<Hermiona>
Muszę dać z
siebie wszystko! W końcu to ostatni mecz jaki zagram w tym sezonie. Brzuch
niestety już mi odrobinę przeszkadza. Nie jestem już tak zwinna i przede
wszystkim bardziej na siebie uważam. Mam wrażenie, że jakość mojej gry spadła
przynajmniej o połowę. Oczywiście wszyscy dookoła zapewniają mnie, że tak nie
jest, ale ja wiem swoje! Świadomość, że nie gram już tak jak dawniej jeszcze
bardziej komplikowała mi perfekcyjne skupienie. Do tego dziwne zachowanie
Draco. Wiem, że on nie chce tego dziecka, wiem że to skończony frajer. Ale jak
zobaczyłam w jego kieszeni zdjęcie Fasolki zapaliła się we mnie iskierka
nadziei, że może jednak coś się zmieni. Głupia jestem, obiecałam sobie
przecież, że nigdy mu nie wybaczę! Ale niestety, za każdym razem jak na niego patrzę
pojawia się znajomy uścisk w żołądku. Nadal czuję do niego to co czułam kiedyś.
I im bardziej próbuję to z siebie wyrzucić, z tym większą siłą wraca.
-Hermiona!!
Wchodzimy!! – zaczyna się. Wyszłam na oświetlone reflektorami boisko. Ustawiłyśmy się na właściwych pozycjach,
zagrzmiał gwizdek i… zaczęło się. Wzięłam w rękę miotłę, którą dostałam od Evil
i ruszyłam. Powietrze zatkało mi uszy. Przez chwilę zakręciło mi się w głowie
od tej prędkości. Zatrzymałam się więc na chwilę, i spojrzałam w dół. Zobaczyłam
Ev i Blaisa z wielgachnym transparentem w dłoni. Było na nim wymalowane
czerwoną farbą” Dawaj Hermiona!!”. Zaczęłam się śmiać i starałam się dostrzec
znajomą blond czuprynę. Jednak nigdzie go nie było. Nie przyszedł, nie
przyszedł na mój ostatni mecz!! Oczy zaszły mi łzami. Dostrzegłam jednak znicza
i pomknęłam w jego kierunku.
<Draco.>
- Hermiona
mnie zabije, nie gorzej! Evil mnie zabije! Przecież to w tajemnicy przed
wszystkimi szukałem pracy, a moja jedyna
szansa na idealne stanowisko Aurora trafiła się akurat dzisiaj. Cieszyłem się
niezmiernie, wymknąłem się z domu już z samego rana, oczywiście pamiętałem że
dzisiaj jest najważniejszy mecz Hermiony, nie mógłbym tego przegapić… a jednak,
mecz trwał już 10 minut kiedy wbiegłem na stadion, wolałem nie pokazywać się już Evelin i
Blaisowi. Widziałem z pierwszych schodów wielki transparent „Znicz do znicza,
Hermiona wygra mecz Quiditcha” który zmieniał się w to kolejne hasła.
Postanowiłem wykorzystać szansę, mogłem w końcu wślizgnąć się do namiotu należącego
do Lady i przemyśleć to wszystko. Chciałem abyśmy się dzisiaj pogodzili, od
tego felernego incydentu z dzieckiem i parkiem,… minęły 2-3 tygodnie… brzuch
zaczynał być jeszcze bardziej widoczny. Nie mogłem uwierzyć w to co robię, nie
mogłem nawet spojrzeć spokojnie na własne dziecko, dotknąć go przez brzuch jego
matki.
- Jestem
kretynem. – Ostatnio mówię to do siebie coraz częściej, mam nadzieję że się od
tego nie uzależnię.
Wszedłem niepostrzeżenie do jej namiotu, jak się domyśliłem nie było możliwości aby ktoś tutaj się pojawił w ciągu najbliższych 30 minut… chociaż moja ukochana była świetnym szukającym, jeżeli już zobaczy znicz, dużo czasu nie potrzebuje aby go złapać. Tylko jak ją przeprosić?
- Przecież nie wyskoczę z : Cześć Hermiona! Zawsze Cię kochałem.. i nawet jak robiłem te wszystkie straszne rzeczy, to nadal Cię kochałem i jestem strasznym idiotą że Cię doprowadziłem do tego aby stracić nie tylko Ciebie ale i naszą miłość? Nie… to nie to… Przecież nie rzucę się na nią z pocałunkiem jak tylko tutaj wejdzie…. A może tak, Hermiona, zanim coś powiesz, chcę abyś wiedziała…
Wszedłem niepostrzeżenie do jej namiotu, jak się domyśliłem nie było możliwości aby ktoś tutaj się pojawił w ciągu najbliższych 30 minut… chociaż moja ukochana była świetnym szukającym, jeżeli już zobaczy znicz, dużo czasu nie potrzebuje aby go złapać. Tylko jak ją przeprosić?
- Przecież nie wyskoczę z : Cześć Hermiona! Zawsze Cię kochałem.. i nawet jak robiłem te wszystkie straszne rzeczy, to nadal Cię kochałem i jestem strasznym idiotą że Cię doprowadziłem do tego aby stracić nie tylko Ciebie ale i naszą miłość? Nie… to nie to… Przecież nie rzucę się na nią z pocałunkiem jak tylko tutaj wejdzie…. A może tak, Hermiona, zanim coś powiesz, chcę abyś wiedziała…
- Tak Draco?
– zamurowało mnie, odwróciłem się w stronę wejścia, któraś z drużyn musiała
zarządzić przerwę, to było niemożliwe aby z takim małym entuzjazmem wróciła,
Lady NIGDY nie przegrała meczu. - .. Co chciałeś mi powiedzieć? Tylko
streszczaj się bo muszę się śpieszyć…
- Hermiona ,
ja… wiem że jestem debilem, kretynem, idiotą, skurwysynem, możesz mnie wyzywać
i nazywać jak chcesz do końca mojego życia, a nawet po śmierci… - Świetnie,
muszę wymyślać na poczekaniu – no bo ja… Hermi.. ja… naprawdę nie mogę już
patrzeć na to co wyprawiamy, nie rozmawiamy… nawet nie patrzmy, odkąd tylko
dowiedziałaś się że jesteś w ciąży, ta sytuacja z Mattem i w ogóle… wiem że to
niczego nie zmienia, ale ja się zmieniłem… naprawdę chcę abyś mnie nie
odtrącała.. ee… aa…. Yy… nie wyznaję Ci miłości , wiem że nie zasługuję na
odwzajemnienie , ale nie mogę żyć patrząc na to że udajemy obcych, a przecież
od małego byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.. teraz będziemy mieć dziecko, nie
chcę aby wychowało się bez ojca, nawet jeśli jego lub jej rodzice nie są razem…
proszę, pogódźmy się… - Spojrzałem na nią pokornie, Hermiona nie odezwała się
ani słowem. Zablokowała wszelką mimikę wiec nie umiałem rozczytać minęło
może kilkadziesiąt sekund zanim się
odezwała.
- Draco…. –
rozległ się gong ogłaszający koniec przerwy. – ja też tęsknię za tobą i twoją
przyjaźnią, - podeszła do mnie i lekko przytuliła, tak jak powinno się tulić
przyjaciela. Zrobiła to tak że fasolka była pomiędzy nami, udało mi się dotknąć
go – bo akurat kopnął. – Tak fasolko, ta chłodna skóra to tatuś, trochę
tchórzliwy, ale bardzo dobry przyjaciel. – uśmiechnęła się lekko i wesoło,
rozległ się kolejny gong kończący przerwę. – Musimy iść… razem, bo zaraz złapię
znicz, a ty musisz to zobaczyć.
Jak
powiedziała tak zrobiłem, bardzo się cieszyłem że udało nam się pogodzić,
małymi kroczkami zbliżaliśmy się do idealnej drogi. Byłem szczęśliwy.
Rozstaliśmy się przy bramce na wylot, ja cofnąłem się na widownię, jednak nie
podchodziłem do Ev i Blaisa, byłem pewien że siostra chce mnie zabić – wolałem
przeżyć najpierw ten mecz.
Hermiona
Ev.
Na stadion
dotarliśmy bardzo szybko, popchnęłam Hermi w stronę namiotu aby się
przygotowała, to był najważniejszy mecz, ostatni przed zimową przerwą no i
przed porodem. Termin miała na początek kwietnia, sezon wiosenny zaczynał się
równo 21 Marca – czy to niedziela czy poniedziałek. Mamy początek grudnia, więcej nie trzeba wiedzieć
– no dobra, 30 listopad… ale to dla mnie już grudzień.
Fanów Kelpi
było bardzo dużo i gdyby nie numerowane miejsca, pewnie nie udałoby się zająć
miejsc. Od razu postawiłam swój transparent który co kilka sekund zmieniał
swoją treść. Blaise spojrzał na mnie.
- Da sobie
radę…. Tylko gdzie jest Draco? – Dopiero teraz do mnie to dotarło, nie było go!
Obiecał! Obiecał mi że będzie! Wiedział że to ważne dla Hermiony, w końcu
ostatnio wyznał mi że pragnie się z nią pogodzić. Transparent wyczuł moją
zmianę emocji, gdyż napisy na nim nagle stały się krwistoczerwone. Jak on śmiał?! Tym bardziej że wie, wie czym
grozi złamanie danej mi obietnicy! Nie zawiodłam się nim tak od dawna, wiem że
możecie uważać że to nic takiego… ale dzisiaj to ostatnia szansa aby pogodzić
się z Lady, a jeżeli on nie przyszedł, to ona mu tego nigdy nie wybaczy.
- Zabiję Cię Malfoy – wyszeptałam cicho, jakby do siebie.
- Zabiję Cię Malfoy – wyszeptałam cicho, jakby do siebie.
Sygnał
rozpoczynający mecz był dla mnie końcem żmudnych nadziei na przybycie tej
fretki. Zajęłam się kibicowaniem, znicz wypuszczono dopiero po kilku minutach,
Hermiona od razu popędziła w jego strone, lecz nagle ktoś uderzył obrońcę
tłuczkiem. Mecz przerwano na kilka minut, ja jednak nie ruszyłam się z miejsca,
usiadłam na ławce. Większość odeszło chcąc kupić coś do picia czy pójść do
toalety. Diabeł widząc moje mieszane uczucie usiadł obok i delikatnie objął.
- Ev.. nie
martw się, na pewno tutaj jest.. może nie potrafi znaleźć naszych miejsc.
Obiecał, nie ma szans aby złamał obietnicę. – Mówił takim ciepłym głosem, od
razu zrobiło mi się lepiej, on był taki wspaniały. Odruchowo wtuliłam głowę w
jego ramię.
- Blaise, to
dzień Hermiony… i Fasolka,… Malfoy o tym wie, a mimo wszystko to chrzani.. tak
bardzo chciałam aby byli szczęśliwi.. Herm jest dla mnie siostrą odkąd się
urodziła, Draco też.. bo w końcu ja byłam pierwsza.. Teraz oni razem będą mieli
dziecko… to nie może się tak skończyć… oni oboje się kochają.
- Wiem,
dlatego jestem pewny że nie ma go tutaj, bo czeka na nią w szatni... od razu do
siebie nie wrócą.. oboje siebie nakrzywdzili… ale wybaczą sobie, taka miłość
trafia się raz na sto lat. – Spojrzałam na niego, on również wpatrywał się w
moje oczy, uśmiechnęłam się lekko jednak zanim udało mi się coś powiedzieć,
zatrąbił gong kończący przerwę. Od razu oderwaliśmy się od siebie, podchodząc
do barierki i kibicując Kelpiom i oczywiście Lady – która kiedy tylko wyszła –
oczywiście spóźniona wyglądała dużo lepiej. Draco jednak nadal nie pojawił się
przy nas. Tym razem gra potoczyła się dynamiczniej, kilka bramek nawet przy
udziale panny Riddle. Parę minut później przede mną przeleciał złoty znicz,
moja przyjaciółka od razu to zauważyła i ruszyła w naszym kierunku, dzięki
mojej miotle była w ułamku sekundy przy złotej kuleczce. Niestety ta miała
dzisiaj humorki i uciekła jej z jeszcze większym świstem. Droczyli się kolejne
minuty, darłam się z Blaisem w niebogłosy wskazując miejsca gdzie znajduje się
znak końca gry. Potem sekundy, minuty.. i złapała! Nie wiem co mnie popchnęło
do tego, ale z tej euforii zaczęłam skakać, wpadłam na Diabła, złapał mnie tym
swoim delikatnym ale jednocześnie silnym ramieniem. Znów ten wzrok w moje
oczy, nie było tak jak w filmach – usta
powoli się zbliżają do siebie, nieśmiało,. Nie to nie my, minął ułamek sekundy
a w tym samym czasie zrobiło mi się gorąco. Czekałam na to tyle czasu, a gdy
tylko to się stało, uważałam że to źle… jednak nie potrafiłam się
powstrzymać. Przeciągnęłam ten
pocałunek, dając kolejny i kolejny. Oderwaliśmy się równie delikatnie jak
zaczęliśmy. Znów patrzeliśmy sobie głęboko w oczy, uśmiechając się bananowo. Po
chwili poczułam na czole coś zimnego, zaczynał padać śnieg! Delikatnie prószył
dookoła nas, wszyscy zaczęli się cieszyć, próbując go złapać, Blaise jednak odsunął mnie od siebie na tyle
byśmy mogli zobaczyć swoje twarze.
-Because you
know just what to say
And you know just what to do
And I want to tell you so much
I love you…
And you know just what to do
And I want to tell you so much
I love you…
Mimo że mi to
tylko wyszeptał, w mojej głowie brzmiała ta piękna melodia. Miałam ochotę się
rozpłakać, jednak musiałam się opanować. Objęłam Blaisa w szyi i mocno się do
niego przytuliłam. Chłopak nie wiedząc
co zrobić dotknął moich włosów i delikatnie przeczesał.
- Ja Ciebie
też… - wyszeptałam do ucha, tylko tyle byłam w stanie zrobić. Tyle emocji we
mnie targało, jeżeli Draco i Hermiona
przeprosili się i wybaczyli sobie… to jest to najpiękniejszy dzień tego roku.
<Hermi>
Tak jest!! I
kto tu rządzi?! Nawet ciężarna potrafię złapać znicz!! Poleciałam na środek
boiska i uniosłam rękę wysoko w górę. Tłum oszalał, z każdej strony otaczały
mnie wiwaty, bądź buczenie niezadowolonych z wyniku. Spojrzałam w dół i ujrzałam uśmiechniętego od
ucha do ucha Dracona. Byłam szczęśliwa, że się pogodziliśmy. Nie jesteśmy już
razem i wiele się przez niego wycierpiałam, ale nadal go kocham. Ciężko mi się
przed samą sobą do tego przyznać, ale kocham tego skretyniałego tlenionego
idiotę. Ponadto spodziewam się jego dziecka i nie mogę pozbawić Fasolka ojca,
choćby był skończonym durniem. Czasem zastanawiam się dlaczego musiałam trafić
akurat na niego. Jest na świecie tylu wspaniałych facetów. Jak chociażby
Blaise. Gdyby to było jego dziecko zachowałby się zupełnie inaczej niż blondyn.
Apropos, gdzie Diabeł i Ev?? Rozejrzałam się w poszukiwaniu wielkiego
transparentu. Kiedy go zlokalizowałam zobaczyłam Blondi w ramionach bruneta.
Zatkało mnie i przez chwilę nie mogłam dojść do tego co się tam dzieje. Dopiero
po upływie paru sekund zreflektowałam się, że oni się CAŁUJĄ!!! Na brodę
Merlina CAŁUJĄ!!! Z niepohamowanej radości wzbiłam się w powietrze i z wielką
prędkością pomknęłam w dół. Na moje nieszczęście oczy zaszły mi łzami i na
chwilkę straciłam panowanie nad miotłą, która jak na złość skierowała się
wprost na trybuny kibiców przeciwników. Z łoskotem wpadłam w przerażony tłum.
Chroń mnie panie!! To było ostatnie co zdążyłam pomyśleć przed iście epicką
kolizją.