ale ty tak. – Uśmiechnął czarująco a ja wystawiłam mu język i pociągnęłam za sobą do mojego pokoju.
- Draco, co jej kupiłeś? – przymocowałam go do ściany. Musiało to być coś wyjątkowego, ona zrobiła dla niego wiele, on trochę też ale mnie. Zasługiwała na największe szczęście jakie każdy mógłby jej dać.
- Zobaczysz mała. – Uhghthgffgh jak ja nie cierpię gdy tak do mnie mówi, jestem starsza! O 15 minut.
- Draco, ja mówię poważnie… to musi być coś…
- Wyjątkowego tak jak ona, wiem blondyneczko.. .jest takie,…. jak marzenie… gdyby tylko tego Matta nie było, mógłbym złapać ją w ramiona, powiedzieć jak ją kocham, potem zniknąć, bo byłby to dla niej taki wielki szok… to zerwanie było winą naszą… nie jej, nie moją… a tak bardzo za nią tęsknie. Często śni mi się sen, że jesteśmy na imprezie…. kłóci się z Mattem, a ja wtedy podchodzę, pocieszam ją… w końcu wyznajemy sobie miłość, całujemy się, idziemy do mojego pokoju …. no i wiesz, kochamy się. – No to mnie zamurował, co ja miałam mu teraz powiedzieć? „ Tak braciszku! To nie był sen! To się naprawdę zdarzyło! A teraz zostaniesz ojcem! Miętówki?!”. Przytuliłam się tylko do niego i westchnęłam.
- Będziecie kiedyś razem, czuję to.. jesteście sobie przeznaczeni.
- Tak sądzisz? – spojrzał na mnie dość smutnym ale pełnym nadziei wzrokiem. – Przecież mnie nie kocha, no dobra. Koniec! Nie ma dołowania! Ty do ubierania, my skończymy resztę. Uwierz mi kochana, nie schrzanimy twojej ciężkiej pracy.
- No mam nadzieje!  - roześmiałam się i wygoniłam go z pokoju. Musnęłam po drodze jego policzek. Od razu pobiegłam do swojej szafy, otworzyłam ją a w oczy wpadła mi granatowa tunika ledwo za pośladki, dobrałam do tego długie legginsy i weszłam pod prysznic. Słyszałam pomruki ich kłótni, ale szybko ucichały. Wiedzieli że jeśli ja wbije tam wkurzona, to wyjdzie o wiele gorzej. Roześmiałam się pod nosem i ułożyłam luźno włosy. Lekki ale wyrazisty makijaż i Viola byłam gotowa. Goście akurat zaczęli już się wpraszać, byłam pewna że pójdzie wszystko idealnie. Musiało tak iść, nie było innej opcji. Przywitałam się ze znajomymi i ogarnęłam wszystkich, aby wiedzieli co zrobić gdy wejdą tutaj Hermiona i Tom, oczywiście wprowadziłam go jako jej kuzyna.

Hermiona
Dzień minął mi bardzo przyjemnie. Byłam u dziadka. Wiedziałam, ze w domu szykują mi niespodziankę, jednak nie cieszyłam sie na te imprezę. Udawałam przed tomem bardzo przejęta by nie nabrał podejrzeń. Nie mogłam mu powiedzieć. Najpierw musze załatwić to z Draco...
- kochanie, musisz juz sie ubierać!! Zaraz nie zdążymy. - zawołał dziadek z drugiego pokoju. Miał racje, czas sie zbierać. Pochwyciłam przygotowane przez Ev ubranie. Była to czarna, dopasowana koronkowa sukienka. Do tego chabrowe szpilki i makijaż w podobnych kolorach. Wyszłam niepewnie z pokoju i pokazałam sie Tomowi.
- wyglądasz pięknie!! Ale brakuje mi tu jeszcze jednego drobiazgu. - wstał i nałożył mi na palec pierścień z wielkim niebieskim okiem. - to nasz rodowy pierścień. Każda z pan dostaje go w dzień. 18 urodzin. Teraz twoja kolej. - uśmiechnęłam się. Podarunek był przepiękny!! Rzuciłam sie dziadkowi na szyje i dziękowałam wylewnie.
- dobrze juz dobrze. Lec szybko bo się spóźnisz.
- nie idziesz ze mną?? Przecież tez jesteś zaproszony.
- nie, wybacz mi kochanie ale mam dziś wiele spraw do zrobienia. - odprowadził mnie po drzwi i całując w policzek teleportował się. Wzruszyłam tylko ramionami i weszłam do środka. Kiedy tylko przekroczyłam prog. usłyszałam głośne sto lat!! Od razu podlecieli do mnie przyjaciele i zaczęli składać życzenia.
- Choć! Musze cie porwać na chwilkę!! - krzyknęła evil i pociągnęła mnie w stronę pokoju.
- mam dla ciebie prezent. Ta dam!! - krzyknęła w teatralnym geście. To co zobaczyłam zaparli mi dech w piersiach. Była to nowiuteńka błyskawica!! Na dodatek odpicowana bardzo w moim stylu.
 - dziękuje evil!! To wiele dla mnie znaczy. - mówiłam szczerze wzruszona.
- później mi podziękujesz. Teraz wracamy do gości. - cala noc sie bawiłam. Oczywiście nie piłam, to nie znaczy jednak ze było nieprzyjemnie. Tańczyłam i bawiłam sie wybornie. Dekoracje były fenomenalne, jedzenie pyszne, muzyka świetna i cudowni goście.
- Hermiona, możesz pójść ze mną na chwilkę. - usłyszałam kolo ucha szpat Draco. Zadrżałam kiedy wiol mnie za rękę i prowadził w kierunku sypialni. To moja szansa. Teraz mu powiem. Kiedy drzwi sie zamknely usiadłam na łóżku.
- chciałem życzyć ci wszystkiego dobrego. Proszę to dla ciebie. Długo myślałem nad prezentem i w końcu wymyśliłem... - zaczął trajkotać jak przekupa na targu.
- draco... Draco!! Posłuchaj mnie przez chwile!! Musze powiedzieć ci cos ważnego. Usiądź proszę.
- nie otworzysz?? - zapytał ze zdziwieniem.
- oczywiście, ze otworze. Ale najpierw musisz mnie posłuchać, bo później nie będę mieć odwagi.
- co sie stało, bo wstęp brzmi upiornie. - uśmiechnął sie do mnie błogo.
- spodziewam sie dziecka. Naszego dziecka - wychrypiałam na jednym tchu. Uśmiech spełzł z twarzy draco szybciej niż sie pojawił.

Draco.
Byłem w szoku, spodziewałem się wszystkiego, wszystkiego ale nie tego. To przecież nie możliwe! Znaczy się, wiem jak to się dzieje, nie róbcie ze mnie idioty ale … gdy byliśmy razem, nie spaliśmy ze sobą. Aż tak pijany to ja nie byłem, nie możecie mi tego wmawiać. Chyba że…. to było
- Nie ! To nie możliwe żebyśmy to MY mieli dziecko ! To nie jest śmieszne!
- ale.. .. to prawda, Evil – biłem się , chciałem ją przytulić ale byłem też wściekły. Nie mogłem panować nad organizmem.
- No tak.. moja świętobliwa siostrzyczka..
- DRACO ! Przestań! Chciałam Ci powiedzieć !
 - No tak, lepiej wiedzieć jako ostatni , niż w ogóle… a twój nowy ukochany wie?
- O czym ? – no , wszedł nasz księciunio. Tylko jeszcze jego mi tutaj brakowało.
- A o tym, że spodziewa się dziecka.. wiesz, takie małe… biegające, drzące się .
- Cccooo ?!
- Ale nie z tobą idioto! Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego…. O nie nie nie ! Ze mną! Ha ha! Mimo że była wtedy z tobą, to ZE MNĄ się przespała! – Nagle wbiła do pokoju Evil, za nią Blaise. A to spryciarze, podsłuchiwali nas. Mutt miał się właśnie na mnie rzucić, jednak Diabeł go złapał. Evil wyrzuciła mnie za drzwi. Zmierzyłem ją wzrokiem lecz ta fuknęła jedynie cicho. Miała racje, potrzebowałem powietrza. Sam nie wiedziałem co ronię, nie panowałem nad tym co się ze mną działo przez tę ostatnią chwilę.  Musiałem odetchnąć, uspokoić się. Niedaleko naszego mieszkania jest mały park, poszedłem tam i usiadłem na pierwszej lepszej i wolnej ławce. Było dość późno, jednak zauważyłem młodą parę która w pośpiechu gdzieś umyka, jakby się bała. Coś popychała jednak dopiero po chwili, gdy przybliżyli się do mnie zauważyłem że był to wózek – dziecięcy wózek. Westchnąłem od razu odwracając głowę, jednak skusiłem się bo przystanęli kilka metrów ode mnie. Kobieta, prawdopodobnie matka dziecka wzięła maleństwo na ręce, miało Może trzy miesiące, było takie maleńkie. Spojrzało na nią słodkim uśmieszkiem a ta przytuliła je mocno do siebie. Po chwili znów włożyła do wózka, a we mnie coś pękło. Znaczy się, wiedziałem że zrobiłem źle, nie powinienem tak krzyczeć na Hermionę, przecież ja kocham, jest całym moim życiem… moim światem i wszystkim co tylko może istnieć. Znów jak ostatni chuj ją skrzywdziłem. Bałem się po raz kolejny tam wracać i ją przeprosić, miałem nadzieję że Matthew nie rozpętał tam jakiejś wojny, nie zasługuje na nią. Jest dupkiem który ucieknie za chwilę gdzie pieprz rośnie. Westchnąłem i niepostrzeżenie wróciłem do domu, impreza nadal toczył się w najlepsze, ale przyjaciół nie było wśród balujących. Udało mi się wejść do pokoju, zakneblować się i iść spać. Cholernie potrzebowałem odpoczynku, musiałem wszystko sobie ułożyć w głowie. Jutro z samego rana pójdę do Hermiony, jeśli nie otworzyła prezentu, zmuszę ją do tego i przeproszę… będzie mogła mnie walić Cruciatusem do psychicznego urazu, jeśli tylko będzie zdolna mi to wybaczyć, spojrzeć choć na mnie tolerancyjnym wzrokiem. …. alkohol znów uderza mi do głowy, a przynajmniej się stara.
- Idę spać. – szepnąłem sam do siebie i przymknąłem oczy. Po kilku minutach zacząłem chrapać.

<Evil>
Draco przesadził, ale widziałam że nie panuje nad sobą, to dlatego kazałam mu wyjść, musiał się uspokoić. Hermiona wybrała też trocę zły moment, połowa była znacznie pijana – w tym mój brat. Wiedziałam że pójdzie coś nie tak, więc wrzuciłam ucho dalekiego zasięgu do pokoju mojej przyjaciółki, w odpowiednim momencie wpadliśmy tam i odciągnęłyśmy lalusiów zanim któryś z nich nie zaatakował tego drugiego. Awantura jednak i tak wisiała w powietrzu. Kto wie, kto ją wygra. Wolałam milczeć, schowałam się za Blaisem który spokojnie usiadł na łóżku Hermiony. Musieliśmy ich dopuścić do tej przemiłej wymiany zdań.
- JAK mogłaś?! Z NIM?! ZWIARIOWAŁAŚ?!
- Matt.. oboje musieliśmy być pijani, nie zdradziłabym Cię na trzeźwo
- No ja już nie wiem, teraz to wiesz… tym bardziej że OSTRZEGAŁEM Cię że takie pijaństwo źle się skończy!
- Nie jesteś moim ojcem! Nie możesz mi rozkazywać! Nie masz prawa mówić mi co mam robić a co nie!
- Ja?! Sama się tak niszczysz! Spójrz na Siebie! Piłaś w kółko, a teraz jeszcze TO… TO Dziecko!
- Nie nazywaj mojego dziecka TYM, to brzmi jak COŚ! A to ludzkie stworzenie!
- Dla mnie ono nie jest dzieckiem, jest czymś co zniszczyło nas…
- O czym teraz bredzisz?
- KOCHAM CIĘ! Ale To KONIEC!  Zachowałaś Się jak szmata! Nie będę wychowywać JEGO dziecka!
- ŻE CO?! – Hermiona podniosła się z miejsca i było źle.  Wiedziałam że lepiej byłoby uciec, ale musiałam zostać, to mój i Diabła niewielki obowiązek w stosunku do Lady.
- TY! Ty ! Ty Śmieciu! Jak śmiesz nazywać mnie SZMATĄ!? I jeszcze dodajesz że mnie KOCHASZ? Nigdy nie byłabym w tobie zakochana! Byłeś od początku zabawką, chciałam się odegrać na Draco za to co mi sam wygarnął…
- Że co?
- Tak, to…. no może, nie mówmy aż tak źle, było mi przyjemnie… w pewien sposób mi nawet na Tobie zależy, ale to nie miłość…. nie, do tego za daleka droga. Kocham Draco.. zawsze tak było.
- Wykorzystałaś mnie tak?! Rozkochałaś a teraz śmiesz mi jeszcze to mówić!
- O nie Matt ! Bo ja nie pozwolę by taki ktoś jak ty, śmiał wyzywać mnie prosto w twarz! Jestem Riddle! Wnuczka samego Toma Marvola Riddla! Potomkini Salazara Slytherina od prostej linii czarodziejów… Nikt nie będzie mi mówił Co mam robić i Jak mam to robić! – Wybuchnęła, paręnaście iskier z niewybaczalnymi zaklęciami wystrzeliwywało z jej ciała. Jak z automatu schowaliśmy się pod łóżkiem, a raczej z niego spadliśmy, pewnie gdyby nie sytuacja dziejąca się metr od nas, zaczęlibyśmy się śmiać. Po chwili usłyszeliśmy tylko ciche jęki. Nieśmiało, bojąc się nieco wystawiłam głowę ponad pościel i zobaczyłam Hermionę stojącą nad Mattem, będącym pod działaniem Cruciatusa.
- Hermi… dość. – stanęłam między nią a chłopakiem. Zaklęcie od razu przestało działać i brunetka opadła na łóżko zmęczona. Zaczęła płakać, już miałam ją przytulić gdy odwróciłam się do Mutta.
- Obliviate…. – szepnęłam wymazując mu wspomnienia związane z faktem, że jest Riddle. Bałam się że może je rozpowiedzieć, musiałam się zabezpieczyć. Oprócz tego czy fakt że kocha Malfoya, albo że się wyprowadzi nie będzie stanowiło problemu. Każdy będzie miał swój pokój, chociaż spojrzałam na Blaisa porozumiewawczo. Chłopak już przytulał pocieszająco Riddle. Wiedział o co mi chodzi, trzeba znów ich połączyć, ją i Draco.
- Jak on mógł tak powiedzieć? Że jestem szmatą? – łkała dziewczyna, a my nie wiedzieliśmy jak ją pocieszać. Rozmawialiśmy ją długo, przytulaliśmy i głaskaliśmy to po plecach to po włosach. Impreza się skończyła, Matt wyprowadził się, rzucił tylko słowo że jutro przyjdzie po rzeczy, ale za czynsz powrotem nie chce. Podsunęłam jej nową miotłę pod nos, to był mój prezent w końcu a ona tak z niego się cieszyła. Uśmiechnęła się delikatnie i znów uściskała mnie za niego.
- Dziękuje, lepszego prezentu nie mogłam dostać od Ciebie… bo nie fakt że to miotła, tylko to co zrobiłaś na niej, specjalnie dla mnie. – wyszeptała wtulając we mnie głowę. Przynajmniej przestała płakać. Odetchnęłam z ulgą, Blaise dał jej bilety na jakiś koncert, nawet nie spojrzała na jaki, podziękowała i odłożyła na bok. Siedzieliśmy z nią tak do późna, tu pocieszaliśmy tu śmialiśmy się – albo przynajmniej staraliśmy się to zrobić. Zależało nam aby jej pomóc, w końcu była naszą przyjaciółką. Matt dopilnował aby impreza skończyła się razem z jego wyjściem więc było już cicho. Gdzieś nad ranem Blaise poszedł do siebie, ja nadal siedziałam z przyjaciółką. Po chwili zauważyłam że trzyma małe pudełeczko jeszcze starannie zapakowane. Domyśliłam się że to prezent od Draco.
- Otwórz… naprawdę się cieszył że Ci go da…- nie spojrzała ale ledwo zauważalnie pokiwała głową.


<Hermiona>
Wywaliłam wszystkich z pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Musiałam pobyć sama, przemyśleć to wszystko. Usiadłam na łóżku oparta o ścianę i zaczęłam głaskać delikatnie brzuch. Przez ostatnie miesiące powiększył sie juz dość znacznie. Jednak gdy odpowiednio sie ubrałam nie było tego widać.
- spokojnie fasolko poradzimy sobie. Damy rade bez tych dwóch pacanów. - coraz częściej czułam potrzebę mówienia do niego. Bardzo mnie to uspokajało. Wtedy w oczy rzuciło mi sie małe zawiniątko. Podniosłam je delikatnie i obejrzałam. To był prezent od Draco. Zaintrygowana otworzyłam go. Był to piękny naszyjnik z zawieszką, którą można było otworzyć. Nim to jednak zrobiłam, zobaczyłam dołączoną karteczkę:
Kochana Hermino! Ten medalik może otworzyć jedynie osoba, która łączy szczere uczycie z tym od kogo go otrzymała.
Postanowiłam zaryzykować. Chwilkę pomajstrowałam i udało się. W środku znajdowało sie nasze wspólne zdjęcie.
- durny szmelc!- krzyknęłam ciskając nim w ścianę. Łzy napłynęły mi do oczu. - nienawidzę go, nienawidzę. - szeptałam pod nosem. Ułożyłam sie na łóżku i płakałam jeszcze chwilkę. Kiedy sie uspokoiłam wstałam i podniosłam nowy prezent.
- prawdziwe uczucie. - powtórzyłam treść liściku i zasnęłam spokojnie.

| 17 | - Twoje dziewczyny?! Jestem Starszy! One są moje!

<Hermiona>
Wczorajszy dzień był zdecydowanie niesamowity. Dziadek wrócił!! Na dodatek wieczór minął bardzo przyjemnie. Wstałam w świetnym humorze i nic mi go dziś nie zepsuje. Zaraz... No nie!! Dzisiaj mam badania!! Przed rozpoczęciem sezonu musiałam pokazać aktualne wyniki. Szybko sie zebrałam, umyłam i uczesałam.
- Hermiona  ty jeszcze nie na badaniach?? - zapytał Matt.
- uhhh... Zaspałam, zaraz tam lecę. Wrócę po południu. No obiad zdążę. - rzuciłam przez ramie i teleportowałam sie pod św. Munga. Weszłam do poczekalni i z braku zajęć zaczęłam czytać jakieś pisemko o wychowaniu dzieci. Czekałam naprawdę długo, gdy w końcu z drzwi wychyliła sie pielęgniarka.
- panno Riddle, zapraszam. - powiedziała z uśmiechem. Znudzona cala sytuacja powlokłam sie z kobieta do gabinetu.
- witam, z czym pani do mnie przychodzi?? - zapytal lekarz. Byl to mlody, przystojny mezczyzna.
- musze zrobic badania konyrolne, wymogi do pracy. - wzruszylam ramionami.
- dobrze, no to zaczynajmy. - usmiechnal sie podchodzac do mnie. Latal wokolo z iglami, strzykawkami i innymi nieznanymi mi przyrzadami.
- na razie to wszystko. Prosze zaczekac na zewnatrz, musze dostac wyniki, by potwierdzic jedna rzecz... - powiedzial nieco spiety. Bylam bardzo ciekawa o co chodzi, zdawalam sobie jednak sprawe, ze bez wynikow nic mi nie powie. Wyszlam wiec z gabinetu i usiadlam na wczesniej zajmowanym miejscu. Wrocilam do lektory pisemka. Po jakis 25 min zawolano mnie do gabinetu.
- to jak, sa juz wyniki?? - zapytalam usmiechnieta.
- tak mam je tutaj. Prosze usiasc. - wzsazal krzeslo po drugiej stronie biurka. - tak jak wczesniej przypuszczalem, jest pani w ciazy... - zasmialam sie, widzac jego mine uswiadomilam sobie jednak ze to wcale nie jest glupi zart.
- ale... Jak to w ciazy?? - szepnelam zdezorientowana.
- wiem, ze moze to byc dla pani szok. Postaram sie pomóc w miarę możliwości. Proszę przychodzic do nas co miesiac na kontrole, w tak mlodym wieku trzeba konyrolowac ciaze, by zminimalizowac ryzyko.- popartzylam na niego przerazona. - prosze to przeczytc. Znajdzie tu pani przydatne informacje o zachowaniu podczas ciazy. - podsunal mi pod reke jakies gazetki i ksiazki. - do 3-4 miesiaca, jesli bedzie pani w stanie, moze pani chodzic na treningi. Proponuje rowniez zapisac sie, najlepiej z partnerem do szkoly rodzenia... - jakim partnerem?? Jakiej szkloly?? Mialam dosc. Wzielam pisma i wybieglam z gabinetu. Nie wiedzialam dokad pojsc. Skierowalam swoje kroki do parku. Usiadlam przy stawie i rzucalam kamieniami macic tafle wody. Wokol mnie biegalo mnustwo malych dziec. Na lawce usiadla kobieta w zawansowanej ciazy, obok przysiadl rozpromieniony mezczyzna i poglaskal partnerke po brzuchu. Nie mialam sily na to patrzec, zaczelam plakac. Nie wiedzialam co ze soba zrobic, wiedzialam ze nie moge wrocic do domu. Poszlam wiec do ulubionej lodziarni. Nie moglam pic, wiec chociaz zjem wielka porcje lodow. Tulalam sie po miescie do pozna. W koncu zrobilo sie zimno i postanowilam wrocic.
- hermiona, co sie stalo?? - zapytal matt patrzac na mnie przerazony. Musialam wygladac nieciekawie w koncu caly dzien plakalam.
- prosze dajcie mi dzis spokuj. Szybko poszlam do pokoju i wlaczylam muzyke. Po jakims czasie do moich uszy dobieglo ciche pukanie.
- hermiona to ja. Moge wejsc?? - usluszalam glos evil. Nie odpowiadalam, po chwili jednak dziewczyna siedziala u mnie na luzku i przytulala mnie mocno.
- co jest kochanie?? Mnie mozesz powiedziec. - mowila uspokajajacym tonem. Powiem jej. Evil zrozumie, pomoze mi, bo sama sobie nie dam rady.
- ja... Ja jestem w ciazy...

Eveline.
Spojrzałam na nią w lekkim szoku, przytuliłam mocno do siebie głaszcząc po włosach. Czekałam aż się jeszcze trochę wypłacze, potrzebowała mnie i na pewno jej nie opuszczę. Nigdy, przysięgłam to jej wiele razy, i choć podczas bitwy o Hogwart prawie złamałam przysięgę, teraz nie zamierzam tego zrobić. W końcu to może być mój.. bratanek. Gdyby Hermiona spała z kimś innym, na pewno by powiedziała jej, sam fakt bez opisów. Ona nie pamiętała imprezy, nikt prócz niej i Blaisa. Jednak na chwilę zatrzymam tą wiadomość dla siebie.
- W Ciąży ? Hermiona… kochanie ty moje, nie martw się, damy radę… dziecko to nie koniec świata, będzie dobrze , zobaczysz… - głaskałam ją po głowie i policzku. Przytulałam do siebie mocno, kołysząc się z nią.
- Aale Evil, ja nawet… nie pamiętam żebym z kimś spała… nie wiem kto jest ojcem dziecka, cały świat mi się zawala. Jak ja pomogę dziadkowi? Z dzieckiem na rękach? Przecież ja będę beznadziejną matką!
- Ciiii…. kochanie. Masz mnie, chłopaki mają rozum i też pomogą.. nie zostawimy Cię samą…
- Chłopaki? Uciekną Ev.. co gorsza, wyobrażam już to sobie, podchodzi do mnie maluch i pyta się :”Mamo, a ja mam tatę? Bo inne dzieci mają” a ja nie iem co odpowiedzieć. Evil! Ja nigdy bym się nieprzespana z byle kim! Ja nie pamiętam tamtej nocy! To musiało być na imprezie … - zamknęłam jej usta ręką, głaszcząc po głowie drugą. Jęknełam cicho spoglądając na jej zapłakane oczy. Nie chciałam żeby cierpiała, ale czy była gotowa na tą wiadomość? Trudno, innego wyjścia nie mam.
- Hermiona.. wiem kim jest ojciec dziecka, tylko nie wiem jak zareagujesz na tą wiadomość.
- Wiesz?! Skąd?! Kim?! Evil! Ja muszę wiedzieć!
- Ojcem dziecka.. jest…. Draco. – przełknęłam głośno ślinę, bojac się najgorszego.
- Draco?! O nie nie nie ! – Poderwała się gwałtownie wymachując rękami we wszystkie możliwe strony. Rzuciłam Muffliato na pokój i czekałam aż się uspokoi. – DRACO?! Gdzie?! Kiedy?! Przecież! …. ale Draco?!
- Hermiona! Uspokój się! Na imprezie.. upiliście się, strasznie.. poszliście do jego sypialni i zrobiliście to… potem mi się chwalił pijany, ale miałam nikomu nie mówić, tobie muszę…
- Wiedziałam że na imprezie, stało się coś…. ale jak ja mogłam… kochałam się z Draco…. – uspokojona, nieco, usiadła na brzegu łóżka patrząc prosto w ścianę. Oddychała szybko, starając się znów nie wybuchnąć. Kręciła szybko głową i schowała twarz w dłoniach. Położyłam swoją dłoń na jej ramieniu, spojrzała na mnie jednak znów po chwili schowała głowę .
- Musimy mu powiedziec, wiem że to nie jest mądry pomysł.. ale musi wiedzieć.
- Nie, nie nie, nie, nie, nie, nie, nie… Evil, nie możemy mu powiedzieć.. nie pamięta tego tak? I niech tak zostanie.
- To co powiemy? Tym bardziej że z Mattem nie spałaś, nie możemy ukrywać przez 9 miesięcy twojego brzucha eliksirem, potem powiemy że co? Adoptowaliśmy dziecko?
- Tak! To doskonały pomysł! Wręcz idealny!
- Hermiona, ty chyba sama siebie nie słyszysz. – pokręciłam głową.
- Wiem, ale… Ja będę beznadziejną matką, no spójrz na mnie! Sama nie miałam rodziców! – jęknęła chowając we mnie swoją twarz.
- Wiem kochanie, ale miałaś nas… Tom’a, Bellę, moich rodziców. – zrobiłam krótką pauzę. – Tylko nawet nie myśl o usunięciu. Pomyśl, to… to jest znak abyście w końcu wrócili do siebie!
- Nie Evil, nigdy bym nie usunęła.. nawet jakby to było dziecko Weasleya. – po chwili jednak wybuchnęłyśmy śmiechem. – Nie no, żartowałam.. pomyśl sobie co to by było! Ja i Weasley! Haha!
- Dobra, Lady, teraz na poważnie…. musimy mu powiedzieć i tyle!
- Aleeee….
- Cicho! Musimy… On musi wiedzieć że zostanie ojcem. Ja mu tego nie powiem, ty musisz, ale trzeba wymyślić jak.
- Mam pomysł! Upijemy go ! Powiemy! I zwalimy na kaca! I tadaaaam ! – Pomachała radośnie ręką i zaczęła się kłaniać. Pokręciłam znacząco głową.
- Nie! Musimy mu powiedzieć… normalnie! Po prostu podejdziesz i mu powiesz. -
- Niby co? : Cześć Draco! Będziesz ojcem! Zmienisz pierwszą pieluche?
- Nie, aż tak to nie. Jeju, zauważyłaś jak dużo w naszej rozmowie było „Nie” i „Wiem”?
- Evil, zmieniasz temat, to ja powinnam to robić! Już wiem! Po prostu… znajdę odpowiednią chwilę. Teraz nie, za bardzo się boję… sama nie wiem czy sobie z tym poradzę. Może na moich urodzinach co? Będzie luźniejsza atmosfera,  nie będzie mógł zrobić afery…  a po imprezie, powiemy dziadkowi.. on to chyba lepiej przeżyje…
- Nie wiem co o tym myśleć.. ale innego planu nie mamy.
- DZIeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeewczyyyyny! – Rozległ się hałas i do pokoju wpadł nikt kto inny jak mój kochany braciszek.
- Malfoy! Kto Cię uczył Pukania do drzwi?! – wybuchnęłam, a jeśli coś słyszał?
- Blondie, cicho tam… - skarcił mnie jak psa a ja zmierzyłam go wzrokiem. Przyniósł dwa wielkie puchary z lodami i podał każdej z nas. – Specjalne zamówienie dla dwóch smutnych pań od Doktora Księżycowej Diabelnej Fretki. Nazwę wymyślał Blaise, więc do niego pretensje.
- Wcale że nie! To ty! Zawsze takie rzeczy to ty! – wszedł wzburzony nieco Blaise i pocałował każdą z nas w policzek i czółko. – Moje dziewczyny zasuwają, nie zwracają uwagi na głupią nazwę którą wymyślił nikt kto inny jak Draco.
- Twoje dziewczyny?! Jestem Starszy! One są moje! – Wzburzył sie tym razem smok i nastawił klatę. Wybuchnęłam z Lady histerycznym śmiechem. Chłopaki nadal się kłócili na niby, w między czasie do pokoju wśliznął się Matt i przytulił delikatnie Hermionę. Ta niechętnie została przy nim, choć widziałam że miła ochotę go odepchnąć. Westchnęłam, co to był za dzień.

<Hermiona>
Dni mijały powoli a ja zaczęłam popadać w dziwny letarg. Chodziłam smutna, nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Chłopaki ciągle pytali co mi jest, ja natomiast zbywałam ich jaką wymówką. Wiedziałam, że dalej tak nie pociągnę. Szczerze przyznam, miałam nawet myśli samobójcze. Była jednak przy mnie Evil i skutecznie odganiała tego typu pomysły. Był ranek, Matt poszedł po zakupy, Draco z Ev też gdzieś wsiąknęli. Usiadłam spokojnie na kanapie i włączyłam telewizor. Przerzucałam bezmyślnie kanały. Moja ręka mimowolnie powędrowała w stronę brzucha. Pogładziłam go delikatnie, rozmyślając nad przyszłością. Ostatnio coraz częściej mam taką potrzebę. Czuję w sobie inne życie, wiem że mały fasolek za niedługo stanie się człowiekiem.
- Lady, co jest?? – z rozmyślań wyrwał mnie głos Diabła. – od jakiegoś czasu jesteś jakaś nieswoja. Naprawdę, mnie możesz powiedzieć. Jestem twoim przyjacielem. – mówiąc to przytulił mnie mocno. Poczułam, że nie mogę dłużej przed nim udawać. Blaise podobnie jak Ev zrozumie.
- bo… bo ja jestem w ciąży. – szepnęłam usilnie unikając jago wzroku. Kątem oka spostrzegłam jednak niedowierzanie na jego twarzy.
- ale jak w ciąży?? Z Mattem?? Błagam powiedz, że nie z nim. – powiedział również bardzo cicho.
- nie nie z mattem. Ojcem jest Draco. – mówiąc to rozpłakałam się na dobre. Diabeł cały czas mnie przytulał i mówił, że wszystko będzie dobrze. W końcu jednak musiał zadać to pytanie.
- Hermi, kiedy zamierzasz mu powiedzieć?? Bo musisz o zrobić.
- Wiem, wiem… planuje oznajmić mu to po moich urodzinach.
- dobrze. Kochanie, pamiętaj że masz w nas wsparcie. Cokolwiek by się nie działo możesz na nas liczyć.  


| 16 | - Ponieważ JA CIĘ potrzebuję My Lady.

<Evil>
Spojrzałam na budzik i wściekłam się niesamowicie.Za 10 minut miałam spotkanie ze wspaniałym pożal się boże wice Ministrem Magii. Westchnęłam głośno i zwlekłam swoje ciało z łóżka. W łazience spędziłam 5 minut, a więc zostało mi kolejne pięć na dodarcie do pracy. Jęknęłam w duchu ubierając się za pomocą magii. Zostały mi 2 minuty. Zamknęłam mieszkanie na jeden zamek, aby nie obudzić przyjaciół, akurat dzisiaj wszyscy – prócz mnie i Blaisa - mieli na później więc mogli śmiało spać. W ostatniej chwili przecisnęłam się przez tłum w toalecie-transporcie i wcisnęłam spłuczkę. Nie minęła sekunda a byłam w budynku, kiedy tylko postawiłam krok moim oczom pojawił się nikt kto inny jak Harry Potter, Chłopiec-który-przeżył oraz mój ciekawski i nudny szef – tak jakby bo dopiero wczoraj trafił na to stanowisko.
- Spóźniłaś się Malfoy! – warknął poprawiając marynarkę. Nazywał mnie tak od pewnego incydentu ze szkoły. Stare dzieje a on ciągle pamięta.
- Nie waż się do mnie tak mówić POTTER ! –wysyczałam mu prosto w twarz. Tego było już za wiele.  – Jeśli nie umiesz zrozumieć że pracuję już dla ciebie za 3 osoby i zawsze jestem pod telefonem to znaczy że nie jesteś takim dobrym ministrem. – Zasada numer jeden kodeksu czarownic i czarodziei : Nie zadzieraj z Evelin Malfoy! Zwłaszcza jak Za szybko wstała, albo zaspała.
- Tego już za wiele Panno Malfoy! Masz natychmiast ….
- Co tutaj się dzieje?! – Usłyszałam głos anioła, który przyszedł mnie uratować. Szkoda że nie obudził mnie, kiedy sam wstał, ale no cóż na Merlina, czemu on mnie tak dręczy?  Westchnęłam zerkając na Zabiniego. Matko jak ja go kocham.
- Nic Panie Zabini, udzielam sobie miłą pogawędkę z Panną Malfoy. – Wymamrotał speszony Harry.
- A więc ją skończyłeś, chodź Evil potrzebuję Cię w departamencie tajemnic. – Przerwał mu Diabeł a ja grzecznie poszłam za nim wystawiając brunetowi język. Chwilę później byliśmy już tylko we dwoje, ku mojej uciesze. Zjeżdżaliśmy windą do departamentu, byłam bardzo ciekawa do czego mnie potrzebuje mój anioł stróż.
- Dziękuje, że mnie od niego odciągnąłeś.
- Nie ma za co Eve, tak naprawdę to wcale nie potrzebuję Cię do pracy. – Wcisnął guzik stopu a winda zatrzymała się na-20 piętrze. To i tak był poziom jego biura więc nie zdziwiłam się widząc ten magiczny numerek. Blaise pociągnął mnie za rękę i weszliśmy w pierwsze lepsze drzwi – no może nie lepsze, był to jego gabinet.
- Zabini, możesz mi wytłumaczyć co się tutaj dzieje? Najpierw sprawiasz że mój budzik nie dzwoni, coś czuję że to twoja sprawka, a później zjawiasz się nagle, gdy akurat dostaję ochrzan od bliznowatego – Westchnęłam cicho zamykając drzwi. Domyśliłam się że mam to zrobić.
- Ponieważ JA CIĘ potrzebuję My Lady. –Usłyszałam cichy szelest, jakby syknięcie. Zimne, stanowcze i ostre. Dobrze znałam ten głos, to był ktoś przez którego każdy na tym świecie mógł mieć kłopoty. Pożałowałam swoich słów czując przechodzący przez całe moje ciało ból. Upadłam na podłogę trzęsąc się z cierpienia. Mój oprawca śmiał się, nigdy mnie to nie przestanie zadziwiać.
– Stęskniłem się za tobą Evelin. – Zwolnił zaklęcie a ja opadłam bez silna, po chwili jednak  uklękłam i spojrzałam mu w twarz. Przede mną stał nikt kto inny jak sam Tom Marvolo Riddle, w całkiem ludzkiej i żywej postaci. Nie wyglądał jak sprzed tych kilku miesięcy, gdyby nie znajome spojrzenie, byłabym przekonana że jest to kompletnie ktoś inny. Mimo że to tylko mój horkruks go uratował, ten co znajdował się we mnie, nic nie przypominało jego wyglądu. Hebanowe włosy opadały mu na twarz jako krótka grzywka, wyglądał na maksymalnie 25 lat, tylko jakim sposobem?
- Panie, minęło dopiero lato… jakim sposobem tak szybko się zregenerowałeś? W jaki sposób tak się zmieniłeś – wiedziałam że to tylko te powitanie było tak zimne. Blaise jednak szybciej doszedł do mnie i pomógł mi wstać, podtrzymując.
- Ni Ci nie jest? – szepnął mi do ucha z troską, jęknęłam jednak pokręciłam głową.
- Oh Evelin…. moja droga, nie tylko dla twojej mocy wybrałem Cię na swój ostatni horkruks, jesteś metamorfomagiem, a dzięki temu, że cząstka mnie pozostała w tobie, ty masz tę brakującą cześć u mnie… dzięki temu i ja jestem metamorfomagiem, a ty nie straciłaś daru wężoustwa. Czuję też że jesteś jeszcze silniejsza, to dobrze…. – szeptał Voldemort, spoglądając na mnie spokojnym wzrokiem, nie widziałam śladu po czerwonych, wężowych tęczówkach.
- Panie, czy to oznacza że wracasz? Znów będziemy zabijać mugoli i szlamy? – zapytał Blaise, nie przestając mnie podtrzymywać, nadal było mi słabo. Cruciatus działał na mnie dwa razy mocniej niż na innych, nigdy jednak nie wiedziałam dlaczego tak się działo.
- Nie Zabini… tępienie szlam i mugoli przestało mnie interesować, zmieniłem zdanie gdy dzięki pomocy jednej z takich rodzin.. odzyskałem i będę nadal odzyskiwał siły. Zrozumiałem, że nie w tym jest największy problem świata czarodziejów… Oczywiście, szlamy które zasługiwały na śmierć, nadal będą zagrożone… jednak nigdy nie ruszę tych niewinnych, nie dopuszczę też abyście wy to zrobili… Panno Malfoy, Panie Zabini… przytoczę wam moje plany gdy dotrzemy do domu, jak tylko oczywiście skończycie swoje obowiązki, musicie zachowywać się jak zwykle…. – Przyjrzał nam się i uśmiechnął, tak rzeczywiście się uśmiechnął.
- Jednak,  wiesz Panie przecież… że dopiero co zaczęliśmy pracę,  nie możemy teraz wyjść, tak łatwo jednak nie wyjdziesz…
- Przyjaciele, znajdę sobie tutaj zajęcie… nikt mnie nie rozpozna, prócz was oczywiście, będę też musiał unikać Pottera, blizna może zapiec – mimo że nie jest już częścią mnie. Blaise, mogę zostać w twoim biurze? Musisz mi opowiedzieć o wszystkim, co robiliście przez ten czas… gdy skończycie, przeniesiemy się do domu Johnsonów, rodziny u której przebywam. Jednak wybadałem z twojego umysłu, że mieszkacie z kimś jeszcze. Czy był lub jest po naszej stronie?
- Niestety, nigdy nie było po żadnej stronie.. krytykował i nas, i Zakon.. więc jest neutralny. Mimo wszystko Panie, jest on w związku z Hermioną, mimo że on nie jest dość silny, w pewnym sensie jej na nim zależy. – Powiedziałam szybko, wiedziałam że zrozumie, o to się nie martwiłam. Spojrzał na mnie dość dziwnie, jednak pokiwał głową.
- No dobrze, wracajcie do pracy… Jak najszybciej musicie zrobić wszystko... Jestem nadal bardzo słaby, nie jestem w stanie zrobić czegoś, co wymaga siły. – Usiadł bezwładnie na fotelu dla gości. Od razu było widać że ledwo co się trzyma na nogach, Cruciatus nie tylko mnie wykończył. Skłoniłam się nisko i wyszłam jak gdyby nigdy nic. – Na razie mówcie mi po imieniu, moim prawdziwym.. mogę udawać któregoś z was kuzyna… nie będę musiał się martwić.
- Do zobaczenia Blaise… i Tom – uśmiechnęłam się i wyszłam. Niechętnie wróciłam do pracy i czekającej na mnie sterty papierów, jęknęłam widząc że Bliznowaty w zemście dał ich jeszcze więcej. Sporo czasu zajęło mi uporządkowanie ich, zerknęłam na zegarek – 16. Upragnione wskazówki : Duża na 12, natomiast mała na 4. Wzięłam torebkę z potrzebnymi rzeczami i wyszłam, Przy fontannie spotkałam Diabła i … Czarnego Pana, nadal był słaby jednak z pewnym uśmiechem na ustach spojrzał na mnie, a potem znów na Blaisa. Pewnie on jest kolejną osobą która wie co się wydarzyło „WTEDY”. Westchnęłam, po chwili ruszyliśmy do jego mieszkania, podał nam adres abyśmy mogli użyć teleportacji łącznej.
Rzeczywiście, w tym domu mieszkały szlamy, widać było że zachowują się jak normalni ludzie. Podziękował im na chwilę a Ci z takim samym uśmiechem wyszli, nie byli pod Imperiusem, a w ich umyśle czułam tylko pozytywne i dobre intencje. Cieszyłam się że trafił na takich ludzi.
- Czy któreś z was sprowadzi mi Draco i moją ukochaną Hermionę? – spojrzał na nas niecierpliwym wzrokiem, kiwnęłam głową i teleportowałam się do domu. Obiad był jeszcze w drodze, odnalazłam całą szczęśliwą trójkę na kanapie. Roześmiałam się, bo wyglądało to całkiem komicznie.
- Hermiona, Draco… jesteście mi na chwilę potrzebni… w Departamencie,  potrzebna dwójka czarodziei.. padło na was, no chodźcie! – Umiałam kłamać, ale przyjaciele zawsze widzieli kiedy to robie, od razu przeczuli że to coś jeszcze ważniejszego i pożegnali się z Mattem. Lady nie omieszkała delikatnie go pocałować. Złapałam ich za ręce i od razu wróciliśmy do Johnsonów. Draco nadal pozostawał nieogarnięty, jednak Hermiona spoglądała na Czarnego Pana ciekawym wzrokiem.
- Witaj kochanie, jestem jednak zbyt zmęczony aby się przywitać… później porozmawiamy, obiecuję Ci słonko. Teraz proszę Was, siadajcie. – wskazał nam pokaźną sofę na której z resztą usiedliśmy. Hermiona milczała, była w niezłym szoku, obie spodziewałyśmy się roku, maksymalnie 4 lat, ale nie niecałych 3 miesięcy.
- Moi drodzy, Eveline i Blaise już wiedzą… nie chcę kolejny raz podbijać świata czarodziejów w ten sposób, przekonałem się że mugole i szlamy nie są aż tak złe jak się wcześniej wydawało. Pogodziłem się z faktem że sam jestem pół-krwi. Jednakże, nie chcę i nie zamierzam wybaczać Zakonowi za to co zrobili, nie tylko zniszczyli Śmierciożerców, zabili wielu z nas… zniszczyli nasz dom, Dark Castle jest ruiną. Ustanowili Pottera jako pana i władcę, choć jego zwycięstwo było przez nas zaplanowane… Dumbledore od dawna wcale nie zamierzał ratować mugoli, on chciał jedynie łatwego dojścia do władzy, Potter był jego pionkiem – w końcu sam odmawiał wielokrotnie, a nim łatwo było sterować. Mój drogi Albus jednocześnie chciał nas powstrzymać, zniszczyć nas – aby wyjść na dobrego.. Powołał nawet swój zakon Feniksa, aby umocnić swoje fałszywe nadzieje i cele. Był żałosny a ja głupi, bo dałem się wtopić w jego grę… - zrobił tutaj chwilę przerwy na łyk wody, spojrzał po kolei na każdego z nas i wrócił do opowieści. – Przez niego,  zacząłem wierzyć że szlamy są złe, ponieważ on nigdy mnie nie lubił, buntowałem się.. co on kochał, ja nienawidziłem…. naprawdę teraz żałuje co zrobiłem, w wielu przypadkach, w wielu nadal nie…  jednak nie o to chodzi, potrzebuję zemsty… Zemsty na zakonie, pragnę go zniszczyć, wraz z Potterem aby któreś z was dzieci, mogły oczyścić Ministerstwo od kłamców. Wiem jednak… dzięki Blaisowi, że wielu z członków naszego przeciwnika, nigdy  nie było po stronie Dumbledora, są nimi : Longbottomowie, Kingsley, Padmore i  Hestia Jones. Z tego co wiem, to Alicja i Frank wrócili do zdrowia, ich tortury były częścią planu, które poszły za daleko… nie wracajmy do tego. Dalsze działania podam wam, kiedy będę mieć choć zarys, na razie potrzebuję długiego odpoczynku na regenerację.. mieszkam tutaj, w każdej chwili możecie mnie odwiedzić…. nie chcę być aż taki surowy, tym bardziej że tylko wy mi zostaliście. – westchnął, widziałam że  się zmienił, tym bardziej że wiekiem cofnął się o prawie 50 lat.
- Dobrze… Panie. – Kiwnął głową Blaise, zrobiliśmy to całą trójką. Tylko Hermiona nadal patrzyła się na niego, jakby zobaczyła ducha. Nie mrugała, jednak jej oczy mówiły że wszystko, całe jego zwierzenia słyszała i rozumiała.
- Tom, znaczy się.. dziadku… mogę zostać? – Wyszeptała gdy razem z chłopakami wstałam z miejsc.
- Oczywiście, siadaj bliżej.. musimy porozmawiać, o wielu rzeczach. – spojrzał po kolei na mnie, Draco i Blaisa. Wyszliśmy i orbitowaliśmy do domu, od razu zabrałam się z braciszkiem za obiad.
- I jak poszło? CO z Hermioną? – podenerwowany Matt jęczał nam nad uchem.
- Nic, po prostu poszła na pokątną… chciała zrobić zakupy, niedługo wróci.

<Hermiona>
Nie mogłam uwierzyć, ze juz wrócił!! Bardzo mi go brakowało, w końcu to moja jedyna rodzina. Usiadłam bliżej, tak jak polecił.
- świetnie wyglądasz dziadku! - powiedziałam z wielkim uśmiechem.
- jak zwykle urocza. Chodź do mnie maluchu. - podeszłam i przytuliłam go delikatnie, by nie sprawić mu bólu.
- napijasz sie czegoś?? - zagadnął.
- dziękuje, jestem po śniadaniu. Ostatnio mam wilczy apetyt. - oboje zaczęliśmy sie śmiać.
- no to opowiadaj. Na pewno wiele sie działo podczas mojej nieobecności. Doszły mnie słuchy, ze masz chłopaka.
- uch... - sapnęłam. - myślałam, ze tego tematu uda mi sie uniknąć. No ale cóż skoro i tak wiesz to powiem o wszystkim.
- zamieniam sie w słuch kochanie. - Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
- zaczęło sie od wyjazdu na wakacje. Byliśmy w Chorwacji. Blaise znalazł świetny domek z tarasem na płazy. Podczas tego wyjazdu uświadomiłam sobie,  ze jestem zakochana w Draco.
- w Draco?? Bardzo dobrze, poparłbym ten związek. - powiedział z uśmiechem za co zmierzyłam go wzrokiem. - przepraszam, kontynuuj.
- również w tym czasie zostaliśmy parą, to był najcudowniejszy okres mojego życia. Naprawdę dziadku, nie wyobrażasz sobie nawet jaka byłam szczęśliwa. Później zamieszkaliśmy wszyscy razem.
- czekaj, bo teraz juz nie rozumiem, co z tym Mattem??
- zawsze musisz być taki niecierpliwy?? Właśnie do tego dochodzę. - udzieliłam mu reprymendy. Zawsze bawiła mnie zmiana jaka zachodzi w dziadku. Przy obcych bym zimnym i przerażającym morderca. Dla mnie natomiast kochającym Dziadkiem, takim jak wszyscy. - kupiliśmy dom z 4 sypialniami i jedna była wolna. Wiec znaleźliśmy lokatora. To właśnie Matt. Wszystko było w porządku. Imprezowaliśmy i żyliśmy tak jak zawsze. Jednak pewnego dnia strasznie pokłóciłam sie z Draco i sie rozstaliśmy. Okropnie to przeżyłam i na złość Malfoyowi zaczęłam chodzić z Mattem. I to mniej więcej tyle. - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Hermiono, wiesz ze nie wolno bawić sie ludzkimi uczuciami? - no właśnie o tym mówiłam... Życiowe porady najstraszniejszego człowieka na ziemi.
- wiem, wiem... Po prostu musiałam pokazać draco, ze nie jest jedynym facetem na ziemi.
- rozumiem kochanie. A co z Evil i Blaisem? - zrobiłam wielkie oczy.
- a ty skąd o tym wiesz?? - skwitował moje pytanie tajemniczym uśmiechem. Postanowiłam nie wnikać w szczegóły. - oboje sie kochają, ale żadne sie nie przyzna. Są strasznie uparci. Dziadku, przepraszam, musze lecieć na trening. O właśnie nie wiem czy wiesz, ale od początku sezonu gram dla kelpie.
- naprawdę?? Gratulacje!! A teraz lec, nie chce żebyś przez starego dziadka miała problemy. - ucałowałam go w czoło i teleportowałam sie na stadion.

Draco.
Hermiona nie wracała, nie dziwiłem się, rozmowa z Riddlem była dla niej ważna. Cieszyłem się też z powodu tego, że w końcu może coś zacznie się dziać w naszym życiu, te wieczne imprezy zaczęły mnie nudzić. Jednak mimo wszystko miałem ochotę na jedno piwo, w domu już nic nie było więc z radosnym i pełnym nadziei uśmieszkiem podszedłem do Blaisa.
- Diabeeeł, chodź na piwko! – pociągnąłem go za rękaw jak dziecko. Musiałem też z nim szczerze pogadać,  - chodź na piwko,  na piwko, chodź na piwko, na piwko, chodź na piwko, na piwko, chodź na piwko, choooodź na piwko, na piwko, chodź na piwko, chodź na piwkooooo ...
- Draco, pójdę jeśli ty przestaniesz jęczeć! - roześmiał się mój przyjaciel. Dobrze że nie jesteśmy dziewczynami, wystarczy że założymy buty i wyjdziemy.  Uśmiechnąłem sie zaciągając diabla do najbliższego baru, usiedliśmy niedaleko barmana, zamawiając po piwie. Szybko upiłem łyk upragnionego napoju.  Blaise spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem, śmiejąc dość głośno. Kiedy atmosfera nieco spoważniała, westchnąłem.
- Blaise,  z nikim o tym nie gadałem... a komuś muszę sie wygadać, Evil sie boje, ha to ty jesteś moim najlepszym kumplem. - zacząłem powoli.
 - Ale o co chodzi?  Bo teraz już to kompletnie nie wiem o co chodzi.
- No, dobra...  Ja nadal kocham Hermionę, - spuściłem wzrok.
- To świetnie!  Draco!  Ona... - ugryzł sie w język jednak po chwili  - ona nie jest szczęśliwa z  Mattem.
- Skąd to wiesz?
- Rozmawiałem z nią... jak była po pijaku, więc nie jest tego świadoma że ja wiem.
- Naprawdę? No wiesz, mi się wydawało że w miarę jest szczęśliwa ... a skoro ona to i ja.  . Choć wiem, że na ostatniej imprezie coś się wydarzyło,  nie pamiętam co, ale to było coś świetnego tylko to czuje .. boje sie pytać Evil, bo raczej mi nie powie, eh, nie mogę patrzeć na to że jest z tym idiotą, tym bardziej ze wiem ze jest z nim nieszczęśliwa.
- Musisz jej wyznać prawdę, ale we właściwym momencie, teraz jest w szok, ponieważ Tom wrócił, za kilka dni jej urodziny. Teraz to ty musisz sie wykazać, nie możesz się wygłupić.
- wiem o tym, ale co ja miałbym jej kupić? Jesteśmy przyjaciółmi ...
- to nie znaczy ze masz sie wygłupić i kupić cos beznadziejnego ... poproś Evil aby Ci pomogła
- Masz racje, może wtedy jej to powiem? - spojrzałem na niego, upijając łyk. - A ciebie co gryzie?
- Draco,  pamiętasz, jak ostatnio wmówiłem Evil że byliśmy z Tobą w barze?
- Tak,  do tej pory zastanawia się co wydarzyło sie na prawdę.
- Chodzi o to, ze jak byliśmy w parku,  chciałem jej cos powiedzieć,  ale pojawił sie ten Mike  , wróciłem do domu, a kiedy i ona wróciła, przyszła do mnie aby sie zapytać, co chciałem powiedzieć.... Draco, Kocham ją. Bardzo, i to jej powiedziałem, zanim cokolwiek odpowiedziała, rzuciłem Obliviate ... chciałem jej powiedzieć, nie żeby wiedziała , albo pamiętała.
- Blaise, popełniasz blond. Kochasz moja siostrę stary, a nie jesteś w stanie jej tego powiedzieć A pouczasz mnie! - roześmiałem sie, wiedziałem ze cos jest miedzy ta dwójka,  tylko nie wiedziałem ze zaszło to aż tak daleko, często widziałem jak Evil patrzy na diabla, jednak nie wiedziałem że to miłość. No cóż, na mnie też zawsze patrzy, jednak z małą nutką ironii. Moja mała siostrzyczka, kocham ją i nienawidzę każdego dnia. Uśmiechnąłem się do przyjaciela.
- Nie wiem jak ona, ale na pewno ucieszyłaby się na te słowa, ja nic nie wiem. Ale musisz z nią porozmawiać, inaczej ją stracisz. Nie będzie czekać wiecznie, znasz ją, jest niecierpliwa pod względem innych. Stary, coś czuję że będziecie idealną parą.
- Dzięki, wiesz już się bałem wywodu typu : Jak tylko się do niej zbliżysz to nieżyjesz! „
- Daj spokój! Jesteś moim najlepszym przyjacielem. I być może przyszłym szwagrem. – Kiedy tylko skończyliśmy te piwa, wróciliśmy do domu. Hermiona zdążyła wrócić, nastaliśmy wesołą gromadkę przy telewizorze grającą w Dance party, gra polegała na wciśnięciu odpowiedniej szczałki na iteraktywnej macie, w rytm muzyki. Mistrzynią jak narzie zawsze była Evil, jednak nie wiadomo kto tym razem wygrywał.
- O cześć ! Gracie z nami? – zawołała Evil. Blaise od razu się uśmiechnął i podszedł do nich.
- Pewnie! Rozgromię Cię Blondie! – zawołałem łapiąc ją w ramiona i delikatnie okręcając w okół.
- Draco! Zabije Cię Malfoy! Jeśli mnie nie puścisz! – śmiała się wesoło, waląc mnei w barki. Opuściłem ją na kanapę. Rywalizacja się rozpoczęła, Matt był też niezły, jednak nikt nie mógł pobić Evil, którą mieliśmy w swojej drużynie. Ja i Evil, kontra Hermiona i Matt. Ja byłem kiepski, moja ukochana nieco lepsza, ale nie bardzo. Szanse były wyrównane. Ostatecznie nikt nie wygrał, za każdym razem jak Mutt i Eveline kłócili się o rewanż, i tak nim się kończył. W końcu zmęczeni padliśmy spać. Ja musiałem się zacząc zastanawiać, co kupić Hermionie.